Piąty rok Phoebe nie zaczął się tak obiecująco jak myślała. Był ten cały Turniej Trójmagiczny, a to świadczyło, że nie będzie meczy Quidditcha. Phoebe chciała ubiegać się o pozycję w drużynie, a będzie musiała poczekać na to aż cały rok. W dodatku już gdy pojawiła się stacji King's Cross parę osób krzywo na nią spojrzało.
Była córką Syriusza Black'a, który całkiem niedawno uciekł z Azkabanu i się gdzieś ukrywa! Ludzie przestali jej ufać przez ojca, ale ona go ani trochę go nie winiła. Posyłał jej listy, czasem nawet drobne prezenty, choć wiedziała, że kupowała je mama, bo taka nie mógł.
Ani Phoebe ani jej matka, Roselle, nie wiedziały gdzie ukrywa się Syriusz. I tak miało pozostać.
— Pamiętaj, żeby nie wpakować się w kłopoty, skarbie. — powiedziała Roselle jeszcze na King's Cross.
Phoebe obiecała matce, że nie będzie sprawiała problemów. Chociaż można powiedzieć, że przyjaźń z bliźniakami Weasley i Lee Jordanem brzmi jak problem. Roselle lubiła chłopaków, mimo, że zdołała wymienić z nimi może dwa zdania kiedyś na peronie.
W pociągu siedziała w ich towarzystwie. Serce dudniło jej w piersi. Świat zdawał się wirować, a przez stres podróż minęła przerażająco szybko, co się często nie zdarzało.
W Hogwarcie, podczas uczty, profesor Dumbledore ogłosił turniej Trójmagiczny. Phoebe musiała powiedzieć, że to ciekawe doświadczenie. Fred i George od razu powiedzieli, że chcą brać w nim udział.
— Czy to nie jest córka Syriusza Blacka? — zapytała jedna dziewczyna z herbem Slytherinu.
— Tak, to ona. — odparła druga, nieco niższa od niej, Krukonka.
Phoebe spojrzała w ich stronę i przewróciła oczami. Niektórzy nie potrafili zrozumieć, że jej tata jest niewinny. Pojawił się w złym czasie obok Petera Pettigrew, który zdołał uciec.
— Wszystko będzie dobrze. — odparł Lee kładąc dłoń na jej ramieniu.
— Dzięki. — szepnęła z lekkim uśmiech.
Gdy nazajutrz spojrzała na plan była nieco wstrząśnieta. Trzy godziny eliksirów pod rząd. Nie była z nich taka zła, ale profesor Snape jej nienawidził. Już nie wiedziała czy to z powodu nazwiska, czy on po prostu nienawidził wszystkich dookoła. Nie potrafiła zliczyć ile razy pojawiła się u niego na szlabanie. W każdym bądź razie poniedziałek nie zapowiadał się tak kilkoro. Po eliksirach miała dwie godziny transmutacji, a następnie kolejne dwie zaklęć. Co wychodziła, że miała lekcje do samej dziewiątej do siedemnastej wliczając przerwę na lunch.
— Och, nasza biedna Phoebe. — powiedział Fred z chytrym usmieszkiem.
— Tak długo Cię męczą? — zapytał George — A gdzie czas na inne zajęcia?
— Spójrzcie na te pierwsze trzy godziny! To są istne tortury. — powiedziała — Chyba umrę!
— Ale dramatyzujesz. — zauważył Fred.
— Dzięki, mam to po tacie. — odparła Phoebe z szerokim uśmiechem i znów spojrzała na plan.
Wtorek nie był wcale aż taki zły. O dziewiątej miała godzinę zaklęć, następnie historię magii, opiekę przed czarną magią, starożytne runy i na koniec dwie godziny transmutacji. Środa i czwartej były jeszcze lepsze. W czwartek miała astronomię o północy. Była świetna z tego przedmiotu. A piątek znów miała do szensastej.
— Ja chcę już weekend. — westchnęła.
Była o rok niżej od swoich przyjaciół dlatego była na większości przedmiotów sama. No dobra. Nie całkowicie sama. Razem z Heather Gregory. Czasami ze sobą rozmawiały. Głównie dlatego, że jej mama była matką chrzestną Heather.
— My nie mamy lepiej. — odparł Lee podsuwając jej pod nos jego plan lekcji.
— Ale to ja piszę a tym roku Sumy! — zawołała.
— No tak. — westchnął Fred — Lament, rozpacz, panika, że sie nie zda. — opisywał — Mnie to nie dotyczyło, ponieważ mam sposób. Mam wszystko w...
— Ciekawa historia, Fred. — odparła Phoebe przerywając mu — Szkoda, że wujek Remus nas już nie uczy.
— Ciągle zapominam, że jest Twoim wujkiem. — odparł Lee.
— Trochę to dziwne. — odparł George.
— Nie jest mój to wujek, a bardziej jak... Och był przyjacielem taty. Więc jest jakby moim wujkiem. Poza tym. Jest moim też jakby ojcem chrzestnym. — odparła.
Bonnie, jej matka chrzestna, żona Remusa, często ją rozpieszcza. Roselle nie za bardzo się to podoba.
Remus w zasadzie potrzebował czasu, gdy James i Lily Potterowie umarli i nie dowiedział Roselle przez dobre parę lat, Bonnie opowiadała, że całkiem zamknął się w sobie i czasami myślał, że to naprawdę Syriusz ich wszystkich zdradził. Jego żona zaś sądziła, że to niemożliwe. Również nie wiedziała o podmianie strażnika tajemnicy, ale nie mogła uwierzyć, że Syriusz Black, który tak bardzo dbał o przyjaciół ich by zdradził. Nie przypominało to Łapy ani trochę.
Syriusz i Remus pogodzili w tamtym roku i jej wujek chce odkupić winy, że nie był obecny w jej życiu przez tak długi czas. Przychodził czasem — rzecz jasna — ale dość rzadko. Phoebe jednak nigdy się na niego nie gniewała. Nie wiedziała co to znaczy stracić przyjaciela, ale rozumiała, że on potrzebuje czasu. Szczególnie, że zginęli dla niego tacy ważni ludzie.
James Potter był chrzestnym Phoebe i wiedziała, że był w tym najlepszy. Mało pamiętała, prawie nic, ale wiedziała, że Rogacz dbał o nią jak o własną córkę. Nawet jak już urodził się Harry.
Phoebe nie była dobrze nastawiona, gdy usiadła w ławce, obok Heather, Snape od razu spojrzał na nich z widoczną odrazą. Nie lubił, wręcz nienawidził, Phoebe ale nie mógł jej zarzucić braku talentu. Zyskała go po Roselle. Była świetna w eliksirach i nawet Snape nie mógł tego zaprzeczyć.
CZYTASZ
A Sky Full Of Stars | Phoebe Black
Fanfiction*Na podstawie mojej książki „Evermore" o Syriuszu Blacku Córka Syriusza Blacka zawsze będzie postrzegana tak samo. Phoebe nigdy się tym nie przejmowała, miała przy sobie osoby, które kochały ją taką jaka jest. Jej serce zgarnął najlepszy przyjaciel...