Rozdział 11

479 22 43
                                    

Phoebe spojrzała z niechęcią w książkę z eliksirów. Snape zarządził sprawdzenie wiedzy na dzień przed pierwszym zadaniem turnieju Trójmagicznego. Nie mogła liczyć na pomoc przyjaciół, bo niestety byli fatalni z eliksirów. Zazwyczaj świetnie sobie radziła, a teraz nie tyle co miała problem z zapamiętam wszystkiego, a ze skupieniem. Ciągle myślała o tym jak Harry wypadnie na pierwszym zadaniu, kto wrzucił jego imię do Czary, żałowała, że nie zdążyła zapytać taty co jej grozi. Chciała aby wszystko było jak dawniej i, żeby przestała się tyle zamartwiać, bo nie było jej to teraz potrzebne. Przed nią SUMy, a Phoebe ma wielkie ambicje na zostanie aurorem tak jak jej ojciec chrzestny. Mało spała, próbowała pomoc Harry'emu, sobie i skupić się na nauce, a w dodatku bardzo polubiła Louriego i chciała go bliżej poznać.

— Cześć. — usłyszała obok swojego ucha. Unoszący się zapach cynamonu zabił zapach książek, gdy chłopak usiadł obok niej i uśmiechnął się promiennie, spoglądając jej przez ramię — Antidota. — przeczytał — Snape się tego strasznie czepia. — odparł Lee odsuwając się znacznie od Phoebe.

Dziewczyna nie mogła nie zauważyć, ale Lee ostatnio był bardziej ponury i markotny niż zwykle i sama nie wiedziała co jest tego powodem. Chciała go już kilkukrotnie zapytać, ale zmieniał temat, dlatego się poddała. A nie było łatwo, bo do wszystkiego dochodził najwidoczniej zakochany Fred, który ciągle mówił i myślał o Shey Nelson, która najwyraźniej skradła jego serce. I Phoebe musiała przyznać, że ten widok był jednocześnie zabawny i uroczy, bo Fred rzadko kiedy wyznaje, że kogoś bardzo lubi i nie jest typem czułych i słodkich wyznań, a o Shey mówi bez przerwy.

— No co ty. — powiedziała Phoebe — Mam już tego dość. — dodała z trudem tłumiąc ziewnięcie.

— Może powinnaś zrobić sobie chwilę przerwy. — zaproponował Lee kładąc dłoń na jej ramieniu.

— Nie mogę. — powiedziała — Musze to perfekcyjnie umieć.

— Nie oczekuj od siebie zbyt wiele...

— Chcę być aurorem. — zaznaczyła — A skoro tak to muszę ciężko pracować. — dodała.

— To prawda, ale zaczynasz być już zmęczona. — powiedział Lee — Dlatego jako twój przyjaciel, któremu na tobie zależy, mówię ci byś zrobiła sobie chwilę przerwy. — dodał.

— To bardzo miłe z twojej strony. — powiedziała wzdychając. Oparła się o jego ramię, a on nagle się cały spiął — Co tu w ogóle robisz?

— Fred zaczął swój codzienny monolog na temat tego jak bardzo podoba mu się Shey. Nie powiedział w zasadzie tego wprost, ale miałem wrażenie jakby tak powiedział. — odparł Lee.

— Oszalał na jej punkcie. — powiedziała Phoebe — To całkiem urocze. — dodała.

— Może i tak. — powiedział Lee wzruszając ramionami — Ty naprawdę lubisz tego chłopaka... Lucasa?

— Nazywa się Lourie. — zaśmiał się Phoebe — I jest całkiem fajny. — powiedziała.

— To fajnie. — mruknął — Muszę już iść. Widzimy się potem. — odparł.

Nadszedł wtorek wszyscy zgromadzili na trybunach aby oglądać jak radzą sobie ze smokami. Phoebe nie zwracała na resztę uczestników większej uwagi. Czekała tylko na Harry'ego. Była cała zdenerwowana. Ręce się jej trzęsły.

— Błagam nie zabij się. Błagam nie zabij się. — szeptała, gdy usłyszała gwizdek, który zwiastował, że teraz kolej na Harry'ego.

— Wszystko będzie dobrze. — powiedział George kładąc dłoń na jej plecach.

A Sky Full Of Stars | Phoebe Black Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz