Po spotkaniu z tatą Phoebe trochę bardziej zamknęła się w sobie, co było zauważalne gołym okiem. Nie chciała pokazywać, że jednak sprawa z tatą ją dobija, to, że nie może się z nim normalnie skontaktować ani spotkać. Nie mogła nic z tym zrobić dlatego próbowała to zwalczyć. Lourie zauważył zmianę u dziewczyny, ale jednak mało go to obchodziło. Niestety nie był to typ chłopaka, który przejmował się gdy dziewczyna ma gorszy humor. Fred próbował dopytać, ale Phoebe nie chciała go denerwować. Między nim i Shey się świetnie układało i jeśli Phoebe miałaby być z jakiegoś powodu szczęśliwa to właśnie z tego. George również próbował coś wyciągnąć z dziewczyny, ale jego plan nie powiódł.
Nie tylko tęsknota z ojcem sprawiała i Phoebe uczucie przygnębienia a także Lee, który rzadko odzywał się do Phoebe, głównie rozmawiał się bliźniakami, a na nią nawet nie spojrzał. Nie wiedziała jaki jest powód takiego nagłego odwrócenia się od niej, ale trwało to już długo i jedyną przerwą były urodziny bliźniaków.
W dodatku zbliżały się sumy, co powodowało stres u Phoebe, mimo, że w ogóle nie przejmowała się nauką. Musiała się jednak trochę przyłożyć jeśli chciałaby uzyskać dobre oceny.
— Mam już szczerze tego dość. — powiedziała Phoebe.
— Nie dziwię się. — powiedział George — Ale nie martw się! Wszystko będzie dobrze! — pocieszył ją.
— Nie mówiliście, że to takie męczące. — jęknęła.
— Tak, wiemy, Phoebe, wszyscy to przechodziliśmy. — warknął Lee.
— Dobra! Zmiana tematu. — odparł George patrząc na Lee jakby właśnie wystrzelił w kogoś złowrogim zaklęciem — Co z Louriem?
Lee po usłyszeniu tego imienia głośno prychnął.
— Nic. — powiedziała Phoebe — Na razie nie chcę go widywać.
— Co się stało? — zapytał George — Powiedział coś nie tak?
— Nie... Po prostu, patrzę na relacje Freda i Shey, którzy nawet nie są razem, to aż im zazdroszczę. Lourie nie jest wielkim fanem rozmów. — dodała — Nie chce mnie bliżej poznać, nie chce bym ja poznawała bliżej go, jedyne co robimy to się całujemy. Najpierw myślałam, że tak po prostu jest na początku, ale... Fred już dawno by pocałował Shey gdyby nie chciał jej poznać.
— Fred i Shey tu zupełnie inna sprawa, Phoebe. — powiedział George — Fred nie raz chciał ją pocałować, chwila sprzyjała i tak dalej, ale on po prostu nie chciał się spieszyć, bo boi się, że speszy Shey. — dodał.
— Chyba będę musiała zerwać z Louriem. — powiedziała.
Ten temat najwidoczniej już bardziej zainteresował Lee, który teraz patrzył na Phoebe, a nagle ta ignorancja i obojętność zniknęła. Wpatrywał się w nią jakby była z obrazu.
— Jak nie jesteś z nim szczęśliwa to z nim zerwij. — odezwał się po raz pierwszy Lee a jego policzki się zarumieniły.
— Może i tak zrobię. — powiedziała Phoebe wzruszając ramionami.
George spojrzał na Phoebe i potem na Lee jakby właśnie zdał sobie z czegoś sprawę, podniósł do góry brwi i oparł się kanapę wciąż patrząc to na jednego to na drugiego. W końcu uśmiechnął się do siebie triumfalnie i wstał z kanapy tak szybko, że niemalże przewrócił się na stolik.
— Muszę iść. — wypalił i ruszył w stronę obrazu.
Phoebe zmarszczyła brwi i usiadła bliżej Lee chwytając książkę w dłoń. Czuła na sobie wzrok czarnoskórego jakby ten wahał się aby coś powiedzieć.
— Wszystko dobrze? — zapytał nagle.
— Tak. — powiedział podnosząc książkę i przysuwając jeszcze bliżej twarzy.
— Tak? — zapytał, chwycił książkę i odłożył na stolik — Co się dzieje? — zapytał troskliwym głosem, zupełnie innym niż ten, którym zwracał się do niej wcześniej.
— Sama nie wiem. — powiedziała.
— To przez Louriego? — zapytał.
— Nie. — odpowiedziała — Nie jestem pewna czy on mi się w ogóle podoba. — wyznała na głos to co długo czuła.
— Nie?
— Nie czuję tego. — powiedziała — Próbowałam, ale po prostu chyba jest ktoś inny... — szepnęła wpatrując się w Lee, potrząsnęła głową — Chodzi o tatę.
— No tak. — powiedział Lee.
— Nie rozmawiajmy o tym tutaj. — powiedziała.
— Masz rację. — odparł i zebrał wszystkie ich rzeczy, wziął Phoebe za rękę i pociągnął do swojego dormitorium. Usiadł na swoim łóżku i poklepał miejsce na przeciwko niego by dziewczyna tam usiadła — Mów.
Phoebe dokładnie opisała mi cały problem z każdą minutą przybliżając się do niego. Bardzo nie chciała płakać, bo ostatnio za często to robiła, ale temat ojca należał zdecydowanie do tematów wrażliwych, więc po chwili już szlochała Lee w ramię, a on trzymał ją w ramionach tak czule się jak kiedyś, gładził ją po ramieniu nic nie mówiąc przez chwilę.
— Przepraszam. — wymamrotał zawstydzony.
— Co?
— Przepraszam za to jak się zachowywałem. — powiedział — I za to jak cię traktowałem. — dodał — Nie powinienem był... Może byłem... Trochę... Odrobinkę zazdrosny. — szepnął.
— Zazdrosny? — zapytała.
— Bo widzisz... Martwiłem się, że teraz Lourie zastąpi ci mnie. — wyznał — Że będzie chciał się pocieszać, a ja lubię... to znaczy nie lubię jak płaczesz, ale lubię gdy przychodzić do mnie i mi się zwierzasz.
— Lee, nikt nie jest w stanie mi ciebie zastąpić. — powiedziała patrząc mu w oczy — Nawet gdyby ktoś próbował, nie pozwoliłabym na to. — wyznała.
Lee znów objął Phoebe i pogładził po głowie. Gdy dziewczynie zrobiło się już lepiej rozmawiali o wszystkim, wciąż siedząc blisko siebie. Odsunęli się dopiero gdy Fred wszedł do dormitorium jak zwykle cały w skowronkach. Phoebe i Lee wymienili spojrzenia uśmiechając się do siebie. Fred niemalże ich nie zauważył, bo wręcz w podskokach poszedł do łazienki.
— Nie zdziwiłbym się gdyby kiedyś przez zamyślenie walnąłby o ścianę. — wyznał ze śmiechem Lee.
— On ją po prostu kocha. — powiedziała Phoebe.
— Oj tak. Zakochał się w niej na zabój. — powiedział Lee patrząc na Phoebe z lekkim uśmiechem.
CZYTASZ
A Sky Full Of Stars | Phoebe Black
Fanfic*Na podstawie mojej książki „Evermore" o Syriuszu Blacku Córka Syriusza Blacka zawsze będzie postrzegana tak samo. Phoebe nigdy się tym nie przejmowała, miała przy sobie osoby, które kochały ją taką jaka jest. Jej serce zgarnął najlepszy przyjaciel...