Rozdział 22

422 30 24
                                    

Po, można by rzec, niewinnym pocałunku z Louriem, owy chłopak często zabierał Phoebe w ustronne miejsca. Na początku wydawało jej się to słodkie, ale z dnia na dzień zdawała sobie sprawę, że tak naprawdę nie zna go tak dobrze, a ciężko ocenić jego charakter po tym jak ją całuje. Dlatego Phoebe też czuła się coraz gorzej, gdy on za każdym razem nie chciał rozmawiać a jedynie się z nią całować. Nie miała za bardzo kogo prosić o radę oprócz Shey i może nawet Heather Gregory ale ostatnio rzadko się widywały.

Na koniec marca ona i Lee musieli odłożyć kłótnie na bok i zacząć się zastanawiać nad prezentem dla swoich przyjaciół. Coś więcej planują jedynie na George'a, bo się pewni, że Shey coś robi dla Freda, poza tym, Phoebe sprytnie podsłuchała zamiary Shey w ten dzień dlatego nie musieli się obawiać. A chcieli zrobić coś dla George'a by chłopak nie poczuł się urażony. Wiedzieli, że żaden z nich nie oczekuje góry prezentów, bo należeli do, pod tym względem, osób, ale Phoebe jednak kusiło by zrobić coś więcej dla chłopaków.

— Więc masz już jakiś pomysł? — zapytał Lee wciąż nie patrząc na Phoebe, jakby się jej nagle zaczął wstydzić.

— Chyba mam. — powiedziała Phoebe — A ty?

— Najpierw powiedz.

George zaznaczył przy rozmowie, gdy ta chciała wybadać co by chciał zostać, że nie chce nic dostawać, ani nie chce niespodzianek. Chce mieć, co niepodobne do niego, spokojne siedemnaste urodziny w ich towarzystwie ciesząc się, że jego brat się ogarnął i zaczyna działać w kierunku Shey. Phoebe jednak znała już George i nie mogła pozwolić na aż tak spokojne urodziny, dlatego wpadła na pomysł by po prostu polatać na boisku Quidditcha, a potem usiąść na kocu by coś zjeść. Lee od razu się zgodził na pomysł Phoebe i razem chcieli dogadać się co do prezentu. Phoebe najchętniej dołożyłaby się do sklepu, ale wiedziała, że bliźniaki nie są chętni by przyjmować darowizny.
Nie raz też próbowała się z nimi zakładać i celowo przegrać, ale oni od razu to rozpoznawali. Nie chcieli być traktowani na litość, mimo, że Phoebe by zrobiła to bo wiedziała jak bardzo zależy im na sklepie. W końcu kupili im zestaw do dbania o miotłę. Phoebe się zastanawiała czy nie dać im miotły, ale było za mało czasu, bo wtedy poprosiła by również znajomych i rodzeństwo chłopaków aby się dołożyli.

W końcu nadszedł pierwszy kwietnia. Phoebe szybko pobiegła do dormitorium chłopaków, którzy spali jak po eliksirze słodkiego snu głośno chrapiąc. Lee jako jedyny już był na nogach, ubrany w swój szkolny mundurek posłał Phoebe delikatny uśmiech. Dziewczyna to odwzajemniła. Za pomocą magii i jak najciszej nadmuchali balony, które unosiły się w powietrzu wskazując wielką siedemnastkę. W końcu pojawiły się skrzaty domowe wniosły dwa torty. Na jednym z nich było napisane lukrem:

Najlepsze życzenia, George.

A na drugim zaś, innym kolorem lukru:

Najlepsze życzenia, Fred.

Jeden tort, od George'a był pomarańczowy z fioletowym napisem a drugi na odwrót, fioletowy z pomarańczowym napisem.

W tym momencie cieszyli się, że Fred i George twardo spali i się nie obudzili gdy wszystko przygotowywali. Lee zapalił świeczki na tortach bliźniaków i spojrzał na Phoebe czekając na znak by odsłonić zasłony łóżek bliźniaków. Brunetka kiwnęła głową i pociągnęła za zasłony łóżka Freda, aby chłopaka obudziło dziennie światło, ale zrobiła to za mocno przez co zasłona się urwała.

— Brawo, Phoebe. — wymamrotał Fred przez szerokie ziewnięcie.

— Przepraszam. — zaśmiała się i machnęła różdżką by naprawić zasłony — Wszystkiego najlepszego! — krzyknęła głośno.

— Phoebe, jest wcześnie. — powiedział Fred ale dziewczyna zauważyła, że się uśmiecha.

— Potem cię pewnie porwie Shey. — powiedziała Phoebe wymieniając z Lee spojrzenie.

Fred i George w końcu oboje zwlekli się łóżek. Phoebe złożyła Fredowi tak długie życzenia jak nigdy chyba pięć razy życząc by zszedł się z Shey, w końcu już przyznawał się, że to co do niej czuje to miłość. Objął ją mocno i gdy się odsuwał pocałował ją w policzek, a potem pobiegła do George'a składając mu równie długie życzenia. Brunetka wiedziała, że chłopak jest o wiele bardziej wrażliwy od Freda ale teraz sprytnie to ukrył długo przytulając Phoebe. On również odsuwając się pocałował policzek Phoebe.

— Pomyślcie życzenie i zdmuchnijcie świeczki. — rozkazała Phoebe.

Fred i George spojrzeli na siebie i dziewczyna mogła przysiądz, że oboje wymarzyli sobie sklep. Wręczyli im prezentu w torebki w kolorach taki sam jak ich torty, a dla Phoebe ich uśmiechy świadczyły tylko o tym, że on i Lee się spisywali. Oboje jeszcze raz ich mocno objęli, a potem zjedli po kawałku tortu, komentując go jak niektóre panie na przyjęciach urodzinowych śmiejąc się, ale przez to nie zjedli na za wiele na śniadanie.

Przed obiadem Freda faktycznie porwała to Shey, a gdy cała trójka zjadła obiad Lee odwrócił się do George trzymając opaskę na oczy:

— Załóż. — rozkazał.

— Co? — zapytał speszony.

— Chcemy cię uprowadzić i zamknąć w piwnicy. — zaśmiała się Phoebe — Niespodzianka urodzinowa!

— Już nam daliście...

— To się nie liczy. — powiedział Lee.

— Shey zrobiła niespodziankę dla Freda, a my dla ciebie. — powiedziała z uśmiechem Phoebe.

George w końcu założył opaskę, a Lee i Phoebe pomogli mu dość na zewnątrz. Odsłonili mu oczy i ujrzał trzy miotły leżące na ziemi.

— Będziemy latać? — zapytał.

— Nie. — zaśmiała się Phoebe — Będziemy chodzić po niebie, głuptasku.

Cała trójka się wzbiła w powietrze. Zrobili parę okrążeń i wylądowali na ziemi. Potem Lee i Phoebe rozłożyli na ziemi koc, a George rozpływał się powtarzając, że nie musieli. Phoebe oparła się o drzewo patrząc na uśmiech George'a. Uwielbiała patrzeć na ich uśmiechy. Później zobaczyli również Shey i Freda, szli za ręce przez błonie, ale szybko zniknęli.

— Myślę, że pod koniec kwietnia będą razem. — powiedział Lee.

— Zakładamy się? — zapytał George.

— Dobra! — zawołała Phoebe — Ja obastawiam maj. Nieważnie czy początek, środek czy koniec maja, ale myślę, że właśnie tego miesiąca się zejdą.

— Ja myślę, że to będzie czerwiec. — odparł George — Shey jest nieśmiała, a znamy Freda... Już raz wszystko zepsuł.

— O galeon?

— O pięć galeonów. — powiedziała Phoebe, a chłopcy przytaknęli.

W końcu zrobili się chłodno dlatego postanowili wrócić do dormitorium. Gdy nadeszła pora, gdy Lee i George oznajmili, że poszli spać George się jeszcze zatrzymał przed Phoebe.

— W dormitorium będę jeszcze dziękował Lee, ale... Dziękuję Ci, Phoebe. Za ten dzień. Nie musiałaś...

— Musiałam, George. — powiedziała — Zasłużyłeś. — dodała.

— Po prostu Ci dziękuję. Naprawdę przeszłaś sama siebie, było super. — powiedział przytulając znów dziewczynę — Odpłacę Ci się w twoje urodziny. — szepnął.

— Nie ma za co. — zaśmiała gładząc go po plecach.

A Sky Full Of Stars | Phoebe Black Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz