Rozdział 47

315 33 28
                                    

— Widzimy się za parę dni! — powiedział Harry krótko przytulając Phoebe.

— Spróbuj nie wpakować się w kłopoty. — powiedziała.

— I kto to mówi. — powiedział uśmiechając się do niej kpiąco.

Harry odszedł do Rona, który pożegnał się już z Lavender, a Phoebe wyszła na King's Cross, gdzie stał Syriusz o dziwo bez Roselle, u jego boku stał Lee i co Phoebe zdziwiło jeszcze bardziej, ONI ROZMAWIALI, a jej tata wydawał się być na swój sposób poważny.

— Już jest! — powiedział Lee.

— Cześć kochanie! — zawołał Syriusz przytulając córkę.

— Cześć tata, co tu tutaj robisz? — zapytała.

— Przyszedłem po ciebie, rzecz jasna. — powiedział uśmiechając się.

— Ale... Lee...

— Już nie mogę porozmawiać z twoim chłopakiem, spędzimy razem święta! — powiedział Syriusz — Ja się teraz odwrócę i będę udawał, że nie widzę, a wy możecie się przywitać. — odparł, natychmiast się odwracając i rozglądając po peronie, Lee pocałował szybko Phoebe w usta i mocno przytulił.

— Tęskniłem za tobą. — szepnął.

— Ja za tobą też, okropnie. —powiedziała

— Już skończyliście? — zapytał Syriusz — Mogę się odwrócić?

— Tak, tato.

— Super, plan jest taki, idziemy do domu, a jutro możesz iść do Lee, bo chce Ci pokazać mieszkanie. — powiedział Syriusz — Chodź, bo mama pewnie się martwi.

Wchodząc do domu Phoebe usłyszała głośny płacz dziecka. Jej tata, gdy tylko rozebrał kurtkę i buty wziął Jamesa na ręce.

— Podszedłeś tylko w koszulce? — zapytała patrząc wątpliwie na jego czarną koszulkę z krótkim rękawem — Jest mróz na dworze, jeszcze się pochorujesz i tyle będziemy mieli ze świąt. — powiedziała Roselle — Cześć kochanie, wszystko w porządku, jesteś głodna? Tak się cieszę, że wróciłaś.

— Nie jestem głodna, wszystko w porządku. — powiedziała Phoebe — Mogę Ci w czymś pomóc?

— Nie trzeba! Twój tata wie jak ich uspokoić, zawsze opowiada im te swoje głupie historie z Hogwartu. — powiedziała.

— Nie są głupie skoro sprawiają, że Jamie i Julian przestają płakać. — powiedział Syriusz — Na pewno nie jesteś głodna?

— Nie. — powiedziała Phoebe.

— Jak się ma Harry? Wszystko dobrze? — zapytała.

— Mamo, wszystko jest w porządku. — powiedziała Phoebe — A nie wiesz może co się dzieje z Shey...

— Phoebe, skarbie, nawet gdybym wiedziała, nie mogę Ci powiedzieć. — odparła.

— Czyli ty coś wiesz!

— Owszem, wiem, ale wątpię by Shey chciała się z tym dzielić ze wszystkimi. — powiedziała Roselle.

— Co się stało? — zapytała — Ktoś ją zaatakował...

— Nie, ale to sprawy prywatne. Jestem pewna, że Ci powie, ale biedna dziewczyna musi się z tym oswoić kochanie, to trochę dużo jak na jej nerwy. Jestem pewna, że Fred jej pomaga. — odparła, a Phoebe zmrużyła oczy — Nie patrz tak na mnie, nie mogę Ci powiedzieć.

— Ale oni nie powiedzieli nawet Heather, chcę po prostu wiedzieć czy to coś poważnego.

— To nic poważnego, Shey nic nie jest. Tu chodzi o zupełnie inne sprawy i sytuacja wyglądała zupełnie inaczej niż się wydaje. — powiedziała Roselle — Jeśli Shey ci jeszcze nie powiedziała to znaczy, że wciąż musi to przemyśleć. — dodała.

Phoebe oczywiście nie poddała się i próbowała wyciągnąć coś od swojej mamy ale próby szły na marnę, bo jej mama była nieugięta. Oczywiście, że dziewczyna się martwiła, tu chodziło o jej przyjaciół, jeśli coś się wydarzyło miała prawo wiedzieć, ale Roselle zaznaczała wiele razy, że tu nie chodzi o smierciożerców, a sprawy, które nie mają nic z tym wspólnego.

Następnego dnia Lee deportował się po Phoebe, wypił kawę u Syriusza i Roselle, a potem złapał Phoebe za rękę i deportował ich pod kamienicę. Wyciągnął klucze z kieszeni, wszedł po schodach na trzecie piętro i otworzył jasne drzwi do mieszkania. Było ono bardzo małe, ale wyglądało ładnie, pierwsze co rzucało się w oczy to jasna kanapa na dwie osoby, fotel pasujący do kanapy i stolik na kawę z jasnego drewna, regał gdzie stały zdjęcia, na przykład jego i Phoebe, pod nogami rozciągał się szary dywan. Następnie była bardzo mała kuchnia w takich samych kolorach jak salon. Łazienka była w kolorach czerni i bieli, a w sypialni ledwo się mieściło tylko dwuosobe łóżko i szafa.

— Nie jest... duże, ale mieszkam sam. — powiedział Lee rzucając klucze na stolik — I muszę oszczędzać. Myślałem o zrobieniu prawa jazdy... ale chyba to nie pora na takie rzeczy.

— Przeprowadzimy się do czegoś większego. — wypaliła Phoebe.

— Dobrze wiedzieć, że jesteś otwarta na propozycje mieszkania razem, bo właśnie o to chciałem cię zapytać. — powiedział Lee uśmiechając się.

— Nie mogę wiecznie mieszkać z rodzicami. — powiedziała przytulając się do Lee i całując go lekko w usta — Wyjaśnij mi proszę skąd masz taki dobry kontakt z moim tatą? Bo ostatnio on nie był do ciebie przekonany, a ty się go bałeś.

— Zaprosił mnie parę razy do siebie bym mu pomógł poskładać jakieś meble, on mi też pomógł dużo w mieszkaniu, bo nie mogłem liczyć na pomoc mojego taty. Syriusz przyszedł do sklepu Freda i George'a gdy tam pracowałem i powiedział, że może mu pomóc.

— Jesteś z moim tatą po imieniu? — zapytała.

— Tak kazał mi się do niego zwracać. — odparł Lee.

— On cię naprawdę lubi. — powiedziała — A już się bałam, że będziecie się nie lubili!

— Kazał mi tylko obiecać, że nie zrobię Ci krzywdy, a gdy zacznę myśleć o oświadczynach mam go powiadomić, aby mógł się przygotować. — powiedział Lee — Boi się o ciebie odkąd wojna się nasiliła i rozumiem czemu nie ufał mi na początku, poza tym, zawiódł się już raz na kimś komu ufał, więc go nie winię.

— Ja się boję o ciebie. Ja jestem w Hogwarcie, a ty? Chodzisz sobie po ulicach i zawsze możesz wpaść na kogoś i...

— Phoebe, jestem ostrożny. — powiedział Lee — Obiecuję. — szepnął całując ją w czoło — Nie martw się o mnie, masz już za dużo zmartwień.

Pół dnia spędzili u Lee, a potem oboje wrócili do domu Phoebe (Lee miał tam spać podczas świąt), a tam juz był Remus, Bonnie razem z dziećmi. Wieczorem Phoebe siedziała razem z Lee w swoim pokoju, rozmawiali o roku szkolnym dziewczyny i o pracy Lee.

— Tęsknię za tobą. — wyznał — Cały czas mi ciebie brakuje.

— Ja za tobą też, Lee, i to bardzo! — odparła przybliżając się do swojego chłopaka i całując go w usta. Chwilę później trochę ich poniosło i Phoebe leżała na Lee.

— Chcecie herbaty? —zapytał Syriusz wchodząc do pokoju — O Boże! O matko! — krzyknął.

— Tato! — zawołała Phoebe.

— Przepraszam, zapomniałem zapukać, już wychodzę. — powiedział wycofując się z pokoju — Ale jakbyście mieli coś zrobić to nie zapomnijcie się zabezpieczyć. — powiedział ciszej uchylając drzwi z pokoju.

— O Boże, tato! — zawołała Phoebe z lekką pretensją.

— Nastrój chyba prysł. — powiedział Lee, gdy Syriusz znów zamknął drzwi i tym razem na pewno zszedł na dół.

— Ale niezręcznie! — powiedziała chowając twarz w jego koszulce.

— Chyba pozostaje nam się po prostu położyć i iść spać. — powiedział — Chociaż nie ukrywam, jestem bardzo ciekaw do czego do dążyło. — wyznał a Phoebe się roześmiała i spojrzała mu w oczy. Lee szybko pocałował ją w  usta — Kocham cię.

— Ja ciebie też, kochanie.

A Sky Full Of Stars | Phoebe Black Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz