Treningi do pierwszego meczu Quidditcha ze Ślizgonami były męczące, ale żadne z graczy się nie poddawało, nawet Ron, któremu często dokuczali ślizgoni. Phoebe wiedziała, że chłopak był dobry. Nie raz widziała jak grał z braćmi i nie był zły, ale miał problem z samooceną i pewnością siebie. I Phoebe szczerze mu współczuła.
— Powinniście z nim porozmawiać, to wasz brat. — powiedziała Phoebe posyłając bliźniakom spojrzenie pełne zawiedzienia.
— Ron da sobie radę! — odparł Fred.
— Właśnie! Uwierz mi, że zagra dobrze jeśli będzie w siebie wierzył. — dodał George.
— Ale...
— Phoebe, my wiemy, że Ron jest dobry i wierzymy w niego. — odparł Fred.
— To dlaczego nie ruszycie tyłka i mu o tym nie powiecie? — zapytała.
— Bo nie...
— Gdybyście czasem pokazali mu, że wam na nim zależy to by wasze relacje były zupełnie inne. — powiedziała Phoebe — A wiem, że Wam zależy.
— Oczywiście, że nam zależy. To nasz brat, dobra? — powiedział George.
Phoebe była nieco nerwowa przed meczem co Lee zauważył i starał się jej poprawić humor, ale każde próby były na marne, bo mecz nie był jedyną rzeczą, która dręczyła dziewczynę. Był nią Lee. A raczej to co między nimi jest. Zachowują się jak para, a ani ona ani Lee nigdy o to nie zapytali, nie rozmawiali o tym. A jest oczywiste, że żywią do siebie mocne uczucia. Sam Lee uświadamiał to dziewczynie i to nie raz.
— Będę beznajdziejna. Spadnę z miotły. — powiedziała.
— Nie spadniesz. — odparł Lee siadając obok dziewczyny na jego łóżku.
— Pewnie ani razu nie strzelę. — powiedziała — Albo gorzej. Nie trafię. — odparła.
— Nie brzmisz jak ty. — powiedział Lee łapiąc dziewczynę za rękę — Wszystko będzie dobrze, tak?
— Nie. — szepnęła.
— Phoebe... Będę za ciebie trzymał kciuki przez cały mecz. — wyznał — Poza tym, nawet bez tego byś sobie dała radę! Jesteś niesamowita. — dodał.
— Nie wiem Lee. — westchnęła
— Dobrze wiesz, że tak. — odparł Lee zakładając kosmyk włosów Phoebe za ucho — Zapewniam cię, że wszystko będzie dobrze. — dodał.
— To miłe. — odparła.
— Jako komentujący nie powinienem obierać stron i mieć faworytów i inne takie durne bzdety, o których mówiła mi McGonagall, gdy się zgłosiłem, ale ty zawsze będzie moją faworytką. — powiedział Lee — Wiesz... pamiętam kiedy zaczynałaś mi się podobać... znaczy, kiedy sobie to uświadomiłem. Było to na moim piątym roku. Twój tata uciekł z Azkabanu, a ty miałaś urodziny i spędziłaś dzień na płakaniu, mimo, że starałaś się to ukryć. Pamiętam, że trzymałaś prezent od taty i list w ręce i wybuchnęłaś płaczem... A ja...
— A ty podszedłeś do mnie, przytuliłeś do siebie i obiecałeś, że nieważne jak skończy się sytuacja z tatą, ty zawsze będziesz gotów mnie pocieszyć. — dokończyła Phoebe — Pamiętam. — dodała.
— Wiem, że dręczy cię... masz wiele spraw na głowie, ale chciałbym iść do przodu powoli. — wyznał.
— Tak będzie najlepiej Lee. — powiedziała.
Fred, George i Harry też robili co w swojej mocy aby poprawić humor Phoebe i uświadamiali jej, że dobra z niej zawodniczka.
— Harry, ty się lepiej przejmuj Ronem! — powiedziała mu Phoebe
CZYTASZ
A Sky Full Of Stars | Phoebe Black
Fanfiction*Na podstawie mojej książki „Evermore" o Syriuszu Blacku Córka Syriusza Blacka zawsze będzie postrzegana tak samo. Phoebe nigdy się tym nie przejmowała, miała przy sobie osoby, które kochały ją taką jaka jest. Jej serce zgarnął najlepszy przyjaciel...