Rozdział 3

950 38 70
                                    

Rozłąka z tatą była bardzo bolesna dla Phoebe. Dziewczyna tęskniła za nim i to ogromnie, ale nie mogła nic z tym właściwie począć. Mogła jedynie żyć z nadzieją, że kiedyś to się zmieni i będzie mogła widzieć swojego tatę na codzień.

Starała się nie pokazywać po sobie tego jak bardzo dołuje ją ten fakt, ale jej mama mówiła, że Syriusz zawsze powtarzał, że prawdziwi przyjaciele zawsze ujrzą smutek. I właściwie tak się stało. Bliźniacy i Lee od razy zauważyli, że coś nie tak jest z Phoebe. Wiedzieli to już odkąd ostatni raz widziała tatę. Nie chcieli na nią naciskać, ale martwili się.

— Wszystko gra, Phoebe? — zapytał Lee, gdy razem szli do Pokoju Wspólnego.

— Pewnie. — powiedziała wymuszając uśmiech w jego stronę.

— Phoebe, coś mi się nie wydaje. — odparł.

Zawsze jej się zdawało, że Lee najszybciej wychwytuje zły humor młodej Black, ale to mogło jej się tylko zdawać.

— Po prostu... — zaczęła ale w końcu się zacięła nie wiedząc czy może mu to powiedzieć.

Fred i George wiedzą o sytuacji we Wrzeszczącej Chacie i zdają sobie sprawę z niewinności Syriusza, ale pytanie czy Lee sądzi tak samo, czy może jednak myśli, że to jej tata zdradził Potterów.

— Możesz mi powiedzieć. — odparł Lee zatrzymując się.

Stanął przed nią i położył dłoń na jej ramieniu.

— Wiesz, że mój tata to Syriusz Black...  — zaczęła niepewnie — I no wiesz...

— Wierzę, że Twój tata jest niewinny. — przerwał jej Jordan.

— Skoro tak. — odparła — To...

— Zanim tęsknisz. — dokończył za nią — Wiem, rozumiem to. — powiedział.

— Nawet nie wiem gdzie on jest, co robi, czy nie jest poważnie chory albo umiera z głodu. — powiedziała czując łzy napływające do jej oczu.

Lee przyciągnął ją delikatnie do siebie i objął. Dziewczyna odwzajemniła to o wiele mocniej niż on. Jedną dłonią gładził on włosy Phoebe, gdy jej było wstyd, że się tak rozkleiła.

— Chciałabym go zobaczyć. — szepnęła.

— Wiem. — powiedział — I uwierz mi, że jeszcze go zobaczysz. — odparł — Uniewinnią go.

— Nie zapowiada się na to. — szepnęła.

— Ale to zrobią. — odparł Lee.

Lee nie puszczał Phoebe jeszcze przez chwilę. Razem poszli się pouczyć do biblioteki, gdzie jak zwykle siedziała Shey Nelson. Obok niej miejsce zajmował Aidan Lewis, najwyraźniej znudzony opierał się o rękę i mierzwił sobie włosy.

— On jest gejem. — powiedziała po przemyśleniach Phoebe.

— Co? Kto? — zapytał Lee marszcząc brwi.

— Aidan Lewis. — odparła Phoebe.

— Skąd wiesz? — zapytał z lekkim uśmiechem patrząc na nią.

— Widziałam go kiedyś z takim jednym chłopakiem i aż była wyczuwalna ta chemia między nimi. — wyjaśniła Phoebe.

Osobiście popierała osoby innej orientacji, nie było to dla niej nic innego ani nie było się czego wstydzić. Phoebe właściwie była biseksualna, zdawała sobie już z tego sprawę. Niektórzy mogli mówić, że jej to przejdzie, gdy zacznie dorastać, ale co miała zrobić gdy czuła, że pociągają ją i chłopcy i dziewczyny?

Lee, George i Fred też o tym wiedzieli i całkowicie to w niej akceptowali. W zasadzie czasem wykorzystywali to gdy rozmawiali o dziewczynach. Pytali Phoebe czy według niej ta dziewczyna jest ładna i czy by się z nią umówiła.

— Shey Nelson. — powiedział Fred podczas jednej z rozmów — Jest całkiem piękna?

— Gościu, całkiem piękna? — zapytała Phoebe podnosząc brew do góry — To istny anioł!

— Racja. — odparł Fred — Jest boska. — szepnął.

— Całkiem byście do siebie posowali. — powiedziała nagle Phoebe.

Fred delikatnie, prawie niezauważalnie, się wtedy zarumienił i zmienił zręcznie temat. Nie umknęło to jednak Phoebe. Szczególnie, że parę tygodni później Fred zaczął się rudowłosą interesować.

— Powiedziałaś już mamie? — zapytał pewnego dnia Lee — O swojej orientacji?

— Tak. — powiedziała — Przecież znasz moją mamę. Stwierdziła, że to super a potem powiedziała, że kocha mnie taką jaką jestem. — odparła.

— Uwielbiam Twoją mamę. — powiedział — Gdy kiedyś będę miał teściową to chcę taką jak Twoja mama.

Phoebe się zaśmiała cicho na to stwierdzenia, ale racja — Roselle była genialna. Była świetną matką, szczególnie na to, że wychowywała dziecko sama. Pracowała wciąż w szpitalu, a wciąż przeznaczała najwięcej swojej uwagi na Phoebe.

Mimo, że czarnowłosa była podobna bardziej do taty to czasem instynkt Roselle się u niej pojawiał. Prawie zawsze rozważała co chce zrobić. Prawie zawsze, bo czasem po prostu to robiła nie zastanawiając się długo. Przypominało jej to jak Remus Lupin mówił jej, że pod tym względem przypominała najbardziej Syriusza.

— Nie jestem pewien czy potrafił używać mózgu. — powiedział pewnego razu jej wujek.

— Jasne, że umiał. — stwierdziła Roselle — On tylko nie chciał.

— No tak. — zaśmiał się Remus — Gdy byliśmy w Hogwarcie on i James mieli tak głupie pomysły, że jak teraz o tym pomyślę to mi wstyd za nich. — powiedział.

— Syriusz potrafił się bawić i chyba to najbardziej w nim kocham. Był nieobliczalny. — powiedziała Roselle — I był romantyczny czego w ogóle się po nim nie spodziewałam.

— Ludzie potrafią zaskakiwać. — odparła Bonnie z lekkim uśmiechem.

— Dorothy zaraz się przewrócisz! — zawołał Remus podchodząc do najmłodszej córki.

Phoebe miała wtedy dwanaście lat. Lola, pierworodna córka Remusa i Bonnie miała dziesięć lat, z kolei Mateo miał osiem, a Dorothy, najmłodsza i najbardziej zwariowana sześć.

— Dorothy! — zawołał Remus, gdy jego córka popchnęła Mateo.

— Przepraszam tato! — powiedziała i od razu wdrapała się na jego kolana.

A Sky Full Of Stars | Phoebe Black Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz