Na następnej lekcji transmutacji, która była przeokropnie nudna w porównaniu z innymi, ponieważ profesor McGonagall chciała dać nacisk również na teorię i zadała im długie wypracowanie w ramach zadania domowego, na następną lekcję, dowiedzieli się o czymś niemniej niespodziewanym. Otóż był to bal Bożonarodzeniowy. Phoebe była trochę zdumiona. Z tego co wiedziała nigdy nie było żadnych bali w Hogwarcie, ale było to tradycją turnieju.
— Jest to znakomita okazja aby poznać bliżej naszych zagranicznych gości. — powiedziała nauczycielka, niektóre dziewczyny, w tym te w ławce przed nią, zaczęły chichotać — Bal jest tylko dla uczniów klasy wzwyż... Ale każde z was może zaprosić młodszego ucznia lub uczennice. — ciągnęła — Obowiązują szaty odświętne. Bal rozpocznie się w Wielkiej Sali, o ósmej wieczory a zakończy o północy. To wszystko. Proszę was tylko, aby nie naruszać zasad, które obowiązują w Hogwarcie.
Phoebe wyszła z klasy transmutacji i popedziła na zielarstwo. Większość uczniów rozmawiała tylko o balu i nic w tym dziwnego, ale dziewczyna była nieco przerażona. Nie przywykła do zapraszania kogokolwiek na jakieś spotkania. Nie sądziła też, że ona zostanie zaproszona przez kogoś, mimo, że, no cóż, bardzo chciała. Wiedziała, że Fred będzie próbował zaprosić Shey, a on i jego bliźniak co w szkole dość popularni, więc pewnie parę dziewczyn chciałoby z nimi iść. Lee też jest przystojny i jakaś dziewczyna do niego od razu podejdzie albo on ma jakąś na oku. Tylko ona nie była nikim zainteresowana ani nie myślała, że ktoś był zainteresowany nią.
— Słyszałaś o balu? — zapytał George, gdy dosiadła się do stołu Gryffindoru podczas obiadu.
— Tak. — powiedziała ostrym głosem.
— Wszystko gra? — zapytał Fred — Wyglądasz... Jakby coś cię ugryzło.
— Nic się nie stało. — powiedziała Phoebe — Więc macie już kogoś na oku? — zapytała.
— Shey. — powiedział Fred — Mam nadzieję. Stresuję się. Nie wiem dlaczego, rozmawiamy ze sobą codziennie, ale... ale nie wiem czy mogę... czy w ogóle będzie chciała. — mówił.
— Będzie chciała. — powiedziała Phoebe — Georgie?
— Nie mam nikogo na oku, na razie. — powiedział — Ale jakaś się na pewno znajdzie.
— Jeśli chcesz... Mogę zapytać moją koleżankę czy chce z Tobą pójść. — powiedziała.
— Nie trzeba. — powiedział George uśmiechając się do niej.
Oczywiście, że Phoebe pomyślała o Heather. W końcu wciąż była przekonana, że ta dwójka tworzyłaby uroczą parę.
— A ty? W tej szkole pewnie roi się twoich adoratorów. — powiedział Fred.
— Na razie o tym nie myślałam. — wyznała Phoebe — Gdzie jest w ogóle Lee?
— Rozmawiał z jakąś dziewczyną... Ale sam nie wiem. — powiedział George.
Serce Phoebe drgnęło i poczuła dziwne ukłucie. Na samą myśl, że Lee rozmawiał z jakąś dziewczyną poczuła się dziwnie i sama nie chciała już wiedzieć co to za uczucie. Miała nadzieję, że któryś z jej przyjaciół ją zaprosi, bo wolałaby iść z nimi niż z jakimś chłopakiem, którego nie zna.
Później udało się Phoebe złapać Harry'ego. Wiedziała, że jako reprezentant musi iść z jakąś dzirwczyną.
— Więc... Kogo masz na oku? — zapytała — Tak tylko pytam, nie żeby się zemścić za to, że powiedziałeś o Louriem mojemu tacie. — powiedziała.
— Wymknęło mi się, dobra? — zapytał — Poza tym... Ty i Lee Jordan...
— Co ja i Lee? — zapytała Phoebe marszcząc brwi.
— Nic... Ja tylko... Tak no wiesz... On tak inaczej na Ciebie patrzy. — odparł Harry — Chociaż mogło mi się przewidzieć, czy ja wiem.
Wtedy Phoebe zobaczyła jak Harry ucieka wzrokiem do idącej Cho Chang. Podniosła znacznie brwi patrząc na Harry'ego, który spłonął rumieńcem.
— Aha! Cho Chang! — zawołała Phoebe — Podoba Ci się.
— Nie... Nie podoba mi się. — powiedział kręcąc głową.
— Tak! Podoba Ci się! O mamo to takie słodkie! Pierwsze zauroczenie! — powiedziała Phoebe przykładając dłoń do serca.
— Wcale nie. — powiedział Harry wciąż upierając się przy swoim zdaniu — Phoebe... Kogo mam zaprosić na ten bal?
— Och, kogo tylko chcesz, Harry, naprawdę. — powiedziała Phoebe — To naprawdę nie jest takie złe na jakie się wydaje.
— A ty z kim idziesz? — zapytał.
— Ja... Jeszcze się waham...
— Między Lee i Louriem? — dopytał — Wybierz Lee...
— Dlaczego Lee a nie Lourie? — zapytała.
— A bo ja wiem... Ty i Lee moglibyście iść jako przyjaciele. — odparł — Zaprosiłbym ciebie, ale to byłoby zbyt dziwne.
— To byłoby cholernie dziwne, Harry. — zaśmiała się Phoebe — Jesteś dla mnie jak brat. — odparła — A czemu nie zaprosisz Hermiony?
— Hermiony? — zapytał zdziwiony.
— Tak, Hermiony. — powiedziała.
— Coś wymyślę. — dodał Harry — A ty zaproś Lee.
— Już wolę iść sama. Gdy z kimś pójdę powiesz wszystko mojemu tacie. — powiedziała.
— Uważam, że Twój tata powinien wiedzieć. — odparł Harry.
— Och... A Ginny wszystko mówi swoim braciom? — zapytała Phoebe — To dziwne. — wyjaśniła — Mój tata... Moja mama mówiła mi, że mój tata... By zrobiłby mi wstyd poznając mojego chłopaka, albo co gorsza, chciałby mu zrobić krzywdę.
— Wiesz... Ja też bym chciał go sprawdzić. Muszę wiedzieć z kim się umawiasz.
— W takim razie ja chętnie poznam Cho! — zawołała Phoebe.
— Nie było tematu. — odparł Harry.
— Pamiętaj, że to ja jestem starsza, kochaniutki. — odparła — Mam przewagę. A teraz przepraszam cię, ale Fred znów gapi się na Shey jak na obraz jakiejś królowej co wygląda... Dziwnie.
Phoebe podeszła do Freda i oparła się o jego ramię.
— Po prostu podejdź i zapytaj. — powiedziała Phoebe.
— Łatwo ci mówić. — powiedział Fred — Merlinie... Co się ze mną stało? Od kiedy zależy mi na zdaniu jakiejś dziewczyny?
— Od kiedy się w niej do szaleństwa zakochałeś, mój drogi. — powiedziała Phoebe.
— To takie dziwne uczucie. — wyznał — Jeszcze w wakacje śmiałem się z Charliego, który zaczął chodzić z Jo, a on powiedział, że jak mnie dopadnie i się zakocham to będę się zachowywał jak już całkiem rozkochany kundel i miał cholerną rację. Matko...
Phoebe się zaśmiała i pogładziła go po ramieniu.
— Weź to zatrzymaj. — odparł — Dobra, idę. Zaproszę ją. — powiedział.
— Powodzenia. — powiedziała Phoebe.
Nie zrobił tego. Oczywiście, że tego nie zrobił. Zamiast tego, w pokoju wspólnym zapytał o to Angelinę, za co dostał od Phoebe po głowie.
— On już szedł. — powiedziała do George'a — Był tak blisko! I nic!
— Na pewno zaprosi ją do tańca. — powiedział George — Uwierz mi, że on pluje sobie w brodę, że tego nie zrobił. — dodał.
— On się zakochał na zabój. — powiedziała.
— Ciekawe jakie to uczucie. — pomyślał George — Aha, miałem Ci powiedzieć, Lee Cię szukał. — odparł o wyszedł z pokoju wspólnego.
CZYTASZ
A Sky Full Of Stars | Phoebe Black
Fanfiction*Na podstawie mojej książki „Evermore" o Syriuszu Blacku Córka Syriusza Blacka zawsze będzie postrzegana tak samo. Phoebe nigdy się tym nie przejmowała, miała przy sobie osoby, które kochały ją taką jaka jest. Jej serce zgarnął najlepszy przyjaciel...