Gdy Phoebe wstała dzień po balu jej dobry humor szybko zniknął. Gdy zeszła do Pokoju Wspólnego poczuła się jakby ktoś wbił ostry nóż prosto w jej serce. Zauważyła, że Florence siedziała z Fredem na jednej z kanap flirtując z nim a co gorsza on tego nie przerywał. Lee i George od razu wstali i podeszli do Phoebe i pod pretekstem śniadania udali się do Wielkiej Sali bez Freda, który zjadł wraz z Florence.
— Dopadła go po balu. — wyjaśnił niezadowolony George.
— Nie rozumiem. Tańczył z Shey i było wszystko dobrze. — powiedziała Phoebe.
— Ale Florence zdążyła go zaatakować. — odparł Lee smarując kromkę chleba masłem.
— Co za idiotka. Mówiłam, że ma się trzymać od was z daleka. — powiedziała — Biedna Shey. — westchnęła.
— Wiesz Fred rano mi powiedział, że sądzi, że Shey jest dla niego jedynie przyjaciółką i tak ją będzie traktował. — powiedział George.
— Co? — zapytała — To... To wszystko co się z nim działo przez ostatnie parę miesięcy... To ma być niby przyjaźń? — zapytała Phoebe.
Dni jednak mijały a Fred wciąż był z Florence co sprawiało u Phoebe mdłości. Nienawidziła jej, a Florence wypominała jej na każdym kroku, że ona i Fred są razem. Phoebe ciężko było się z tym pogodzić. Czuła się zdradzona. Fred był jej najlepszym przyjacielem. Ufała mu i to bardzo. On jedyny nigdy na nią nie naciskał, zawsze był chętny to wysłuchania jej, a Florence zaś starała się skrzywdzić Phoebe. Dlatego nie mogła pojąć jak ktoś z tak dobrym sercem jakie ma Fred zaczął chodzić z kimś tak zdradliwym jak Florence, ale nie mogła nic na to poradzić. Wolała siedzieć na razie cicho, mimo, że w jej głosie rosła obawa, że jej znienawidzona współlokatorka i była przyjaciółka nastawi Freda przeciwko niej.
— Phoebe, nie przejmuj się. — powiedział Lee gładząc ją po plecach — Fred cie uwielbia, wiesz o tym. Jestem pewien, że za niedługo wszystko się ułoży i Fred wreszcie się przekona, że ten cały związek z Florence to błąd i wróci do Shey.
— On i Shey są dla siebie stworzeni. — powiedziała Phoebe — Sam widziałeś ich razem, dopełniają się. Ona... Ona akceptuje go i jego głupoty. Sam rozumiesz...
— Wiem, ale nie możesz ich zmusić to związku. Na pewno to nastąpi, ale najwidoczniej jeszcze nie czas. — odparł Lee.
— Po prostu... Nie sądziłam, że mój najlepszy przyjaciel może zacząć się spotykać z moim wrogiem. — szepnęła.
Lee przyciągnął ją do siebie i pogładził po plecach. Trzymał ją w uścisku przez dobre parę minut, ale nic nie poprawiło jej złego samopoczucia. Lee również nie podobała się ta sytuacja, a już nie wspomnieć o George'u. Florence otóż twierdziła, że i brat bliźniak jej chłopaka i jego przyjaciel mają zły wpływ na niego co było głupotą.
— George, czemu Fred umówił się na randkę z nią? — zapytała Ginny nie kryjąc obrzydzenia patrząc na siedzących parę metrów dalej jej brata i jego dziewczyny.
— Kto to w ogóle jest? — zapytał Ron.
— To jego dziewczyna. — powiedział ponuro George.
— On jest ślepy, tak? — zapytała Ginny.
— A co z tą dziewczyną, z którą tańczył na balu? — zapytał Ron.
— Chciałeś powiedzieć z jedyną dziewczyną, w której Fred się zakochał? — zapytał George — Nie mamy pojęcia co się stało, ale... To się chyba skończyło.
— A byli tacy uroczy. — powiedziała Ginny.
— Biedna Shey. — wtrąciła Hermiona — Widziałam ją niedawno. Naprawdę czasem za dużo na siebie bierze. Profesor Vector zawsze mówi, że Shey jest świetna z Numerologii i powinniśmy brać przykład z jej systematyczności. — wyjaśniła.
— Nie lubię jej. — powiedział Ron.
— Nie lubisz Shey? — zapytała Ginny.
— Nie... Nie lubię Florence. — odparł Ron.
— Tak ja też. Nie znam jej, ale jej nie lubię. — powiedziała Ginny — Jakoś sam jej widok sprawia, że mam ochotę zwymiotować. — dodała.
— Wiecie... Zawsze myślałem, że jak Fred będzie miał dziewczynę to... No wiecie... Będzie fajna i w ogóle. — odparł George.
— Sądziłam, że jak już Percy miał dziewczynę to wy na pewno będziecie je mieli, ale ona... Błagam. — powiedziała Ginny.
— Może on potrzebuje czasu. — odparła Hermiona — Może nie rozumie swoich uczuć do Shey. — dodała.
— Hermiono, on nie jest aż tak głupi. — powiedział George.
— Albo... Co jest bardziej realne... Wie co do niej czuje ale idiota się tego wystraszył i spanikował. — dodała Ginny — I zamiast super fajnej Shey mamy to.
— Myślicie, że nam ją przedstawi? — zapytał Ron.
— Oby nie. — odparł George — Poza tym, ona nie chce. Mam zły wpływ na Freda. — dodał — I za dużo czasu spędzamy razem.
— Jesteście braćmi. — powiedziała Hermiona.
— Przecież wiem. — odparł George — Ale ona tego nie rozumie.
— Jak Twoje jajo? — zapytała Phoebe, Harry'ego, który zaskoczony podniósł głowę i spojrzał na nią.
— Świetnie. — powiedział Harry przytakując — Prawie rozwiązane.
— Czyli nie masz nic? — zapytała.
— Nie tak głośno. Nie chcę kolejnego kazania Hermiony na ten temat. — powiedział Harry — Uda mi się, dobra?
— Jestem tego pewna. — powiedziała Phoebe — Nie należysz do głupich osób.
— Dzięki, to naprawdę pocieszające. — odparł Harry z lekką ironią.
— Może, zabierzemy Florence do Zakazanego Lasu. Jest tam wiele ohydnych zwierząt. — powiedział Ron.
— Co oni planują? — zapytał Harry.
— Pozbyć się dziewczyny Freda. — powiedziała Phoebe — Nie ma to jak rodzinne wsparcie.
— Nasz tata o wiele bardziej polubiłby Shey bo jest z mugolskiej rodziny a takie osoby mają już u niego plusa. — powiedziała Ginny.
— Szkoda, że w tym roku nie ma Quidditcha, chętnie odbiłbym tłuczka przypadkowo w nią. — odparł George unosząc ręce tak jakby trzymał swoją pałkę pałkarza.
— Chyba jej nie lubią. — powiedział Harry z lekkim uśmiechem — Jakieś wiadomości od taty?
— Od świąt nic. — powiedziała — Ale jestem pewna, że się odezwie. Jak nie do mnie to do ciebie.
CZYTASZ
A Sky Full Of Stars | Phoebe Black
Fanfiction*Na podstawie mojej książki „Evermore" o Syriuszu Blacku Córka Syriusza Blacka zawsze będzie postrzegana tak samo. Phoebe nigdy się tym nie przejmowała, miała przy sobie osoby, które kochały ją taką jaka jest. Jej serce zgarnął najlepszy przyjaciel...