Rozdział 24

449 29 39
                                    

Nadszedł dwudziesty kwietnia a to oznaczało szesnaste urodziny Phoebe. Tej nocy dziewczyna siedziała do późna nad esejem z eliksirów, którego uczepił się profesor Snape. SUMy się zbliżały, a Phoebe chciała dać z siebie wszystko, mimo, że nienawidziła się całym sercem uczyć i wolałaby się obijać z bliźniakami i Lee. Na szczęście, Shey Nelson, albo jak to stwierdził Fred, perfekcyjna pod każdym względem, dała Phoebe jej notatki z tychże egzaminów co ją ratowała, bo sama się nie przykładała. Już od dawna Phoebe szukała wymówki by chociaż jeden dzień się nie uczyć i dzień jej urodzin był idealną datą.

Dokładnie pięć minut po północy poczuła jak ktoś siada obok niej na kanapie więc podniosła głowę. Zauważyła Lee Jordana, który uśmiechnął się do niej promiennie.

— Jest późno. — zauważyła, a on przytaknął.

— Wiem. — zaśmiał się — Ale nie mogłem spać. — przyznał — A Fred zaczął gadać przez sen o Shey i nie wiem czy chce mi się tego słuchać po raz setny. — Phoebe się roześmiała.

— Czekaliśmy na to za długo by teraz marudzić. — powiedziała Phoebe.

— Masz rację. — powiedział Lee — Ale gdy słyszysz po raz setny o tym jak pięknie się do niego uśmiecha i jej perfumy to zaczyna cię to nudzić.

— Ja się tam cieszę. — przyznała Phoebe — Są słodcy, a ty przegrywasz w zakładzie mój drogi — dodała.

— Jeszcze zostało parę dni kwietnia. — powiedział Lee.

— Ale będą święta. — przypomniała mu Phoebe — Przykro mi, ale to ja wygram ten zakład.

— Nie będę się kłócić z solenizantką. — powiedział Lee wkładając rękę do kieszeni szlafroka i wyciągając małe pudełko — Wszystkiego najlepszego. — powiedział przysuwając prezent w jej stronę i nachylając się by pocałować policzek Phoebe — Otwórz.

Phoebe otworzyła pudełko i zobaczyła bransoletkę, która pasowała do naszyjnika, który Lee dał jej na święta, tyle, że zamiast jej mienia znajdowała się tam jego. Phoebe której bardzo podobała się taka biżuteria od razu przytuliła Lee tysiąc razy powtarzając podziękowania. W końcu z naszyjnikiem się nie rozstawała. Zakładała go codziennie rano i ani razu nie zapomniała.

— Co ty na to bym ja dokończył za ciebie wypracowanie, a ty byś poszła spać? — zapytał.

— Nie... Nie mogę tego ci zrobić. — powiedziała zaskoczona ofertą Lee.

— Phoebe, proszę cię. Dopiszę jakieś dwa zdania i to będzie na tyle. — powiedział — Jesteś już zmęczona i jest późno. Powinnaś iść spać. — dodał.

— Coś za bardzo się upierasz żebym poszła spać. — zauważyła Phoebe — Czy wy coś kombinujecie?

— Ja tylko dbam o twoje samopoczucie. — powiedział Lee z chytrym uśmiechem.

W końcu Phoebe poszła spać, jeszcze raz dziękuję mu, za bransoletkę. Gdy położyła się w łóżku w głowie miała tylko Lee. Było to dla niej dziwne. Już od jakiegoś czasu czuła się przy nim nieco... Inaczej. Czasem miała nawet wrażenie, że tak powinna czuć się przy Louriem a nie przy Lee, ale nie mogła nic na to poradzić, a szczególnie, że jej się to podobało.

Gdy się obudziła i w końcu wstała z łóżka, co trwało naprawdę długo ubrała na siebie mundurek, uczesała włosy w kucyk i wyszła do pokoju wspólnego, gdzie Fred i George siedzieli rozmawiając cicho ze sobą. Nigdzie jednak nie było Lee co ją zdziwiło, szczególnie, że on ma jej wypracowanie z eliksirów.

— Phoebe. — powiedział George uśmiechając się do dziewczyny — Lee kazał przekazać. — dodał podając jej pergamin z jej esejem, gdy usiadła między nimi.

A Sky Full Of Stars | Phoebe Black Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz