Prolog

565 26 26
                                    

- Rodzice Ci to wszystko zrobili?- zapytała rudowłosa kobieta ubrana była w bordową spódnice do kolan oraz tego samego koloru marynarkę, a pod nią białą koszulę, od której na zewnątrz wystawał kołnierz.

Na przeciwko niej siedział bardzo młody chłopak. Na oko można mu było dać 10 lat, jednak w rzeczywistości w styczniu miał dwunaste urodziny. Co prawda różnica nie była duża. Miał czarne, nierówno przycięte włosy oraz grzywkę opadającą na lewe oko. Przy jakimś szybszym ruchu można było ujrzeć między pasemkami ukryte pod włosami oko, jednak nic poza tym. Oczy były duże, jednak same źrenice były na swój sposób bardzo małe. Dodatkowo były tego samego koloru co jego włosy. Sam wzrok... Był natomiast pusty. Jakby nic przed nim nie było.

Żadne słowa kobiety przed nim nie dochodziły do jego głowy. Nie wiedział co teraz ma robić. W końcu... Jest wolny? Czy może raczej znowu zostanie uwięziony? Rudowłosa ciężko westchnęła.

- Ray...- zwróciła się do niego po imieniu.- Wiem co teraz czujesz, ale proszę zacznij odpowiadać na pyta...

- Niczego nie wiesz! Nie jesteś mną!- jej wypowiedź przerwał nagły wybuch nastolatka.- Nie będę odpowiadać na żadne głupie pytania! Poza tym nie masz pojęcia jak się teraz czuję, nie wiesz jak to było! Chcesz zobaczyć!? Z wielką chęcią Ci pomogę!- chłopak, aż kipiał ze złości. Zacisnął pięści i z powrotem usiadł na swoje krzesło.- Przepraszam...

- W porządku. Przechodzisz dosyć ciężki okres w swoim życiu. Niedługo ma nastąpić dosyć nagła zmiana w Twoim środowisku. Musisz się po prostu przyzwyczaić. Wiem, że będzie ciężko, ale dasz radę. Wierzę w Ciebie, Ray.- uśmiechnęła się, aby dodać mu odwagi, a przy okazji przypomnieć, że chce mu tylko pomóc.- No, a teraz leć się spakować. Już jutro wdrożymy plan odwiezienia Cię na miejsce.- czarnowłosy jak zwykle nie odpowiedział tylko kiwnął głową. Od razu po jego wyjściu kobieta luźno oparła się o fotel, na którym siedziała. Wpatrywała się w sufit, aż w końcu westchnęła. Ten chłopak tak ma. Na swój własny, nieokreślony sposób pokazuje uczucia jak i emocje. Chwyciła teczkę z jego dokumentami oraz przeglądnęła je być może ostatni raz. Czytając jego smutną historię po raz któryś po jej myśli przeszło pytanie: "Jak można to było zrobić dziecku". Kobieta była bardzo doświadczonym terapeutą, jednak mogła przysiąść, że w całej swojej karierze nie miała trudniejszego przypadku. Był inny od innych. Całkiem. Nie wydawał się być smutny, ani wesoły. Na codzień przybierał maskę obojętności, choć ona wiedziała, że pod nią skrywa się wielki ból, uraza, a być może bardziej upokorzenie, bezradność. Ale co mógł zrobić? Przecież był i wciąż jest tylko dzieckiem. Nie można wymagać od niego niemożliwego. W końcu wstała i wraz z dokumentami w ręku wyszła z sali, zamykając ją później na klucz.

Idąc korytarzem modliła się w duchu, żeby sobie poradził. Ray... Można powiedzieć, że stracił rodziców. Tragiczna historia, w której sam dużo przecierpiał. A teraz po wielu miesiącach terapii został oddany do domu dziecka. Miała nadzieję, że znajdzie tam chociaż jednego przyjaciela albo chociaż kogoś kto mu pomoże. Kogoś kto zauważy w nim dobro. Kogoś przed kim Ray otworzy się i powie co mu leży na sercu. Wiedziała, że to powinna być jej robota, ale przecież nie może go zmusić do gadania, a wcześniej czy później i tak musiałby trafić do tego domu dziecka.

- Ray... Dasz sobie radę, wiem, że dasz.

~°Wszystko co złe°~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz