L

119 16 8
                                    

*Pov Norman*
Kobieta podeszła do drzwi. Całkowicie była przekonana, że po drugiej stronie stoją jej znajomi, by odebrać mnie przywiązanego do krzesła. Ogromny szok malował się na jej twarzy, gdy zamiast dobrze znanych twarzy, ujrzała kilku funkcjonariuszy policji. Mężczyźni po szybkim zorientowaniu się w sprawie, obezwładnili zaskoczoną brunetkę. Mimo swojego stanu, szukałem go. Wiedziałem, że gdzieś tam jest. Musiał tam być. Gdy tylko przed obrazem mignęła mi dobrze znana osoba, resztkami sił wysiliłem się na uśmiech, po czym nie wiem co działo się dalej. Zwyczajnie zemdlałem.

*Pov Ray*
Bez problemu udało mi się wejść z policjantami przez bramę. Szybkimi krokami kierowaliśmy się w stronę ośrodka. Jedynie co mnie niepokoiło to to, że było tu podejrzanie zbyt cicho. Rozglądałem się w każdą możliwą stronę, jednak bezskutecznie. Nikogo nie zauważyłem. I tak do momentu, w którym nie podeszliśmy do drzwi ośrodka.

- Zostań tutaj. W środku może być niebezpiecznie.- odparł jeden z policjantów.

- Nie ma opcji! Idę z wami!

- Chcesz, żeby Ci się coś stało?!

- Nie interesuje mnie to! Najważniejsze jest teraz,  co się dzieje z Normanem!- mężczyzna ubrany w ciemny mundur westchnął.

- W takim razie, jeżeli chcesz go zobaczyć całego i zdrowego, daj nam pracować i zostań tutaj, gdyby coś się stało.- wykrzywiłem twarz w grymasie, jednak nie było się co dłużej z nim wykłócać. Kiwnąłem jedynie głową co musiało go usatysfakcjonować.- Dam Ci znać kiedy możesz wejść.- Ostrożnie weszli do środka. Jeżeli tamten staruch myśli, że będę siedział tu z dupą i cierpliwie czekał to się grubo myli. Odczekałem chwilę, po czym ruszyłem w ślady policjantów. Kiedy to zrobiłem, stali tuż przed drzwiami do gabinetu.- Widocznie na kogoś czeka... Plan jest prosty. Zwabimy ją tutaj i obezwładniamy. Wszystko jasne?- szepnął, na co reszta mu przytaknęła. Zwyczajnie w świecie zapukali do drzwi... Serio...? I to ma się nazywać policja? Liczyłem na chociaż jakiś wjazd z buta do pokoju czy coś. Nie sądziłem, że kobieta w środku da się tak łatwo wypłoszyć. Teraz mam wrażenie, że to sami debile, a my za bardzo panikowaliśmy. Nie szczędząc czasu, od razu, gdy brunetka została złapana ruszyłem do środka pomieszczenia. Kiedy stanąłem w progu, zobaczyłem coś czego tak bardzo się bałem. Czego nie chciałbym w tamtym momencie zobaczyć. Mój Norman, przywiązany do krzesła. Po twarzy jak i po ramieniu spływała krew. Chłopak siedział lekko przytomny, a w zasadzie nie wiem czy nie zemdlał. Przeciskając się przez ludzi, czym prędzej do niego podbiegłem i zacząłem go nawoływać.

- Norman... Norman! Obudź się!- zacząłem nim potrząsać.- No dalej! Nie rób sobie żartów! Jestem tu, tak jak obiecałem! Wezwałem pomoc! Wstawaj, proszę...!

- Kazałem Ci czekać!- zawołał jeden z policjantów.

- Jak mógłbym czekać, skoro mój chłopak jest cały zakrwawiony i właśnie siedzi przywiązany do krzesła!?- wydarłem się... Na co najmniej pół budynku. Mężczyzna nie odpowiedział mi. Zacząłem czym prędzej odwiązywać grube sznury, które ograniczały wcześniej ruchy niebieskookiego. Byłem zrozpaczony. Nie wiedziałem tak naprawdę co robić. Gdybym tylko się pospieszył... Nie doszło by do tego...! Czułem jak do oczu cisną mi się łzy. Co, gdyby to wszystko skończyło się gorzej? To wszystko byłaby tylko i wyłącznie moja, cholerna wina. Jak mógłbym wtedy żyć z czymś takim? Zaraz po tym usłyszałem dosyć głośny dźwięk, sygnalizujący o przyjeździe pogotowia. Co jeżeli wszyscy wokół pracują w zmowie? Co jak nikomu nie można już ufać? Co by się stało, jakby okazało się, że wszyscy pracują dla tych typów? Czy to policja czy ratownicy? Czy mogę zaufać tym wszystkim ludziom? Robiłem to tylko dlatego, że Norman mówił, że nam pomogą, ale... Nie jestem teraz tego taki pewny. Teraz każdy jest dziwnie podejrzany... Ratownicy zjawili się w pomieszczeniu po niecałych dwóch minutach. Chcieli podejść do białowłosego, ale... Wtedy... Jakby mi odbiło. Nie chciałem im pozwolić chociażby dotknąć chłopaka.

~°Wszystko co złe°~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz