XLIV

172 16 8
                                    

Następnego dnia Norman porozmawiał z Emmą na osobności w sprawie naszego "planu". Nie mogłem zasnąć przez całą noc mimo, że on był ze mną. Obwiniałem się, że przeze mnie nie przespał nocy. Niestety nie mogę wyprzeć z głowy myśli związanych z terapeutką. Ja... Może nie za bardzo to pokazywałem, ale naprawdę jej ufałem (nie tak bardzo jak Normanowi, ale, jednak). Zastępowała mi matkę, która swojej "roboty" (tak zwanego wychowania), nie umiała prawidłowo wykonać. Przez to wszystko nie mogę myśleć o niczym innym. Ciągle wracam do tego myślami. Najbardziej ubolewam za wspomnieniami, które razem z nią tworzyłem. Ciągłe spacery do parku, wyprawy na lody, próby przekonania mnie do świata i społeczeństwa. To wszystko nie było takie złe. Z biegiem czasu zauważyłem jak dużo jej zawdzięczam. I niby miałaby teraz współpracować z jakimiś bandytami? Przecież nie jest bezduszna! ... Prawda? Coraz bardziej zaczynam wątpić w swoje własne stwierdzenia. Cały czas boję się, że to okaże się prawdą. Nie wytrzymałym tego. Gdyby ona... Gdyby... Poczułem jak materac za mną się ugina, a po chwili objęcie w pasie. No tak. Mam jeszcze jego. Jest ze mną. I... Nie opuści mnie... Tak powiedział. Jak na razie... Nie zawiódł mnie. Ani trochę. Nawet... Nie wiem jak mógłbym mu za to wszystko podziękować. Czy w ogóle jestem w stanie to zrobić? Czasem mam wrażenie, że to jeden wielki sen, z którego w każdej chwili mogę się wybudzić. Już nigdy... Nie zobaczę Normana... Moje szczęście pęknie w jednym momencie. Wrócę do tego koszmaru. Albo może będę siedział odizolowany od reszty. Szczerze... Wolałbym żyć w śnie. Tutaj... Chociaż mogę doświadczyć tego, co nigdy mi nie dano. Szczęścia i miłości. Może to głupie, ale w niektórych momentach mam wrażenie, że robi to z litości. Jest ze mną, bo wzruszyła go moja historia, a teraz czuje się do tego zobowiązany. Wiem jak to irracjonalnie brzmi... Mam zmartwienia, że kiedyś mnie zostawi. Nie chciałbym tego. Jak na razie... Jest mi dobrze tak jak jest. Ja... Naprawdę go kocham.

~~~

- Ray, wstań w końcu. Od paru dni leżysz tylko w łóżku. Nawet nie schodzisz na śniadanie czy inne posiłki. Martwię się

- To... Nic takiego. Nie przejmuj się.

- Gdyby tak było schodziłbyś chociaż na jedzenie.

- Nie mam ostatnio apetytu.

- Co Cię tak bardzo dręczy?

- Po prostu... Nie mogę wybić sobie z głowy, że moja terapeutka mogłaby z nimi współpracować... Jakby tak było, nie odwiedzała by mnie tutaj. Nie byłaby taka miła. Nie próbowała by mi pomóc.- przygryzłem wargę, aby nie wypuścić łez, które przez ten czas nabrały się w moich oczach.

- Jak zwykle martwisz się bardziej o kogoś niż o siebie.- uśmiechnął się.- A pomyślałeś, że może być jakoś zastraszana?

- Za...straszana?

- Mhm. Na przykład grożą jej. Albo mężowi, bądź dzieciom? Może porwali kogoś bliskiego dla niej? Jest sporo rozwiązań. Nie możesz się dołować przez coś takiego. Myśl pozytywnie. Zobaczysz, że będzie Ci o wiele lepiej.- chłopak pocałował mnie w policzek.- Ruszaj się. Idziemy na spacer. Nie mogę patrzeć jak tu siedzisz i nic nie robisz. No i przed wyjściem coś zjesz. Naprawdę się martwiłem, że nawet ja nie mogłem Cię nakłonić do zjedzenia czegokolwiek.- mimowolnie uśmiechnąłem się w jego stronę.

- Okej.

*Pov Norman* (przed rozmową z Ray'em)

- I jak z nim?- dopytała Emma, gdy zszedłem na śniadanie. Pokiwałem przecząco głową, siadając do stołu.- Nie wiesz? TY?- podkreśliła, mając na myśli naszą relację.

- No właśnie problem w tym, że nie. Jedynie kiwa głową, więc nawet się nie odzywa.

- Musisz go chociaż wyciągnąć na dwór. To trochę niezdrowe przesiadywać tyle dni w pokoju.

~°Wszystko co złe°~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz