LIII

135 17 14
                                    

Następny dzień był strasznie dla mnie ciężki. Dopiero co się obudziłem. Leżałem w łóżku, przytulany od tyłu przez Normana. Chłopak jeszcze spał, więc postanowiłem poleżeć, żeby go nie obudzić. Było coś około dziesiątej. Zwykła sobota. Dla każdego, ale nie dla mnie. To właśnie dziś, za dokładnie pięć godzin, mam widzenie z... Kobietą, która miała mi pomóc, a zamiast tego oddała do tamtego powalonego ośrodka jakim było Greece Field House. Niebieskooki kazał mi się tym nie przejmować i wierzyć, że wszystko będzie dobrze, ale nie mogę. Są takie rzeczy, których nie zmienię. Jak na przykład to, że jestem cholernym pesymistą. Zastanawiam się, co ma mi do powiedzenia. Ponoć to ona najbardziej naciskała na możliwość widzenia się ze mną, ale... Czy jestem gotowy? Gotowy, by w ogóle z nią porozmawiać? Wzmocniłem uścisk na kołdrze i przysunąłem do twarzy. Bardziej podwinąłem nogi do klatki. Białowłosy zaczął się powoli budzić.

- Raaaay, śpisz...?- zapytał, szeptając mi do ucha zachrypniętym głosem. Po całym ciele przeszły mnie przyjemne dreszcze. Jego głos jest teraz taki niski. Wydaje się bardziej męski i atrakcyjniejszy niż na codzień. Skarciłem i zarumieniłem się na samo myślenie o takich rzeczach. Co mi w ogóle odbiło. Dobrze, że przynajmniej nie powiedziałem tego na głos.

- Nie.- odpowiedziałem, gdy tylko się uspokoiłem. Zaraz po tym odwróciłem się twarzą do chłopaka. Jego ręce dalej zaciskały się w moim pasie.

- Stało się coś?- zapytał, na co poruszyłem przecząco głową.

- Nic. Po prostu... chyba się nie wyspałem.

- Ah, rozumiem.- odparł. Cieszyłem się, że nic nie zauważył. No, przynajmniej tak myślałem, bo po chwili wyprowadził mnie z tego błędu. Nagle zaczął mnie łaskotać, przez co próbowałem się nie roześmiać.- A teraz mów o co chodzi naprawdę.

- T-To... Było...- niebieskooki zaczął bardziej
mnie łaskotać.- O-okej! Powiem już, powiem tylko... Z-zostaw mnie! N-Norman...!- w końcu przestał, a ja mogłem odetchnąć z ulgą.

- Słucham.

- Mówię Ci przecież, że to nic. Zwyczajnie...

- Przestań się przejmować tak tym spotkaniem. Przecież nie pozbawi Cię życia, ani niczego innego. Zwykła rozmowa.

- Łatwo Ci mówić. To nie Ty traktowałeś ją jak matkę... Ja... Czuję się przez nią zdradzony i oszukany. Mówiła, że chce mi pomóc, a oddaje mnie do ośrodka, gdzie dzieci są trzymane dla jakiś przemytników. Ale mimo to mnie wspierała i przychodziła do mnie. Nie miała, po co, a to robiła. Jej zachowanie nie daje mi spokoju, a to, że sama naciskała na rozmowę ze mną tym bardziej daje mi do myślenia.

- Za dużo myślisz. Przestań się tym w końcu tak martwić. Założę się, że jej też zależy by Ci to wszystko wyjaśnić. W końcu na to zasługujesz, racja? No już, rozchmurz się.- podniósł ręką moją grzywkę, po czym złożył na moim czole drobny pocałunek.- Chodźmy coś zjeść, a później coś obejrzymy.

- Mhm...- mruknąłem. Po chwili zaczęliśmy wstawać i ruszać do jadalni.

~~~

Z domu dziecka wyszliśmy dobre pół godziny wcześniej. Stwierdziliśmy, że pójdziemy tam zwykłym spacerkiem. O dziwo, więzienie nie było, aż tak daleko nas. Nie wiem czy to dobra czy zła wiadomość.

- Naprawdę się zastanawiam, po co wy z nami idziecie.- westchnąłem bezradny. Nic nie mogłem zrobić. Emma, Gilda i Don uparli się, że pójdą z nami. Liczyłem na spokojny spacer wyłącznie w towarzystwie Normana.

- Mówiłam już! Żeby Cię wspierać.- zawołała rudowłosa.

- Mam już wystarczające wsparcie...- mruknąłem, kątem spoglądając w stronę niebieskookiego. Wyglądał na szczęśliwego. Na jego ustach widniał dosyć szeroki uśmiech. To chyba nie przez moje słowa?

~°Wszystko co złe°~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz