LI

160 13 25
                                    

Kiedy dotarliśmy przed salę, byłem zmuszony siedzieć i czekać przed nią. Lekarz z kilkoma pielęgniarkami siedzieli w sali białowłosego już od ponad pół godziny, co jeszcze bardziej mnie niepokoiło. Siedziałem w lekkim rozkroku, opierając się łokciami o kolana, a dłońmi zasłaniałem twarz. Byłem poddenerwowany, zirytowany i zmartwiony za razem.

-  Nie panikuj. Nic mu nie będzie.- odparła pocieszająco rudowłosa.

- Jak mam niby nie panikować, skoro to wszystko moja wina, że tyle mu się stało? Gdybym się pospieszył... Prawdopodobnie, by tu teraz nie leżał.

- Ray... Nie możesz się obwiniać. Przecież nic nie mogłeś zrobić. To nie Twoja wina.

- Właśnie, że moja!- odparłem. Miałem już tego wszystkiego dosyć. Byłem wykończony. Poczucie winy nie dawało mi spokoju. Ciągle i ciągle przez głowę przechodziły mi myśli "To Twoja wina", "Jesteś okropny", "On tyle dla Ciebie zrobił, a Ty?", "Nie potrafisz dobrze zrobić nawet tak łatwej rzeczy"... Jestem żałosny. Nagle drzwi od sali się otworzyły, a w nich stanął lekarz.

- Z chłopakiem wszystko w porządku. Można wejść do środka. Byleby nie za długo.- po tych słowach nic mnie nie obchodziło. Szybkim krokiem wyminąłem lekarza w drzwiach i wszedłem do sali. Chciałem być opanowany jak zawsze, ale... Jeżeli tylko chodzi o Normana, nie umiem tego zrobić. Kiedy wszedłem do pomieszczenia, stanąłem. Myślałem, że serce mi zaraz wyskoczy. Nie chciane łzy naleciały do oczu, widząc białowłosego chłopaka z przypiętą kroplówką i szerokim uśmiechem. Oprócz tego dało się od razu zauważyć opatrunek na jego głowie i ręce. Nie myśląc za wiele "rzuciłem" się na niego. Mocno go przytuliłem, trzymając ręce za jego szyją. Tak bardzo cieszyłem się, że go widzę.

- No proszę, ktoś się chyba stęsknił, co?

- Przepraszam!- to były pierwsze słowa jakie tylko wypowiedziałem.

- Co? Dlaczego...

- To moja wina! Gdybym tylko się pospieszył...!

- Hej, Ray. Uspokój się. Nic się przecież nie stało. Żyje, tak? Przecież i tak zakładaliśmy, że któremuś z nas może się coś stać.

- Ale nie to, że zostaniesz!

- A czy mieliśmy inny wybór? Przestań się tym wszystkim przejmować. Przecież to nie Twoja wina, że tu jestem.

- W takim razie niby czyja?! Norman... Ja naprawdę nie chciałem, żeby coś Ci się stało. Może za bardzo tego nie pokazuję, ale bardzo Cię kocham. Jesteś jedyną osobą, która mnie tu trzyma. Zrozum, że... Ja po prostu nie wiem co bym zrobił, gdybyś.... Gdybyś...- przygryzłem wargę.

- Ray, skarbie Ty mój,  doskonale o tym wiem, ale nie możesz się obwiniać o coś co totalnie nie jest Twoją winą. Mimo, że trochę ucierpiałem, zobacz jak dużo dzieci uratowałeś. Ile osób może teraz poczuć się bezpiecznie. To wszystko dzięki Tobie, rozumiesz?- odparł. Położył rękę na boku mojej twarzy i kciukiem zaczął gładzić wierzch mojego policzka. I tak... Nie jestem w stanie się tego wyprzeć. Kiwnąłem lekko głową, aby go upewnić, że zgadzam się z jego słowami.- Więc przestań się przejmować, okej? Naprawdę nic się nie stało. No i... Też Cię kocham.- na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.

- Ooo, jak uroczo! Poza tym, wy sobie zdajecie sprawę, że ja tu przez cały czas stoję, nie?- nagle odezwała się rudowłosa. Dopiero teraz sobie o niej przypomniałem... Zawstydzony odsunąłem się od białowłosego i usiadłem na taborecie obok.

- Emma! Przepraszam, nie zauważyłem Cię...- niebieskooki podrapał się lekko po karku.- Cieszę się, że Cię widzę.

- A ja się cieszę widząc jak ze sobą flirtujecie.- zaśmiała się, poruszając sugestywnie brwiami.- A tak na serio, jak się czujesz?

~°Wszystko co złe°~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz