VI

267 19 72
                                    

O dziwo Izabella nawet się nie wściekła. Chwilę po tym jak wyszedłem, ona też. Powiedziała, że dostała ważny telefon i musi udać się pilnie pod bramę, a my mamy ładnie się bawić przed domem. Teraz będzie udawać, że wszystko jest w porządku i niczego nie było? Typowe. Oczywiście, wróciłem do pokoju po książkę i poszedłem jak kazała na dwór. Usiadłem pod "swoim" drzewem w zacienionym miejscu w taki sposób, że widziałem wszystko co się dzieje oraz dom. Nie wiedząc co się jeszcze stanie, wziąłem do ręki książkę, którą przyniosłem i zacząłem ją czytać. "Mama" pożegnała się z nami na chwilę i odeszła w kierunku bramy. Lektura, którą czytałem była strasznie wciągająca. Brunetka dopiero co znikała z oddali, a ja już przeczytałem prawie połowę. No, ale coś musiało się dzisiaj zwalić. Niespodziewanie ktoś przede mną stanął. Nie miałem zbytnio ochoty zobaczyć kto to, ale spojrzałem znad książki, a moim oczom ukazał się Don. Nie wyglądał za dobrze. Serio musiał mocno i długo ryczeć. Stał tak i wgapiał się we mnie jak w obrazek. Próbowałem skupić się na czytaniu, ale ciężko się to robi skoro dobrze zdajesz sobie sprawę, że ktoś się na Ciebie ciągle gapi. Westchnąłem i odłożyłem książkę na bok. Podwinąłem jedną nogę i oparłem się łokciem o nią, za to drugą użyłem, żeby się podeprzeć.

- Masz jakiś problem czy coś?- czarnoskóry spuścił głowę.- Eee... Halo?- nie widzi mnie czy co? Postanowiłem wstać, jednak chłopak przede mną nawet nie zareagował.- Słuchaj, dobrze się czujesz, bo nie zachowujesz się norma...

- Ty...- powiedział cicho.

- Ja?- zapytałem ze zdziwieniem. Co takiego znowu zrobiłem?

- Ty...- zaczął się trząść.- To przez Ciebie Conny została adoptowana!

- Co!? Jak przeze mnie?!

- Wtedy! Pytała Cię o radę! Zadawała pytania! A ty jej odpowiedziałeś, że i tak czy tak byś chciał zostać adoptowany! Przyszła do ciebie po radę!

- A skąd mogłem to niby wiedzieć, haa!?- czarnowłosy podszedł do mnie i złapał za materiał bluzki znajdujący się przy szyi, po czym przyciągnął do siebie.

- Mogłeś się tego do cholery domyśleć! Dzieci od tak nie pytają o takie rzeczy!

- Siedziałeś obok, więc mogłeś to w każdej chwili przerwać! Nie obwiniaj mnie o coś na co nie miałem wpływu! Mogła myśleć za siebie!

- Sześciolatka!?- teraz skapnąłem się, że dzieciaki przyglądały się całemu zajściu. Chłopak nagle mnie puścił.- Dobra nie ma sensu z tobą gadać o takich rzeczach, bo i tak nie rozumiesz. Jesteś jak swoi rodzice.- powiedział powoli odchodząc.

- Co...? S... Skąd Ty...- Byłem totalnie zaskoczony. To nie tak miało być.

- Ostatnio wpadłem na mamę i pomogłem jej sprzątać papiery i wpadły mi w ręce akurat Twoje. Jesteś trochę tajemniczy, więc myślałem, że wiedząc co Ci się stało będziemy w stanie nawiązać jakiś kontakt, ale teraz nie ma nawet opcji.

- ... Powiedziałeś komuś o tym...?- zapytałem. Mam nadzieję, że tego nie zrobił...

- Jeszcze nie. Ale zamierzam. Lepiej, żeby wiedzieli z kim rozmawiają.

- Nie rób tego...!- nie będę go przecież prosić czy błagać na kolanach!

- Bo co? Zrobisz mi to co Twoja matka albo ojciec?- w tym momencie całkowice przegiął. To była granica, którą właśnie nieodwołalnie przekroczył. Podszedłem do niego i złapałem go tak samo jak on przedtem mnie. Chociaż można nawet powiedzieć, że się wręcz na niego rzuciłem. Nie szczędząc sił uderzyłem go z pięści w twarz. Słyszałem przerażone dzieciaki w tle, jakieś krzyki, szmery, ale mam to wszystko gdzieś. Chłopak nie był też bezsilny sam dostałem w nos, przez co po chwili poleciała mi z niego krew. Szczerze, miałem ochotę go tam skatować, chociaż może to za dużo powiedziane. Może i bym go pobił mocniej, jednak ktoś złapał mnie rękami i zaczął odciągać od czarnoskórego. Zacząłem się szarpać. Może i wyjdę na jakiegoś psychola, ale mam to gdzieś. Nikt nie będzie mnie DO NICH porównywać!

~°Wszystko co złe°~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz