*Pov Emma*
- Co masz na myśli.- zapytałam.
- Naprawdę nic nie zauważyłaś?- podpytał czarnooki.
- Um... Nie?- odpowiedziałam.
- Nie zastanawia Cię dlaczego nie możemy chodzić do szkoły i uczymy się tutaj? Dlaczego w ogóle mamy zakaz wychodzenia poza ten mur?
- Dla naszego bezpieczeństwa? W końcu każdy z nas przeżył coś tragicznego.- stwierdziłam, zakładając nogę na nogę.
- Ale, żeby od razu nas odizolować od reszty społeczeństwa? Jak wytłumaczysz w niektórych oknach kraty? Albo zakaz wstępu do gabinetu mamy bez jej obecności?
- Kraty dla bezpieczeństwa, a gabinet... W końcu ona też potrzebuje trochę prywatności.
- Co jeżeli powiem Ci, że byłem tam i trochę go przeszukałem? Do tego znalazłem dosyć "ciekawe" informacje? Może za nim przejdę do sedna sprawy... Jak chcesz wyjaśnić imiona dzieci w kalendarzu i akurat w tym dniu są "adoptowane"?- niebieskooki zaznaczył ostatnie słowo w cudzysłów z palców. Nie wiedziałam do czego tak naprawdę dążyła ta rozmowa, ale nie za bardzo mi się to podobało.
- No okej, tego nie umiem jakoś logicznie wytłumaczyć, ale co w związku z tym?
- W gabinecie... Może od początku. Pamiętasz dzień, w którym mama wezwała mnie do siebie? Powiedziała mi prawdę o wypadku mojej rodziny. Był taki moment, w którym wyszła na jakieś dziesięć minut. Wykorzystałem ten czas na przeszukanie biura.
- Co!? Norman, Ty chyba nie mówisz poważnie? To praktycznie jak włamanie!
- Nazywaj to sobie jak chcesz, ale daj mu skończyć.- odezwał się czarnowłosy.
- W każdym razie w biurku znalazłem pewne papiery. Takie jakby karty z informacjami o nas. Było by to całkiem normalne, gdyby nie niektóre podpisy. Wezmę tu za przykład Twoją kartę Emma. Miałaś dopisek "gotowa do oddania, towar specjalny". W dodatku była dosyć spora suma zapisana przy Twoim imieniu. I podobnie w innych.
- Przecież to logiczne. Czuję się dobrze psychicznie i fizycznie. Jestem... przygotowana do oddania dla innej rodziny.- lekko się uśmiechnęłam.- Jesteście chyba trochę przewrażliwieni.
- "Przewrażliwieni"?! Dalej nie rozumiesz co się dzieje!?- warknął czarnooki. Białowłosy chwycił go za rękę na co ten westchnął.- A zastanawiałaś się kiedyś gdzie znika mama i co robi?
- Um... Jakby pomyśleć... Raz, może dwa. Nie miałam po co robić takie rzeczy.
- Wiesz, nie miałem co robić ze sowim życiem przez ostatnie cztery lata, więc trochę ją sobie poobserwowałem. Zdarzyło mi się usłyszeć kilka jej rozmów z gabinetu i nie tylko. Żeby sprawa była jasna to nie były żadne pogaduszki z koleżanką tylko... Brzmiało to jak jakiś raport. Przynajmniej na początku. Później zaczęli rozmawiać o pieniądzach. Dosyć sporych. No i "Zależy jak dobry jest towar. Za małą sumę go nie oddam".
- T-to... Musi być pomyłka... Może coś źle zrozumiałeś?
- Cholera Emma, ile będzie to ciągnąć?
- Co?
- Jak długo masz zamiar się oszukiwać!? Przejrzyj wreszcie na oczy! Wszystko temu dowodzi! Chyba że wolisz bym mówił otwarcie? Zdecydowaliśmy z Normanem że zrobimy to delikatnie, ale nie dam rady. Ogarnij się i znajdź prawdę. Dlaczego nie mamy kontaktu ze światem zewnętrznym? Czemu jest tu tyle zabezpieczeń, żeby nie uciec czy nic sobie nie zrobić? Rozmowy o opłatach za "towar"? Nie rób tego błędu co ja i zobacz to. Tym towarem jesteśmy MY. Mowa o nas. Wszystkich. Jesteśmy w cholernej pułapce. Nie mieszkamy w domu dziecka, który chce przede wszystkim dbać o komfort i bezpieczeństwo dzieci. Jesteśmy tu wychowywani do momentu, w którym ktoś nie chce nas kupić. Już czaisz? To jest jakiś jebany zakład. Handel żywym towarem! Teraz rozumiesz?! Chcemy się stąd wydostać i wezwać pomoc.
CZYTASZ
~°Wszystko co złe°~
RomanceRay, jak na dwunastolatka ma za sobą pełno wydarzeń, przez które ma problemy w wyrażaniu siebie, jak i swoich uczuć. Po tych wydarzeniach trafia do miejsca, w którym zajmuje się nim pewna kobieta (jego terapeutka). Po czasie, jednak zostaje oddany w...