- Ay... Ray!- usłyszałem krzyk, przez co się obudziłem.- W końcu wstałeś. Musimy się trochę sprężyć. Ubieraj się i przyjdź na śniadanie. Musimy za niedługo wyjeżdżać.
- Aż tak bardzo chcesz się mnie stąd pozbyć?
- To nie tak... Jesteśmy umówieni na konkretną godzinę i wolę się nie spóźnić.- uśmiechnęła się. No i po co? I tak nie ma sensu szczerzyć się co każde słowo.- W takim razie ruchy.- wyszła z pomieszczenia. Tak jak kazała ubrałem się i poszedłem na śniadanie. Później po prostu wyjechaliśmy. Wiedziałem, że nie będzie to dobre. Znając życie posiedzę tam parę lat i wyjdę. Poza tym... To i tak nie jest normalna placówka. Przynajmniej nie Grece Field House. Dom dziecka, który rządzi się swoimi dziwnymi zasadami. Jak na przykład cały ośrodek jest ogrodzony kilkumetrowym murem. Nie wiem akurat czy to prawda, jednak zgaduje, że tak. Ci ludzie stąd byliby zdolni wysłać mnie do takiego miejsca.
~~~
Podjechaliśmy właśnie pod ten cały ośrodek i... Było tak jak mówili. Pierwsze co w oczy rzucił się ogromny, szary mur. Staliśmy właśnie przy drzwiach kiedy te się otworzyły, a w progu stanęła jakaś kobieta. Miała coś około trzydziestu lat, brązowe włosy spięte w kok oraz przenikliwe, fioletowe oczy. Ubrana była w czarną, długą sukienkę z białym fartuchem.
- Witaj Ray.- uśmiechnęła się.- Jestem Izabella. Od dzisiaj możesz mówić na mnie mama. Mam nadzieję, że spodoba Ci się tutaj i poznasz jakiegoś przyjaciela albo przyjaciółkę.- ha, ha. Śmieszny żart. Nie potrzebuję przyjaciół. Nie miałem. Ich i nie potrzebuje ich teraz. Ze wszystkim można sobie poradzić samemu. Przyjaciele to tylko udręka i przeszkoda w dążeniu do celu. Poza tym, "mama"? Widzę, że kogoś porządnie powaliło. Nie mam matki i jej mieć nie będę. No i nie zastąpi mi jej jakaś kobieta, którą znam od niecałej minuty. Musiało by mi się pogorszyć. Do jedynej kobiety, do której mógłbym mówić "mamo" mógłby być tylko moja terapeutka. Ona też mnie nie rozumie, ale chociaż nie wydaje się sztuczna jak brunetka przede mną. Oczywiście nie odpowiedziałem jej.
- Ray!- zwróciła mi uwagę terapeutka. Nie będzie mnie zmuszać.
- Oh, nie, nie, spokojnie! Nic się nie stało rozumiem go.- Heh... Rozumiesz...? Śmieszna sprawa. Właśnie nic nie rozumiesz. Nic nie wiesz. Zamknij się w końcu.- Musi się przyzwyczaić do nowego otoczenia.
- Jasne...- rudowłosa podała mi torbę z moimi rzeczami. I tak nie było ich dużo.- Więc... To nasze pożegnanie. Nie martw się Ray. Wierzę, że dasz sobie radę.- Czuję jakbym właśnie na nowo żegnał się z mamą... Tylko w bardziej... Normalnych okolicznościach... Kobieta podeszła do mnie i objęła. Od razu się wyrwałem delikatnie ją odpychając, żeby nie zrobić jej krzywdy. Chyba zapomniała... Wiem, że nie chciała.zrobic mi krzywdy, jednak...Takie gęsty... Po prostu mnie obrzydzają... Może nie tyle co obrzydzają, co przerażają. Nie doświadczałem czegoś takiego jak czułości. Znaczy może kiedyś..., Ale tego nie pamiętam. Chociaż... Może jednak coś wiem.- Przepraszam... Zapomniałam.
- Nie... To moja wina.
-Nie przejmuj się. Nie można Cię za to winić. W każdym razie, trzymaj się chłopie. Pamiętaj, że będę przyjeżdżać w odwiedziny, żeby sprawdzić co u Ciebie. Tak szybko to Ty się mnie nie pozbędziesz.- zaśmiała się.- Powodzenia!- jeszcze chwilę się żegnała, po czym odjechała.
- To co gotowy?- mruknąłem coś w odpowiedzi i weszliśmy do środka. Szliśmy "ścieżką" przez dosyć spory las. Potem wyszliśmy na jakąś polanę, gdzie na samym jej środku stał ogromny budynek. Jak na dom dziecka było tu... Dosyć spokojnie. Spodziewałem się raczej krzyków i pisków różnych dzieci. Zauważyłem też, że koło budynku znajduje się dosyć dużych rozmiarów drzewo. Chyba właśnie znalazłem miejsce, w którym będę ciągle przesiadywał. Brunetka otworzyła drzwi od ośrodka i weszliśmy do środka. Myślałem, że wejdę po cichu, jednak od razu zawołała, aby wszyscy przyszli. Myślałem, że się przesłyszałem. Po chwili przed nami stało mnóstwo dzieciaków.- Kochani, to jest Ray. Od dzisiaj będzie z nami mieszkać. Przywitajcie się ładnie.- błagam nie. Nie chce z nikim rozmawiać. Od razu podeszła do mnie jakaś dziewczyna. Na oko w moim wieku. Miała rude włosy oraz duże, zielone oczy. Uśmiechnęła się szeroko i wystawiła rękę w moją stronę.
CZYTASZ
~°Wszystko co złe°~
RomanceRay, jak na dwunastolatka ma za sobą pełno wydarzeń, przez które ma problemy w wyrażaniu siebie, jak i swoich uczuć. Po tych wydarzeniach trafia do miejsca, w którym zajmuje się nim pewna kobieta (jego terapeutka). Po czasie, jednak zostaje oddany w...