Rozdział 26

562 18 0
                                    

Bal

Podjechaliśmy pod starą rezydencje Mikaelsonów.

- Jesteś gotowa? - spytał Klaus.

- Tak, możemy iść - odpowiedziałam.

Hybryda wysiadł pierwszy i jak na dżentelmena przystało, otworzył mi drzwi, podał ręke. Weszliśmy do środka, było ślicznie. Dużo miejsca, wszystko ozdobione, po prostu idealnie.

Szłam trzymając Klausa pod ramię, podszedł do nas Marcel.

- Witaj przyjacielu - powiedział Klaus do Marcela, uścineli sobie ręce.

- Witaj Klaus, przyprowadziłeś dziewczyne z baru? - spytał.

- Tak Marcellusie to jest moja narzeczona
Elizabeth - przedstawiła mnie hybryda.

- Moje gratulacje - odpowiedział Marcel.

- Dziękujemy - powiedział Klaus.

Czarnoskóry odszedł.

- Zatańczymy? - zapytał szarmancko Klaus.

- Chętnie -

Leciała wolna muzyka, Klaus objął mnie w tali, a ja położyłam swoje ręce na jego szyi. Tańczyliśmy tak, dotąd dopóki nie skończyła się piosenka.

- Pójde nam po coś do picia - powiedział Klaus i poszedł.

Stałam tak sama w rogu sali, nagle podszedł do mnie jakiś wampir.

- Co taka śliczna pani robi tu sama? - spytał.

- Nie jestem sama - odpowiedziałam.

- Widzę, że jest inaczej - drążył temat.

- A ja widzę, że nie jest sama - powiedział Klaus.

- Klaus - powiedział wystraszony wampir.

- Mógłbyś zostawić moją partnerkę, bo możesz nie dożyć rana - zagroził Klaus.

Wampir wycofał się wystraszony.

- Na chwile cię tylko zostawiłem, a już cię
podrywają - powiedziała hybryda.

- Nie moja wina - broniłam się.

Podał mi szklanke z pomarańczowym napojem.
Napiłam się, był to sok.

- A co to był za wampir? - spytałam.

- Jest prawą reką Marcela ma na imię Diego i tak jak każdy tutaj obecny chce się nas pozbyć - wyjaśnił.

- Cóż za ironia, że każdy w mieście was nienawidzi, a tak naprawdę dzięki wam istnieją - odpowiedziałam.

- Zmieńmy temat kochana, a może ustalimy datę naszego ślubu? - spytał.

- Chcesz planować ślub w takiej sytuacji? - zapytałam.

- Jak dla mnie możemy go nawet teraz wziąść -

- Klaus najpierw musisz ogarnąć sprawy z Marcelem i wampirami, żeby było bezpiecznie dla
nas - wytłumaczyłam.

- I muszę odzyskać nasz dom - dopowiedział.

- Dokładnie. Ja też bym mogła teraz wziąść ślub, ale naprawdę zależy mi, żeby było bezpiecznie - wyznałam.

- Wiem wilczku, dlatego zamierzam już dzisiaj odzyskać nasz dom -

- Co? Ale jak? -

- Porozmawiam z Marcelem, a ty idziesz ze mną, przecież nie spuszczę cię z oczu, bo znowu ktoś
do ciebie podejdzie -

- Mogę iść do Rebeki - spojrzałam w stronę blondynki, podrywała jakiegoś mężczyzne.

- Albo jednak nie - dopowiedziałam.

- Więc idziesz ze mną bez dyskusji -

- Dobra -

Pociągnął mnie za ręke i udaliśmy się do Marcela. Weszliśmy do pokoju, gdzie był czarnoskóry sam.

- Przyszedłem pogadać Marcellusie - odezwał się Klaus.

- Więc słucham? - spytał Marcel.

- Chciałbym zawrzeć umowę - powiedział Klaus.

- Jaką? - pytał czarnoskóry.

- Oddasz mi nasz dom, a ja będę ci oddany -

- Jaką mam pewność, że mnie nie zdradzisz? -

- Taką, że nie zamierzam narażać swojej narzeczonej i naszego dziecka na niebezpieczeństwo - powiedział Klaus.

- Dziecka? - zapytał czarnoskóry.

- Tak, dobrze słyszałeś - odpowiedziała hybryda.

- Dobrze, ale mam jeden warunek - wyznał Marcel.

- Jaki? - spytał Klaus.

- Nie będziesz się wtrącał w żadne konflikty chyba, że cię o to po proszę - oznajmił.

- Okej umowa stoi - hybryda podała ręke Marcelowi, a czarnoskóry uścisnął ją.

- Witaj Elizabeth - odezwał się do mnie Marcel.

- Cześć Marcelu - odpowiedziałam.

- No dobrze ja już bedę się zbierał powiem swoim wampirą, żeby zabrali swoje rzeczy. Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa Klaus - powiedział Marcel.

- Spokojnie dotrzyma, ja tego dopilnuje - odezwałam się.

- Trzymam cię za słowo. Miło było cię poznać Elizabeth.
Do zobaczenia - powiedział Marcel i wyszedł.

Podeszłam do Klausa i go przytuliłam, a on odwzajemnił gest.

- No to jeszcze dzisiaj będziemy razem w rodzinnym
domu - odezwał się Klaus.

Podniosłam wzrok, spojrzałam mu głeboko w oczy, a on przybliżył się do mnie i pocałował, pogłębiłam pocałunek. Po skończonym pocałunku oparliśmy się czołami.

Mineły jakieś 4 godziny i bal się zakończył. Marcel dotrzymał swojej części umowy, oddał nam dom. Klaus zachipnotyzował jakiś ludzi, którzy przenieśli nasze rzeczy.

Siedziałam w salonie na kanapie po schodach zeszła Rebekah.

- Gdzie idziesz? - spytałam.

- Idę się zabawić - odpowiedziała blondynka.

- Miłej zabawy - krzyknełam jak już odchodziła.

Czułam w końcu, że mam rodzinę o jakiej zawsze marzyłam. Mikaelsonowi byli popaprani, ale się kochali, a ja stałam się częścią tej rodziny poprzez zgłoszenie się do odwrócenia uwagi Klausa na przyjęciu założycieli. Życie potrafi zaskoczyć.

Enemies To Lovers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz