Rozdział 36

422 15 1
                                    

Król

Kierowałam się wzdłuż Francuskiej Dzielnicy zobaczyłam już bar o nazwie Rousseau's. Weszłam do niego, usiadłam przy najbliższym stoliku. Zamówiłam burbon, zaczełam go pić. Do środka wpadł Jackson.

- Spóźniłeś się - powiedziałam.

- To ty zadzwoniłaś do mnie żeby się spotkać, więc nie dyktuj warunków - wysyczał.

- Chyba się zapominasz z kim rozmawiasz -

- Hmmm... Z kobietą która puściła się z Klausem Mikaelsonem -

Wkurzył mnie, wziełam butelke, która stała koło nas, rozbiłam na jego głowie. Wstałam i przycisnełam jego głowę do stołu.

- Uważaj co do mnie mówisz, bo już przesadzasz, a po drugie przestań buntowań watahe, dlatego że zaniedługo zrobi się nie przyjemnie  - byłam wściekła.

- Co mi niby możesz zrobić? -

- Nie powinnieneś się bać Klausa tylko mnie, jestem o wiele gorsza jeżeli chodzi o moich bliskich, a jak chcesz tak bardzo wiedzieć zacznę zabijać i to nie ciebie, będziesz patrzył jak przez ciebie giną ludzie z watahy, będziesz czuł strach i potrzebe śmierci. Zapamiętaj sobie jedno ja nie zabijam odrazu najpierw się znęcam nad ofiarą. To jest ostatnie ostrzeżenie -

Puściłam go, ludzie patrzyli się na mnie.

- Nic mu nie jest - powiedziałam głośno.

Wyszłam, udałam się w stronę rezydencji Mikaelsonów. Byłam dumna sama z siebie.

Weszłam do domu uśmiechnięta. W salonie była trójka rodzeństwa i Hayley. Odwrócili się w moją stronę.

- Co zrobiłaś? - spytała Rebekah.

- Co miałam zrobić? - zapytałam.

- Jackson zniknął - powiedziała Hayley.

- A o niego chodzi to nic - wzruszyłam ramionami.

Spojrzeli się pytającym wzrokiem.

- Porozmawiałam tylko z nim - dopowiedziałam.

Podeszłam do barku, wziełam burbon i szklanke, nalałam do naczynia, wypiłam na jeden raz.

- No dobra nie była to do końca normalna rozmowa, rozbiłam mu butelke na głowie i... -

- Co zrobiłaś? - powiedziała blondynka.

- No rozbiłam mu butelke na głowie, bo mnie wkurzył, a potem powiedziałam parę ciepłych słów w jego stronę i chyba go wystraszyłam - odpowiedziałam obojętnym głosem.

- Nie znałam cię od takiej strony - mówiła Rebekah.

Wzruszyłam ramionami, wziełam butelke z alkoholem i szklanke, poszłam na góre.

Usiadłam na fotelu w pokoju popijając burbon. Do pokoju wparował Klaus.

- Nie znałem cię od takiej strony - powiedział.

- No widzisz potrafie zaskakiwać -

Podszedł do mnie, wziął ode mnie szklankę, odłożył na komodę obok. Zaczął się zbliżać do pocałunku, ale nagle zadzwonił jego telefon. 

- Naprawdę w takiej chwili - był wściekły.

Odebrał telefon, rozmawiał przez jakieś 10 minut.

- Z kim rozmawiałeś? - spytałam.

- Zazdrosna? -

- Może - odpowiedziałam wstając z miejsca.

Podeszłam do niego, zarzuciłam ręce na jego szyje. Pocałowałam go szybko, ale on mnie przytrzymał i pogłębił pocałunek.

- Dowiem się kto do ciebie dzwonił - przerwałam pocałunek.

- Wampir Marcela - odpowiedział.

- Jakieś nowe problemy? - spytałam.

- Można tak powiedzieć. Wampirą nie pasuje, że jesteśmy w mieście i Marcel oddał mi władzę -

- Klaus Mikaelson królem Nowego Orleanu, fajnie brzmi -

- Elizabeth Mikaelson królowa Nowego Orleanu i żona wielkiego złego Klausa, jeszcze lepiej brzmi -

Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.

- Jak się pokłóciliśmy zostawiłaś pierścionek, a ja zamierzam ci go teraz oddać - wyjął z kieszeni wspomniany przedmiot.

Uklęknął i zaczął mówić.

- Elizabeth Maximoff wiem, że zawaliłem strasznie, ale kocham cię najbardziej na świecie. Dałaś mi coś czego nikt nie potrafił nadzieję, czyli naszą córke. Chce spędzić z tobą wieczność. Chce budzić się codziennie rano u twojego boku. Chce, aby Hope miała najlepsze życie razem z nami. Stałyście się częścią mojego życia, bez was to życie nie ma sensu. Uczynisz mi ten zaszczyt i będziesz trwać u mojego boku? -

- Klaus jaa...ja...Tak chce -

Założył mi biżuterię na palec.

- Tylko nie zawal tego - powiedziałam.

- Nie zawale obiecuje - odpowiedział.

Przytuliliśmy się.

- Zawsze i na wieczność - wyszeptał mi do ucha.

- Zawsze i na wieczność - odpowiedziałam.

Była to przysięga Mikaelsonów. Wiedziałam o tym, że jestem częścią tej rodziny. Pomyśleć, że to tylko przez telefon od przyjaciela z prośbą pomocy. Los w końcu się do mnie uśmiechnął. Miałam rodzine jakiej zawsze pragnełam.

Enemies To Lovers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz