Rozdział 70

288 11 2
                                    

Opieka

Perspektywa Elizabeth:

Mineły już 2 dni dowiedziałam się, że ktoś na nas poluje, bo uważa mnie, Klausa i Hope za wynaturzenia.

Aktualnie zmierzałam do Nowego Orealnu, ponieważ Hayley do mnie zadzwoniła, że Davina zamierza odlączyć Elijah i Klausa od ich linii, a potem zabić. Hope była bezpieczna z Rebeką.

Podjechałam pod opuszczony budynek, wysiadłam z samochodu, weszłam do środka.

Zaczełam nasłuchiwać usłyszałam głosy naliczyłam z 20 wampirów, Marcela, Davine, Klausa, Elijahe, Kola, Hayley i Freye.

Udałam się do pomieszczenia gdzie słyszałam głosy. Po drodze zaatakowało mnie 5 wampirów, zabiłam ich. Za pomocą wampirzej szybkości znalazłam się przy Davinie, uderzyłam jej głową o najbliższą ścianę.

- A lubiłam ją, cóż takie życie - skomentowałam.

- A tak przy okazji twoje wampiry są mało
uprzejme - skierowałam te słowa do Marcela.

- Mają tak gdy widzą Mikaelsonów -

- Czyli jak ciebie widzą też tak mają? -

Kol prychnął śmiechem.

- Przyznaje to było dobre - powiedział Kol.

Ja pomogłam wstać Klausowi, a Hayley Elijahy, chcieliśmy wyjść, ale Marcel i jego wampiry nas zatrzymali, oddałam na chwile Klausa Freyi.

- Nigdzie nie pójdziecie - odezwał się Gerard.

- A co zabijesz nas? Tak bardzo wyrzekasz się Mikaelsonów i chcesz nas zabić, a nie widzisz podobieństwa między nami, a tobą. Klaus cię wychował i tak mu się odwdzięczasz za uratowanie życia. My jesteśmy niby tymi złymi, a ty to co. Nie szukałeś ich po tym jak uciekli przed ojcem, a oni myśleli, że nie żyjesz, opłakiwali cię, każdy na swój sposób. Szukałeś mnie i Hope przez te 5 lat po co, raczej nie po to, żeby się z nami przywitać, przyznaj się, chciałeś zadać ból Klausowi przez skrzywdzenie nas, niewinnej dziewczynki, dziecka, które niczym nie zawiniło, gratulacje Marcel -

- Jeżeli nie pozwolisz nam przejść obiecuje, że nie skończy się to dobrze dla twoich wampirów, może nie mogę cię zabić, ale władzę mogę ci odebrać - dodałam.

Po chwili zastanowienia Marcel nas przepuścił, zabrałam od Freyi Klausa, był słaby. Rzuciłam kluczyki od auta Hayley, a sama za pomocą wampirzej szybkości znalazłam się z hybrydą w najbliższym domu. Za pomocą perswazji zmusiłam właścicielke do wpuszczenia nas bez zadawania pytań. Położyłam Klausa na kanapie.

- Jak się czujesz? - zapytałam.

- Czuje się jakby ktoś wyssał ze mnie siłe -

- To normalne po tak silnym zaklęciu, powinnieneś się pożywić -

Poszłam do właścicielki zahipnotyzowałam ją, żeby nalała trochę swojej krwi do szklanki i poszła do swojego pokoju, zaniosłam naczynie mojemu mężowi, wypił zawartość.

- Gdzie byłaś przez te 2 dni? - spytał.

- Pojechałam do Mystic Falls, bo dostałam wiadomość od Bonnie, że zaklęcie maskujące naszą lokalizacje przestaje działać. Jak przyjechałam znalazłam ją lężącą na podłodze, podałam jej swoją krew, przeżyła. W jej domu spotkałam nowo przemienionego wampira i dowiedziałam się, że ktoś na mnie, ciebie, naszą córke poluje, ponieważ uważa nas za wynaturzenia -

- Następne kłopoty, ale damy radę - złapał mnie za ręke.

- Przyznaje czuje się trochę dziwnie z twoim powrotem, dużo się zmieniło od naszego ostatniego spotkania, ale nie straciłam uczuć do ciebie, a się jeszcze bardziej wzmocniły. Tęskniłam strasznie, zajełam się opieką nad Hope, żeby o tym nie myśleć -

- Dla mnie też było to bardzo trudne, nigdy nie myślałem, że się rozdzielimy na 5 lat, Hope strasznie wyrosła, a ty się zmieniłaś. Myśl o was pozwoliła mi przeżyć. Kocham was ponad życie, jestem w stanie poświęcić wszystko byście były szczęśliwe -

Spojrzeliśmy sobie w oczy, zaczeliśmy się do siebie zbliżać, pocałowaliśmy się. Usiadłam na Klausie okrakiem, a on włożył ręce pod moją koszulke, jeździł dłońmi po moich plecach. Obrócił mnie tak, że teraz leżał nade mną.

Zdjęłam z niego koszulke, a on nie pozostał mi dłużny i też zdjął moją. Zaczął mnie całować po szyi. Brakowało mi naszej bliskości i samej jego osoby.

Po kilku minutach pieszczot byliśmy nadzy. Każdy Klausa ruch był delikatny, pełen uczuć. Wszedł we mnie ostrożnie, jakby miał mnie skrzywdzić. Poruszał się powoli, a potem jego ruchy zrobiły się agresywne. Tak za sobą tęskniliśmy, że nie obchodziło nas to gdzie jesteśmy, w domu obcej kobiety.

Kochaliśmy się tak, jakbyśmy mieli już nigdy tego nie robić.

Po chwili obydwoje doszliśmy, leżeliśmy nadzy wtulenii w siebie, przykryci jakimś kocem. Rysowałam kółka na klatce piersiowej pierwotnego.

- Chciałabym, żeby wszystko już było normalnie. Zamieszkamy w domu nad jeziorem z Hope -

- Uwierz skarbie, niczego innego bardziej nie pragnę -

- Jaki mamy plan w związku z Marcelem i tym kimś kto na nas poluje? -

- Z Marcelem jakoś damy radę, postaram się z nim porozmawiać i dojść do porozumienia, a z tym kimś kto na nas poluje, musimy się najpierw dowiedzieć kto to -

- Niech Hope zostanie z Rebeką, tak będzie najlepiej, musimy ją chronić przed tym wszystkim -

- Ja muszę ciebie i ją chronić, nie mogę was stracić -

- Nie stracisz nas nigdy, zawsze będziemy przy tobie -

- Jesteś kobietą, której szukałem 1000 lat -

- A ty jesteś mężczyzną, którego sobie
wymarzyłam - pocałowaliśmy się.

Wtuliłam się mocniej w Klausa, pocałował mnie w głowę.

- Dobranoc wilczku -

- Dobranoc -

Mieliśmy dwóch wrogów do pokonania, ale miałam nadzieję, że nam się uda i w końcu będziemy szczęśliwą rodziną. Mikaelsonowie zasłużyli na szczęście, a ja dałam im nadzieję na szczęśliwe życie.

------------------------------------------------------------------------------------------
Hej to już 70 rozdział. Mam nadzieję, że książka wam się podoba, ale niestety zbliżamy się powoli do końca. Nie martwcie się mam plany na inne książki <33
Miłego dnia/wieczora lub miłej nocy <33

Enemies To Lovers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz