Rozdział 68

199 7 0
                                    

Znowu razem

Mineło 5 lat, dużo czasu, przekałam naszyjnik Hope, bardzo się ucieszyła. Przez ten czas zajełam się opieką nad nią, ma już 7 lat, jest silną dziewczynką.

Rok po zniknięciu Mikaelsonów zaczeła z niej wychodzić moc czarownicy, podejrzewam, że dlatego miała te koszmary, poprosiłam zaufaną czarownice o zrobienie branzoletki, która uciszyła jej magię na jakiś czas, nie jest jeszcze gotowa na jej zapanowanie.

Moja przyjaźń z Hayley wzmocniła się i to bardzo, a sama kobieta zajmowała się zdobywaniem składników na antidotum.

W końcu nadszedł ten dzień Hayley zdobyła wszystko co było potrzebne, jady 7 bardzo rzadkich watah, udało jej się, najpierw miała wybudzić Freye, a ta zrobić antidotum, potem Mikelsonów, a na końcu mieli wybrać się po Klausa.

Bałam się spotkania z nim w końcu nie widzieliśmy się 5 lat to sporo czasu. Czułam też, że Hope się boi spotkania z ojcem, nie dziwie jej się.

Dziewczynka jeszcze spała, obudziłam ją.

- Wstawaj kochanie, śniadanie jest już w kuchnii, ubierz się i zejdź na dół - powiedziałam i wyszłam z jej pokoju.

Po kilku minutach Hope zeszła, usiadła przy blacie w kuchnii, zaczeła jeść płatki. Po chwili zjadła.

- Mamo stresuje się -

- Spokojnie skarbie, wszystko będzie dobrze -

- Dawno nie widziałam taty, a co jeśli coś źle zrobię -

- Nic źle nie zrobisz, wiem to - pocałowałam ją w czoło.

Usłyszałam jak mój telefon dzwonii, podeszłam do stolika na którym leżał, wziełam go do ręki, spojrzałam na to kto dzwoni, była to Hayley, odebrałam.

- No już jedziemy - powiedziała.

- Okej -

- Hope miała dzisiaj koszmar? - zapytała.

- Dzisiaj nie -

- Mamo - zawołała Hope.

- Dobra ja kończe do zobaczenia - odezwałam się.

- Do zobaczenia - rozłączyłam się.

- No co tam kochanie? - spytałam.

- Gdzie schowałaś mojego misia? -

- W twoim pokoju jest w szufladzie tej na samym dole -

Poszła na górę.

Coraz bliżej było spotkania, a ja się strasznie stresowałam.

Mineły 3 godziny, usłyszałam podjeżdżające auto.

" To muszą być oni " - pomyślałam.

Siedziałam na kanapie, czytając książke, drzwi się otworzyły przez które weszli Mikaelsonowie.

Hayley podała im kieliszki do których nalała szampana i wyszli przed dom, a ja poszłam po Hope.

- Musimy zejść na... - nie zdążyłam dokończyć.

- Boże co tu się stało? - zapytałam.

Na podłodze wszędzie było wszystko po rozrzucane.

- Trochę się zestresowałam i branzoletka chyba tego nie zdążyła zatrzymać - odpowiedziała dziewczynka.

- Okej, posprzątamy to później i branzoletką też się zajmiemy później, nie zdejmuj jej z ręki, możemy się tak umówić? -

Pokiwała głową twierdząco.

Zaczełyśmy schodzić po schodach, Hope złapała mnie za ręke, wyszłyśmy, a wszyscy Mikaelsonowie patrzyli na dziewczynke, zacisneła mocniej nasz uścisk, była zestresowana.

- Mamo mogę iść pomalować w ogrodzie? -

- Tak, oczywiście -

Odrazu pobiegła w stronę stolika stojącego niedaleko, usiadła na krześle i zaczeła malować.

- Idź do niej - powiedziałam do Klausa.

Spojrzeliśmy sobie w oczy, ale po chwili wykonał moje polecenie.

Hayley podała mi kieliszek, zaczełam z niego pić, nagle usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości, wyjełam telefon z kieszni, włączyłam go i zobaczyłam.

" Ktoś próbuje złamać zaklęcie maskujące, nie wiem ile zdołam je utrzymać. Przyjedź do mnie "

Napisała to Bonnie, ona była tą czarownicą, która mi pomagała. Opróżniłam kieliszek do końca, odłożyłam na stolik, zeszłam z tarasu na którym byliśmy, słyszałam jeszcze głosy krzyczące za mną, ale w tej chwili musiałam nie dopuścić do ujawnienia naszej lokalizacji.

Enemies To Lovers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz