Rozdział 30

545 19 0
                                    

Nadzieja

Perspektywa Elizabeth:

Obudziłam się znowu po drugiej stronie.

- Umarłam? - spytałam samą siebie.

- Nie - odpowiedziała mi jakaś kobieta.

- Jesteś w trakcie przemiany - dopowiedziała.

- Jakiej przemiany? - zapytałam.

- W wampira, a dokładniej w hybryde umarłaś z krwią dziecka w krwiobiegu - wyjaśniła.

- A dziecko ma w sobie krew wampira, bo jest dzieckiem Klausa - zrozumiałam.

- Dokładnie, jak się obudzisz musisz się pożywić krwią, żeby przeżyć - odpowiedziała.

Obudziłam się byłam dalej w kościele. Czułam głód, muszę się pożywić. Wstałam, zauważyłam leżącego człowieka w kościele, był nieprzytomny. Podeszłam do niego, napiłam się jego krwi.

Czułam, że zaczyna się przemiana, moje zmysły się wzmocniły, urosły mi kły. Myślałam tylko o jednym zabić te czarownice.

Zaczełam nasłuchiwać wszystkiego wokół. Usłyszałam głos Elijah, z lokalizowałam, że są na cmentarzu za pomocą wampirzej szybkości się tam udałam. Nie musiałam mieć pierścienia słonecznego, ponieważ jestem hybrydą.

Po chwili znalazłam się na miejscu przede mną pojawiły się wampiry.

- Chcecie ze mną walczyć? - spytałam.

- Nie dostaniesz się dalej - powiedział jeden z nich.

- Aż tak nisko upadliście, żeby sprzymierzać się  z czarownicami, ale zapraszam chętnie was
zabije - powiedziałam.

Zaczełam z nimi walczyć działał jak w jakimś amoku. Zabiłam każdego z nich, stałam tak nad nimi, aż usłyszałam krzyk Rebeki, żeby tego nie robiły. Wziełam jakiś metalowy kij, wyszłam zza rogu i zobaczyłam rudą czarownice, która trzymała nóż nad dzieckiem. Rzuciłam nim w nią. Wszyscy spojrzeli się w moją stronę na ich twarzach był szok.

Wyczułam od dwóch pozostałych czarownic strach. Jedna próbowała uciec, ale w wampirzym tempie znalazłam się przed nią.

- Czuje od ciebie strach, taka odważna byłaś jeszcze niedawno - powiedziałam.

- Powinnaś nie żyć - jąkała sie.

- Naprawdę wy czarownice nie myślicie. Zabiłyście mnie jak miałam w sobie krew dziecka, połącz fakty moja droga - wyjaśniłam.

Nic nie odpowiedziała.

Druga z czarownic wzieła sztylet i chciała wbić w dziecko, ale pojawił się Marcel i rzucił w nią jakimś przedmiotem, zabrał dziecko. Spojrzałam się na ostatnią z czarownic, uśmiechnełam się.

- Możesz uciec, ale jak cię jeszcze zobaczę to
zginiesz - powiedziałam.

Wykonała moje polecenie.
Mikaelsonowie z Hayley się na mnie patrzyli.

- No co? - spytałam i wzruszyłam ramionami.

Teraz zauważyłam, że jestem cała w swojej krwi. Zniknełam, udałam się do naszej posiadłości w wampirzym tempie.

Weszłam przez drzwi, zobaczyłam pełno wampirów na podłodze i Marcela siedzącego przy fontannie trzymającego małą dziewczynke.

- Co tu się stało? - zapytałam.

- Wilkołaki nas zaatakowały potrzebuje krwi Klausa, żeby uleczyć tych co jeszcze żyją - wyjaśnił.

- Dostaniesz ją, zadbam o to, a teraz mógłbyś oddać mi córkę - odpowiedziałam.

Podał mi dziewczynke, a po chwili pojawił się Klaus.

- Daj swoją krew Marcelowi - powiedziałam.

- Jasne - odpowiedział.

Odwróciłam się w jego stronę, podałam mu naszą córkę, był szczęśliwy.

- Jak się czujesz? - zapytał.

- Nie jest źle - odpowiedziałam.

Podszedł do mnie i ucałował w głowe. Podał mi córkę.

- Weź ją na górę, a ja zajmę się tym
bałaganem - wskazał na leżące wampiry.

Pokiwałam głową na znak zgody, poszłam na góre. Odłożyłam dziewczynkę do łóżeczka i poszłam się wykompać. Po kąpieli przebrałam się w białą przewiewną sukienke.

Siedziałam przy łóżeczku i patrzyłam na naszą małą kruszynke. Do pokoju wszedł Klaus.

- Jak damy jej na imię? - spytałam.

- Zaproponuj coś - odpowiedział.

- Zoe? -

- Caitlyn? -

- Katherine? -

- O nie - powiedział Klaus.

- A może Hope - zaproponowałam.

- Hope Andrea Mikaelson - dopowiedziałam.

Hybryda do mnie podeszła, złapała mnie za ręke.

- Wiesz, że nie będzie tu bezpieczna - zaczął temat.

- Wiem. Co planujesz? - zapytałam.

- Myślałem o tym, żeby ogłosić, że nasze dziecko nie żyje i Rebekah z nią wyjedzie - zaproponował.

- A zgadza się na to? - spytałam.

- Tak, rozmawiałem z nią - odpowiedział.

- Niech tak będzie, musimy zapewnić jej bezpieczeństwo, a tu go jeszcze nie ma - powiedziałam.

- Wieczorem spotkam się z Rebeką w lesie, żeby nikt nas nie widział. Chcesz się pożegnać z moją siostrą? - spytał.

- Nie lubię się żegnać, dlatego nie, ale przekaż jej to ode mnie - podałam mu kopertę.

- Tylko nie czytaj co jest w środku - zagroziłam.

- Dobrze - położył kopertę obok nas na szafce.

Usiadł koło mnie, a ja się w niego wtuliłam. Wiedziałam, że będziemy musieli udawać, że nasza córeczka nie żyje, ale byłam na to gotowa. Zrobiłabym wszystko, żeby przeżyła i wiem, że Klaus również. Teraz wszystko będzie inaczej.

Perspektywa Klausa:

Nastał wieczór, wziałem naszą córkę, była taka niewinna, bezbronna, a każdy chciał ją zabić. Nie mogłem na to pozwolić. Jechałem samochodem w miejsce spotkania z siostrą. Zauważyłem ją stojącą przy swoim aucie. Wysiadłem ze swojego pojazdu, zabrałem z tylniego siedzenia nosiełko z dziewczynką.

Przytuliłem się z siostrą.

- Jest podoba do Elizabeth - powiedziała Rebekah.

- A oczy ma po mnie, taki sam diaboliczny
błysk - odpowiedziałem.

- Jak ma na imię? - spytała.

- Hope, Hope Andrea Mikaelson -

- Zaopiekuje się nią obiecuje będzie bezpieczna -

- Wiem siostro, ufam ci bezgranicznie -

Na pożegnanie przytuliłem się z siostrą.

Czułem, że w końcu nasza rodzina jest razem, a to dzięki jednej kobiecie, w której się zakochałem. Dała nam nadzieję, jakiej nikt się nie spodziewał. Naszą córkę Hope. Dla nich dwóch jestem w stanie zrobić wszystko.

Enemies To Lovers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz