Rozdział 58

235 11 0
                                    

Ród Bennetów

Nie wiem ile siedziałam już w tej bibliotece, może była noc, a może dzień, nie wiedziałam.

Teraz czytałam jedną z księg czarownic. Rzuciłam ją gdzieś do tyłu.

- Szlag nic tu nie ma -

Podeszłam do półki, moją uwagę przykuła pewna książka, wyjełam ją, miała na okładce kwiat lili.

Nie mineło pare minut, a ja coś znalazłam. Było tu zaklęcie, które pozwalało na kontrole czyjegoś umysłu, nie ważne czym był.

Perspektywa Klausa:

Siedziałem w salonie z całym rodzeństwem i Hayley. Elizabeth od wczoraj siedzi w bibliotece, słychać rzucanie książkami i jej wyrażanie niezadowolenia.

- Powie jej ktoś, że robi to bez sensu? - spytała Hayley.

Gdy nagle usłyszeliśmy.

- Boże w końcu - i zobaczyliśmy zbiegającą Elizabeth ze schodów z księgą.

Perspektywa Elizabeth:

Zbiegłam ze schodów, zobaczyłam całą rodzinę siedzącą w salonie.

- W końcu siedziałaś tam całą noc i dzień - mówiła Hayley.

- Całą noc i dzień? Dobra nie ważne. Znalazłam zaklęcie dzięki, któremu można kontrolować czyiś umysł, nie ważne czym jest -

- To bardzo rzadkie zaklęcie - odezwała się Freya.

- Właśnie wiem, ale jakimś cudem znalazłam i mogła je wykonać czarownica tylko z jednego rodu -

Poddałam księge czarownicy, a ona powiedziała na głos.

- Z rodu Bennetów -

- Więc ma czarownice z rodu Bennetów? - zapytała Hayley.

- Teoretycznie wystarczyłaby tylko osoba lekko spokrewniona z nimi lub krew Bennetów - wytłumaczyła Freya.

- Krew raczej odpada, ponieważ musiałby ją od kogoś brać, a jedynym żyjącym Bennetem i która jest czarownicą to Bonnie - odezwałam się.

- Ona raczej nie będzie chętna do pomocy
nam - powiedział Kol.

- Wam nie, ale mi tak, obiecała mi coś kiedyś - wyznałam.

- Coraz bardziej mnie zaskakujesz - odezwał się Kol.

- Bardzo by mi się przydała jako przedstawicielka rodu Bennetów, pomogłoby mi to w znalezieniu sposobu na pokonania tego zaklęcia i samej czarownicy, która go używa - tłumaczyła Freya.

- To idę do niej zadzwonić - powiedziałam podekscytowna.

Poszłam do pokoju, wziełam telefon do ręki, wybrałam numer do czarownicy.

- Hej Bonnie to ja Elizabeth dzwonie, bo potrzebuje twojej pomocy -

- O hej w czym? -

- W pewnym zaklęciu, jest związane z twoim rodem -

- Jasne pomogę, kiedy mam być? -

- Mogłabyś jak najszybciej, nawet zapłace za transport -

- Nie trzeba sama zapłacę, ale miło z twojej strony, będe jutro pasuje? -

- Tak idealnie, naprawdę dziękuje ci z całego serca. Do zobaczenia -

- Nie ma sprawy w końcu obiecałam ci coś kiedy odkryłam twoją ciąże. Do zobaczenia - rozłączyłam się.

- Co ci obiecała? - spytał Klaus.

- Boże nie strasz mnie tak -

- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie -

- Nigdy ci nie mówiłam, ale to ona odkryła ciąże, źle się wtedy czułam, nie wiedziałam dlaczego i pomyślałam, że ona jako czarownica czegoś się dowie, miałam rację, po czym jak wpadłam w panikę, bo bałam się twojej reakcji, obiecała, że mam w niej i reszcie wsparcie -

- Ufasz jej? - zapytał.

- Tak, ponieważ mogła powiedzieć o ciąży każdemu kogo spotkała, a tego nie zrobiła, nawet Stefanowi nie powiedziała -

- Dobrze, jeżeli ty jej ufasz to ja też -

Wpatrywałam się w niego jak w obrazek.

- No co? Powiedziałem coś nie tak -

- Nie, wszystko okej, ale zastanawiam się co bym zrobiła bez ciebie i Hope w swoim życiu, kim bym była -

- Zapewne taką wspaniałą kobietą jak teraz -

- No nie wiem -

- Elizabeth jesteś najwspanialszą kobietą jaką kiedykolwiek poznałem, uratowałaś mnie przed sobą samym, wyciągnełaś z ciemności w jakiej się zatraciłem, urodziłaś Hope, naszą kochaną córke, która wyrośnie na silną kobietę jak jej mama -

- Klaus ja nie wiem co powiedzieć -

- Nie musisz nic mówić - pocałował mnie.

Całowaliśmy się namiętnie, nasze języki walczyły o dominacje. Za pomocą wampirzej szybkości znaleźliśmy się pod najbliższą ścianą. Zaczął całować mnie po szyi na co jęknełam.

- Oni nas zabije - odezwałam się.

- Jestem w stanie się poświęcić i słuchać ich docinek za chwile przyjemności z moją żoną -

Zdjęłam jego koszulke, a on moją. Nie przerywaliśmy pocałunków. Złapał za moje nogi, a ja owinełam je wokół jego pasa. Położył mnie na łóżku, zdjął moje spodnie. Zawisł nade mną, a ja odpiełam mu pasek od spodnii, zdjął je, teraz oby dwoje byliśmy tylko w bieliźnie.

Po chwili również jej nie mieliśmy. Hybryda wszedł we mnie pewnym ruchem i zaczął sie poruszać na początku powoli, ale z każdą chwilą coraz szybciej, a moje jęki wypełniały cały pokój.

Dalej całowaliśmy się zachłannie, oprócz nas nic więcej nie istniało w tej chwili. Po kilkunastu minutach oboje doszliśmy. Klaus dalej nade wisiał, uśmiechnełam się i go pocałowałam.

Przykrył nas kołdrą, wtuliłam się w jego tors.

- Nasz pierwszy seks odkąd jesteśmy małżeństwem, mogę to uznać za noc poślubną - powiedziała hybryda.

- Trochę spóźniona ta noc, ale kto by na to patrzył -

- Przygotuje się psychicznie na słuchanie narzekań Kola -

- Myślałam, że Rebekah lubi ci docinać, ale Kol -

- Nie powtrzyma się od docinek, ale trudno, najważniejsze, że było warto - pocałował mnie w głowę.

- Czuje się bardzo wyjątkowa słysząc to z twoich ust -

- No i tak powinno być, a teraz wyśpij się, nie śpisz od
3 dni -

- Dobranoc panie Mikaelson -

- Dobranoc pani Mikaelson -

Po chwili odpłynełam w kraine Morfeusza.

Enemies To Lovers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz