czterdzieści siedem; przed zachodem słońca

364 37 0
                                    

☆. \ | / .☆ SEZON TRZECI
☽*❦༄ FALLING
rozdział czterdziesty siódmy
przed zachodem słońca...

☆   SEZON TRZECI☽*❦༄ FALLINGrozdział czterdziesty siódmy — przed zachodem słońca

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬

PO TYM JAK JEFF SCHULTZ USŁYSZAŁ NIEZLICZONE SZLOCHY DOCHODZĄCE Z SYPIALNI, POSTANOWIŁ W KOŃCU OTWORZYĆ DRZWI DO POKOJU SWOJEJ CÓRKI. JEJ MASKARA BYŁA CAŁA ROZMAZANA, NIE DO KOŃCA PASUJĄCA DO JEJ WYGLĄDU, ALE ZAMIAST SKOMENTOWAĆ TO, PO PROSTU USIADŁ OBOK NIEJ I POŁOŻYŁ RĘKĘ NA JEJ KOLANIE, BY JĄ POCIESZYĆ.

Chociaż nie rozmawiali ze sobą od tygodni, dźwięk szlochu wystarczył, by całkowicie zapomnieć o wszystkim, co wydawało się jedynie pstryknięciem palcami.

Spojrzał na córkę i obserwował, jak wyciera ręką skórę pod oczami i rozmazuje jeszcze bardziej rozmazaną już maskarę. — Co się dzieje, aniołku? — widząc ją w takim stanie, był zdruzgotany. Żaden ojciec nie chciał widzieć swojej córki w takim stanie, ale to musiało się stać. Wiedział, że kiedy nadejdzie czas, musi być tam dla niej.

— Coś jest ze mną nie tak — przyznała, że coś jest nie tak. Ale nie powiedziała mu jeszcze, dokładnie co to było. — Tatusiu, to boli.

— Co boli? — chciał, żeby zagłębiła się w szczegóły, ale musiał też uszanować fakt, że nie mógł jej zmusić, jeśli nie chciała mu powiedzieć.

— Wszystko... — przyznała i wypuściła z oka łzę, która powoli potoczyła się po jej policzku, aż w końcu dotarła do ziemi. — Nie pamiętam już nawet, kim jestem.

Spojrzał na sekundę na podłogę, kiedy westchnienie opuściło jego usta, a ona myślała, że nie wie, co odpowiedzieć. — Widzę...

— Bardzo mi przykro — szeptała, częściowo do siebie. Nie była pewna, czy dobrze zrobiła, przepraszając go, ale wiedziała, że go zawiodła. I absolutnie tego nie znosiła.

Na sekundę zmarszczył brwi, po czym lekko pokręcił głową. — Czy nadal jesteś moją córką?

— Co? — jej głos załamał się na jego pytanie, zdezorientowana tym, co znaczyły jego słowa.

— Ciągle jesteś moją małą dziewczynką? — zapytał ją jeszcze raz i wpatrywał się w jej oczy, upewniając się, czy jest w stanie rozpoznać, czy go okłamuje. — Którą ja wychowałem? Czy jesteś tym, kim zawsze byłaś?

Skinęła głową i lekko pociągnęła nosem. Nie dlatego, że poczuła się urażona, ale dlatego, że poczuła ulgę, że zadał jej to pytanie. — Tak.

— W takim razie dokładnie tym jesteś — łzy zaczęły budzić się w jego oczach, kiedy na nią patrzył. — Tak powiedziałaby twoja matka. Powiedziałaby, że nie jest ważne, czym jesteś, ale kim.

— Ale nienawidzisz tego, kim jestem — drżały jej usta na myśl, że jej własny ojciec nią gardzi. — To się nie zmieni.

— To prawda — zgodził się z nią i przyznał, że nienawidzi wampirów tak bardzo, jak ona o tym wiedziała. — Ale jestem gotów nauczyć się to rozumieć. Jesteś moją córką...kocham cię. I to się nie zmieni.

— Ja też cię kocham — natychmiast złapała go za ramiona i pociągnęła w uścisk, który potrzebowała od niego od tygodni. Obejmował ją również ramionami, pozwalając sobie być jej ramieniem, na którym mogła się wypłakać. — Tak bardzo cię kocham.

Po tych wszystkich łzach, które wylała na myśl, że ojciec jej nienawidzi, po wszystkich lękach, które jej to przysporzyło, w końcu znalazła spokój w tym, kim jest. Zajęło jej to więcej czasu, niż powinno, ale teraz świadomość, że ostatni rodzic, którego miała, ostatni członek rodziny, którego miała, przestał jej nienawidzić, nie dawał jej powodów, by nienawidzić siebie. Ale ona nie wiedziała, że chociaż miała pokój z samą sobą, to tylko cisza przed burzą.

●᯽●᯽●᯽●᯽

GOLDEN, stefan salvatoreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz