☽︎ 𝕏𝕏𝕏𝕀𝕍 ☾︎

549 56 24
                                    

—〈 우리가 만난 밤 〉

⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🔮⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯

    Czerwone cyfry na zegarze umieszczonym na szafce obok łóżka szpitalnego wyświetlały godzinę wpół do drugiej, gdy Minho podniósł się z niewygodnej pozycji, która przysporzyła mu niemały ból pleców i karku. Zasnął z głową na udzie poszkodowanego, trzymając jego dłoń. Był zmęczony i ospały po podróży ze stolicy do domu, ale po nieprzyjemnych wieściach i przyjeździe do szpitala postanowił zostać z przyjacielem jak najdłużej może.

   Po głowie krążyły mu miliony scenariuszy. Między innymi te najgorsze. Lekarze mówili, że stan Banga jest stabilny i na pewno kiedyś się obudzi, jednak nie odwiodło to Minho od tych niepokojących myśli. Bał się. Szczególnie że ich ostatnie spotkanie ponownie skończyło się w niezbyt przyjemnej atmosferze. A wyglądało to już, jakby wszystko wracało do normy.

----------×°×°×----------

   Noc ta była naprawdę jasna. Jedyny ziemski satelita światłem odbijanym sprawiał, iż mrok okrywał się białym blaskiem, uwydatniając głównie elementy stojące mu na drodze.

   Minho znalazł się pod miastem, nad rzeką. Siedział na trawie i patrzył na gwiazdy odbijające się w wolno płynącej wodzie. Wyglądał, jakby na coś czekał. Z frustrującej bezczynności zaczął bawić się zieloną zapalniczką po przejściach, która praktycznie zawsze mu towarzyszy z niewiadomych powodów. Pomarańczowy płomień, w który Lee się wpatrywał, sprawiał, że chłodne światło na jego twarzy zamieniało się w ciepłe, drżące barwy.

   Włączał i wyłączał urządzenie aż do momentu, w którym usłyszał podeszwy na betonowych schodach, a następnie szelest trawy — to były kroki. Schował zapalniczkę do kieszeni spodni i patrzył się przed siebie. Wiedział, że jest to osoba, na którą czekał, bądź niebezpieczny napastnik, ale w tamtym momencie, było mu wszystko jedno.

   Przybysz usiadł obok Minho, na trawie, w podobnej pozycji. Również spojrzał przed siebie, następnie zwracając wzrok ku górze, uświadamiając sobie, jak piękne jest niebo i dlaczego młodszy tak je kocha. Cisza otulała ich ze wszystkich stron, tylko nie z przodu, skąd słyszalna była woda obijająca się o przybrzeża. Było dość niezręcznie.

   — Przepraszam — powiedział szatyn, przerywając ciszę. Następnie spuścił wzrok i wyglądał, jakby zastanawiał się, co dalej powiedzieć — jest mi naprawdę przykro, że nasza relacja psuje się tak okropnie. Przepraszam — powtórzył, patrząc na swoje dłonie zaczynające się delikatnie trząść. Nie znosił takich rozmów.

   — Cóż innego mogę zrobić, niż przyjąć przeprosiny? Byłbym okrutnikiem, jakbym tego nie zrobił — stwierdził — bo to nie tylko twoja wina. Też przepraszam — dodał. Jego ton głosu przez całą konwersację był spokojny, jakby naprawdę już o wszystkim zapomniał, odpuścił wony obu stron. Chciał zakończyć ten dziecinny konflikt i żyć tak jak dawniej. Było mu ciężko, bo bez Minho nie miał właściwie do kogo się odezwać. Żył sam ze sobą, wymieniając może kilka słów z sąsiadami na klatce lub współpracownikami w czasie zmian.

🖇️ㆍ𝗧𝗵𝗲 𝗡𝗶𝗴𝗵𝘁 𝗪𝗲 𝗠𝗲𝘁 | ᴍɪɴsᴜɴɢOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz