☽︎ 𝕃𝕍𝕀𝕀 ☾︎

370 51 12
                                    

☽︎   Minho został z Chanem, dopóki ten nie zasnął. Wymienili jeszcze przedtem kilka zdań, które już były bliższe ich zgodzie, ale blondyn wciąż niektórymi słowami ranił młodszego, który dostając telefon ze szpitala, sądził, że te święta są prawdziwie magiczne i przyniosły mu ogromne szczęście; teraz siedział na krzesełku obok łóżka jego śpiącego przyjaciela, powstrzymując bolesne łzy tłoczone z umięśnionego narządu środka jego klatki piersiowej, na którym popękały nie tak dawno zrośnięte rozstępy.

   Zwrócił wzrok na luźno leżącą dłoń starszego i przypomniał sobie, jak zawsze podczas odwiedzin w szpitalu bywał trzymać ją w swojej, aż do opuszczenia placówki. Powolnie wyciągnął lekko drżącą rękę ku dłoni starszego, jednak po krótkim dystansie, jaki przebyła, zabrał ją z powrotem, tym samym sprawiając, że chłopak wstał i wyszedł z sali, a kolejno ze szpitala, gdzie wypuścił ciężkie krople smutku z oczu.

   W tym samym czasie truskawkowy blondyn równocześnie zdenerwowany, smutny i zawiedziony wtopił się w miejscową społeczność najlepiej, jak mógł – założył kaptur na głowę, ręce włożył do kieszeni i dynamicznymi, wręcz wściekłymi krokami przemierzał ulice swojego rodzinnego miasta tak, jak ci ludzie, których zawsze się bał.

   Przerastały go te wszystkie wydarzenia, myśli, co ze sobą zrobić, bez kontroli przepychały się nawzajem w jego głowie. Gdzie ma iść? Co zrobić? Jego wymysły były często abstrakcyjne, a nawet brutalnie dla otoczenia i niego samego, mimo to opcja, którą ostatecznie wybrał, nie była właściwa w żadnym stopniu. W okolicy sklepów otwartych całodobowo zawierających głównie alkohol na swych półkach szesnastolatek posunął się do czynu, którego w życiu miał się nie dopuszczać; nie miał być taki, jak jego niezbyt dobrzy znajomi: płacić starszym mężczyznom za kupno trunku — takie szczeniackie. Podszedł do jednego z takich panów i poprosił o tego typu przysługę. Wysypał na dłoń wszelkie pieniądze, jakie trzymał w kieszeniach, czy za obudową telefonu. Nie było ich zbyt dużo, ale na setkę tylko dla niego wystarczało. Jednak wliczana w to usługa już taka tania nie była.

   — Wiesz, dzieciaku — zaczął mężczyzna, któremu Jisung chciał powierzyć zadanie — z tego, co wiem, to dziś Wigilia. Nie powinieneś być w lepszym miejscu niż to? — Zapytał, biorąc łyk piwa.

   — Co to pana interesuje? Kupujesz pan, co chcę, czy nie? Pójdę gdzie indziej — odpowiedział, zdenerwowany bardziej zaistniałą wcześniej sytuacją, niż tym, co teraz mówi niższy brodacz z czerwoną czapką na głowie, przykrywającą jego łysinę.

   — Nie wyglądasz, jakbyś się gdzieś spieszył, a z desperacji nie warto pić. Nie chcesz chyba skończyć jak ja. — Przestał opierać się o ścianę i postawił puszkę na chodniku, by następnie ustać w miarę prosto, kilka kroków naprzeciw nastolatka. — Ile tam masz? — zapytał, wychylając głowę i kierując wzrok na dłonie blondyna.

   — Jakieś trzy tysiące* — odpowiedział, spuszczając głowę i również patrząc na pieniądze. — Ale nie rozumiem. — Zacisnął banknoty w dłoni i podniósł wzrok na mężczyznę. — Po co ci to, skoro nie zamierzasz mi kupić tej pieprzonej setki? — Zaczęły go irytować przekomarzanki z brodatym, lecz równocześnie intrygował go jego cel w tym wszystkim.

   — Wydaj je na coś lepszego. Zdaje się, że nawet masz na co. Stań twarzą w twarz z problemem, tak jak ja to robię teraz do ciebie. Mówię ci, nie uciekaj, bo skończysz jak ja. — Podniósł puszkę z ziemi, a następnie usiadł na zimne schody, biorąc łyk pozostałego napoju. — Popsułem swoje życie, ale pomyślałem, że mogę naprawić czyjeś i czuję, że dziś jest ten dzień, więc miło będzie, jak teraz sobie stąd pójdziesz i żebym cię tu więcej nie widział. Bynajmniej po to, po co dziś przylazłeś — wypowiedział się i ponownie się napił, kończąc napój, a szesnastolatek patrzył na niego zmieszany i lekko zdegustowany. Bo czemu miałby słuchać wstawionego żula spod monopolu? — i jakby coś — ponownie się odezwał — jestem trzeźwy — pomachał puszką z wielkim zerem na jej środku, następnie zgniótł ją i rzucił do pobliskiego kosza. — Co jak co, ale chociaż w ten dzień przydałoby się ogarnąć. A teraz, z największym szacunkiem, wypieprzaj stąd — zakończył, nawet nie patrząc już na chłopaka. Ten, nie mówiąc nic, włożył pieniądze w kieszeń i poszedł, jak nakazał mu mężczyzna.

🖇️ㆍ𝗧𝗵𝗲 𝗡𝗶𝗴𝗵𝘁 𝗪𝗲 𝗠𝗲𝘁 | ᴍɪɴsᴜɴɢOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz