Celia
Walenie nie ustawało. Miałam wrażenie, że moje serce wali równie mocno i że bije w tym samym tempie co pięść uderzająca w drzwi wejściowe.
Zaraz je wyłamią...
Wyłamią i wejdą, by odebrać co swoje.
Jak oni mnie znaleźli? Skąd wiedzieli, że jestem akurat w Bostonie?
Ale nawet teraz skulona ze strachu na podłodze wąskiego korytarzyka wiedziałam, że zrobiłabym to ponownie. Cena za życie ukochanej osoby nie grała roli i choć zapożyczyłam pieniądze od szemranych typów i ponosiłam tego konsekwencje, nie żałowałam. Nie mogłam żałować, bo to stanowiłoby zaprzeczenie przeszłości i miłości, jaką darzyłam siostrę. By ją ratować, udałabym się nawet do samego piekła. Bylebyśmy mogły nadal być razem. Anioły zawiodły, szkoda, że diabły pojawiły się za późno...
– Chyba jej nie ma – moich uszu doleciał tubalny głos zza drzwi.
– W końcu się pojawi... – odparł drugi.
– Jesteś pewny, że to właściwy adres? – dociekał trzeci.
Zwinęłam się jeszcze mocniej w kłębek.
– Tak. Jerry mówił, że to sprawdzony namiar. Wynajęła to lokum u jego człowieka niejaka Celia Harris. Nazwisko i imię się zgadzają.
– W takim razie przyjedziemy tu znowu i zrobimy z nią porządek...
– Jerry prosił, by nie robić bałaganu. Ma gliny na głowie przez prochy, które u niego znaleźli miesiąc temu.
– Przecież mówiłem o porządku, nie bałaganieniu – odparł ze śmiechem jeden ze zbirów, a jego towarzysze zawtórowali mu donośną salwą wesołości. Potem usłyszałam, jak ich kroki oddalają się. Gdy stukot obcasów na starych drewnianych stopniach klatki schodowej ucichł, ośmieliłam się podnieść z ziemi i bezszelestnie przemknęłam do drzwi, by przez wizjer rozeznać się w sytuacji.
Poszli...
Dzięki Bogu!
Stałam jeszcze chwilę przy wyjściu z głową wspartą o framugę, starając się uspokoić i dojść do siebie.
Powiedzieli, że tu wrócą. Nie przyszło mi o głowy, że ledwo przyjadę, a już ktoś mnie rozpozna. Przecież Oregon, skąd pochodziłam, leżał po drugiej stronie Stanów. To było totalnie abstrakcyjne, żeby tu na mnie trafili, a jednak się wydarzyło. Najwyraźniej mafia z mojej okolicy miała większe powiazania niż mogłam przypuszczać, a ja wybrałam sobie na miejsce zamieszkania dość szemraną okolicę. To było cieszące się złą sławą i ogromnym odsetkiem przestępczości Roxbury. Wynajmując tu mieszkanie kierowałam się jednak niską ceną, a nie poczuciem bezpieczeństwa. Ono było drugorzędne. Zwyczajnie nie stać mnie było na nic lepszego. Wszystkie oszczędności poszły na Ashley, a gdy moja siostra odeszła, władowałam resztę w studia, które miały dać mi to, czego pragnęłam – zemstę. Wadium za pierwszy semestr zostało uregulowane. Mój portfel – nie stać mnie było na utrzymanie konta bankowego – świecił pustkami. Plan był taki, że po zakwaterowaniu rozpocznę naukę, a wraz z nią rezydenturę, która wiązała się z pracą w szpitalu, a co za tym idzie z zarobkowaniem. Póki jednak nie posiadałam zatrudnienia, nie miałam za co spłacić wierzycieli. Suma, którą im zalegałam była ogromna. Obawiałam się więc, że sam staż nie wystarczy, by szybko się ich pozbyć.
Co teraz?! Musiałam coś wymyślić, musiałam jakoś walczyć z kłodami, które od zawsze rzucał mi pod nogi przewrotny los? Och, jak bardzo brakowało mi Ashley. Ona na pewno by mi doradziła. A teraz byłam sama... Zdana tylko na siebie i swoją pomysłowość, bez wsparcia ukochanej siostry, bo jej już nie było.
Miałam ochotę rozbeczeć się jak dziecko, ale w tym momencie, jakby w odpowiedzi na załamanie, w które popadłam, w kieszeni moich jeansów zawibrował telefon. Sięgnęłam po niego wciąż zgrabiałymi ze stresu palcami.
Za kwadrans ósma – wskazywał alarm.
O cholera! Mafia żądająca spłaty długów oraz depresja musiały poczekać. Dziś miałam egzamin, na którym bardzo mi zależało i przez który przyjechałam do Bostonu, a mi pozostało niewiele czasu, by na niego zdążyć!
CZYTASZ
W rękach BOGA (pierwotnie Bóg) - PREMIERA 06.03.2024 r.
RomanceCzy rezydnetnce neurochirurgii uda się zemścić na swoim patronie za śmierć siostry?