13

1.2K 125 10
                                    

Celia (część 2)

– Nie dał szansy mojej siostrze. Przez niego umarła – odpowiedziałam gniewnie.

Tiffany milczała przez chwilę patrząc na mnie zaskoczona.

– Zdajesz sobie sprawę, że to poważne oskarżenie?

– Owszem, ale tak było. Ashley chorowała na raka mózgu. Całkiem przypadkowo dowiedziałam się o cudownej terapii profesora Wagnera. O leku na glejaka i inne nowotwory głowy, który mógłby ją uratować. On go wymyślił, Tiffany. Wiem o tym. Wymyślił, ale nie podzielił się ze światem. A gdy napisałam wniosek w jej imieniu o przyjęcie jej na terapię do jego kliniki, dostałam odmowę. Nie, bo nie i tyle. To był wyrok. Wyrok, który zabił moją siostrę, a mi odebrał to, co kochałam w życiu najbardziej.

– Boże, Celio, tak mi przykro... – Dziewczyna ścisnęła moje dłonie w swoich. Jej twarz wyrażała szczerze współczucie. – Nie wiedziałam, że Wagner jest tak bezwzględny również dla swoich pacjentów. No i dla ludzkości w ogóle, skoro dzierży broń przeciwko zżerającej ją chorobie.

– Nie wiem dlaczego nie ujawnił leku czy też cudownej terapii, którą wymyślił. Wiem jednak, że nie jest ona fikcją i wymysłem science – fiction, bo widziałam jej efekty na własne oczy. Ale właśnie po to tu jestem. By obnażyć jego sekret. Obiecałam to Ashley. Ukarzę go. Świat pozna lek, który Wagner kryje. Nie daruję mu, że odebrał go mojej siostrze i jednym pismem przekreślił jej szansę na dalsze życie. Moja siostra umarła, ale takich pacjentów jak ona są setki tysięcy. Chcę im pomóc i otworzyć przed nimi wrota do wyleczenia. Nikt nie ma prawa kryć takiego leku przed innymi. Nikt nie ma prawa bawić się w Boga i decydować, kto ma się dostać na terapię, a kto nie. Nikt nie ma prawda decydować o życiu i śmierci innego człowieka. Nikt. Nawet jeśli jest genialnym profesorem z Harvardu!

Tiffany milczała przez chwilę trawiąc moje słowa. W końcu oświadczyła zapalczywie:

– Masz rację. Jesteśmy przyszłymi lekarkami, musimy nieść ulgę chorym ludziom, to nasza misja i cel. On nie może kryć przed ludźmi leku na raka, nawet jeśli jest jego twórcą. Jego obowiązkiem jest opatentować recepturę lub sprzedać ją któremuś z koncernów farmaceutycznych. Ta substancja powinna być już dawno w ogólnodostępnym obiegu! Pomogę ci dorwać Wagnera. Z jego zgodą lub bez niej świat dostanie cudowne remedium na nowotwory.

– Naprawdę? – zdumiałam się jej wylewnością i zaangażowaniem. Przecież my się dopiero co poznałyśmy!

– Oczywiście. Mam do tego stosunek emocjonalny – wyjaśniła. – Moja mama zmarła na raka kilka lat temu. Myślę, że w większości rodzin, o ile nie w każdej, znajdzie się choć jedna osoba, która borykała się lub boryka z tą dolegliwością.

Poczułam ulgę. Wreszcie się z kimś tym podzieliłam i nie spotkał mnie ostracyzm czy obśmianie. Tiffany mogła wziąć mnie za mitomankę, tymczasem potraktowała mnie poważnie. To wlało w moje zbolałe serce otuchę. Może jednak wszystko się ułoży? Może jednak Ashley znajdzie ukojenie, a ja zemstę, na której mi zależało?

– Tylko co powinnam zrobić? Nie wiem nawet czy będę mieć dostęp do Wagnera. Zdążyłam już wygooglować Thompsona. Co prawda obaj przyjmują w Massachusetts General Hospital, bo to szpital uniwersytecki Harvardu, ale to potężna placówka.

– Owszem, ale to Wagner tam rządzi. Jest ordynatorem na oddziale neurochirurgicznym, więc siłą rzeczy będziesz na niego wpadać.

– Jak sobie wyobrażasz to „wpadanie"? – zapytałam bez entuzjazmu.

– Przypadek lub celowe działanie – odparła z szerokim uśmiechem na ustach.

– Celowe działanie? – zdumiałam się.

W rękach BOGA (pierwotnie Bóg) - PREMIERA 06.03.2024 r.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz