14

1.1K 130 24
                                    

Ralph

Wsiadłem do samochodu i już zamierzałem odpalić silnik, gdy zadzwonił telefon. Podjąłem połączenie nawet nie patrząc na ekran komórki.

– Wagner. Słucham.

– Hej, braciszku. Jakiś ty oficjalny! – w komórce zaszczebiotał znajomy kobiecy głos.

– O? Sue, wybacz. Odebrałem mechanicznie – odpowiedziałem.

– Jak zawsze z głową w chmurach, wciąż poszukujący rozwiązań, by zbawić świat – zachichotała.

– Wyjątkowo nie. Egzaminowałem, a teraz jadę do laboratorium.

– Wiem, że jesteś niezwykle zajętym człowiekiem, Ralphie, ale mam nadzieję, że nie zapomniałeś o urodzinach mamy? – zapytała, a mnie zrobiło się głupio.

Zapomniałem.

A jakże.

– Ostatnio mam kocioł – bąknąłem.

– „Ostatnio" trwa odkąd poszedłeś na studia i wyjechałeś do Bostonu – stwierdziła z naganą w głosie. – Mama ma urodziny raz w roku. Nie wywiniesz się. Praca to nie wszystko. Poza tym wiesz, że jej zdrowie ostatnio szwankuje. Prawie nie wstaje z wózka przez Parkinsona.

– Oczywiście, dołożę się do prezentu. Sam też coś jej kupię – odpowiedziałem, by odsunąć od siebie wyrzuty sumienia i zamknąć jej usta.

– Najlepszym prezentem, który możesz jej dać to wizyta u niej. Nie byłeś w domu od Bożego Narodzenia, a wtedy też tylko na moment. Jeden dzień twojej obecności na farmie nie zrekompensuje mamie miesięcy bez ciebie.

– Miałem dyżur...

– Kto normlany bierze dyżur w Święta?! – prychnęła Sue ze wzgardą.

– Jestem ordynatorem. Mam obowiązki, a mój czas nie jest z gumy i...

– Daruj sobie te nieudolne tłumaczenia. Urodziny są w tym miesiącu. Masz przyjechać do Pensylwanii. No i przywieźć swoją dziewczynę! – stwierdziła entuzjastycznie.

– Moją... yyy... dziewczynę?

– Oczywiście. Tę, o której mówiłeś ostatnio mamie. Ciągle o nią pyta. Nie może jej zabraknąć przy rodzinnym stole, skoro wszyscy będziemy przy nim z naszymi drugimi połówkami i dzieciakami.

No tak. Zapomniałem i o tym.

Podczas ostatniej rozmowy telefonicznej mama bardzo cisnęła, bym opowiedział jej o swoim życiu osobistym. Ponieważ odbiegało ono od wyobrażeń pani w prowincji, którą była i nie chciałem robić jej przykrości, naopowiadałem jej jakieś bajki o mojej rzekomej miłości. Nie mogłem jej przecież powiedzieć, że sypiam od czasu do czasu z żoną dyrektora szpitala lub sekretarką z uczelni albo że zdąża mi się zapłacić za seks, bo stały związek nie jest marzeniem mojego życia i kompletnie nie widzę się w roli partnera jakiejkolwiek kobiety. Po prostu nie potrzebowałem stałej relacji, a jedynie wyładowania się w łóżku, ale moja staroświecka mama, by tego nie pojęła. Nie chciałem tłumaczyć jej także, że choć byłem już dorosłym mężczyzną, wciąż czułem awersję do jej płci i tłumaczyć się z jej przyczyn. Nie chcąc jej zawieść uciekłem w konfabulację, a teraz moje kłamstwo zwróciło się przeciwko mnie, bo najwyraźniej mama opowiedziała o nim reszcie.

Już chciałem oznajmić, że rozstałem się z moją wyimaginowaną dziewczyną, by uciąć raz a dobrze temat. gdy dostrzegłem na parkingu nieopodal mojego luksusowego auta dwie dziewczyny, które szły pod rękę omawiając coś zapalczywie i co chwila przystając, by się pośmiać. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, bo przecież znajdowałem się na kampusie wypełnionym młodymi i niezbyt rozgarniętymi emocjonalnie właśnie przez swój niedojrzały wiek ludźmi, gdyby nie fakt, że w jednej z nich rozpoznałem Celię Harris. Trudno było jej nie zauważyć przez wyjątkowy kolor włosów. W promieniach słońca jej płomiennoruda fryzura była jeszcze bardziej czerwona i nieułożona niż mi się zdawało wcześniej.

– No, braciszku, opowiadaj. Jaka ona jest? Jak wygląda? – Gdzieś z oddali dobiegł mnie głos siostry, bo moja uwaga skupiła się na niesfornej studentce.

Co by było, gdybym przyjął ją do zespołu? To byłby błąd czy błogosławieństwo? Wciąż szukałem ucznia idealnego. Takiego, z którym mógłbym rozumieć się bez słów, który byłby gotowy przejąć ode mnie moją wiedzę i sekrety, jakie skrywałem. Kogoś, komu mógłbym w pełni zaufać i kto by mnie nigdy nie zawiódł. Celia Harris zdecydowanie nie była moją faworytką w tej materii. Dyskwalifikowała ją płeć – zawsze chciałem, by moim naukowym następcą był mężczyzna, a także bezczelność. Jej wypowiedź o leku na raka, którym dysponowałem, sprawiła, że zimny dreszcz przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa. Ona była niepokojąca, a jej wiedza, jak na tak młodą dziewczynę bardzo szeroka, co pokazała podczas egzaminu, na którym próbowałem wykazać jej braki i mi się to nie udało. Dobrze, że się jej pozbyłem wciskając ją Thompsonowi. Celia to kukułcze jajo. Mimo fascynacji jej osobą, wiedziałem, że dobrze ją trzymać na dystans.

– Hej, Ralph. Co tak milczysz? Gadaj! Jaka ona jest? – naciskała Sue, a ja nie bardzo zainteresowany w tej chwili rozmową z nią palnąłem bezmyślnie:

– Ruda i zdecydowanie zbyt inteligenta jak na kobietę.

– Ruda?! – wykrzyknęła entuzjastycznie moja siostra, a jej krzyk zawibrował w aucie przywracając mnie do rzeczywistości.

Ruda? O czym ona mówiła?

Dotarło do mnie, że nie wiedziałem o czym właśnie rozmawialiśmy.

– Tak?

– Rude to wredne, ale to by do ciebie pasowało – zaśmiała się Sue.

Pasowało do mnie? Rude?!

– Reszta padnie, jak im to przekażę. Tym bardziej czekam na nasze spotkanie na urodzinach, by ją poznać. Jestem strasznie ciekawa, która kobieta była w stanie usidlić wielkiego profesora Wagnera.

Po tych słowach dotarło do mnie, że moja siostra myślała, że mówiłem o mojej dziewczynie. A przecież ja tylko bezwiednie skomentowałem coś o Celii.

Co za absurd.

Ja i ta gówniara razem?

Musiałem natychmiast to zdementować, by pomyłka nie urosła do problemu, z którym ciężko mi byłoby sobie poradzić.

– Na Boga, Sue! Nie rozpowiadaj o mnie i o niej nikomu. To nic pewnego. To są delikatne sprawy, wszystko dopiero się kreuje. Nie chcę robić sobie, a zwłaszcza mamie niepotrzebnych nadziei...

– Widzimy się za trzy tygodnie, ale na pewno odwiedzę cię wcześniej i to nawet za kilka dni, bo planuję przyjechać w interesach do Bostonu. Może już wtedy uda mi się poznać to twoje rude cudo – stwierdziła z entuzjazmem, który mnie przeraził. – A teraz lecę odebrać Joe'go z przedszkola. Buziaki, braciszku. Cieszę się, że wreszcie ci się układa. Zresztą wszyscy się cieszymy!

Po tych słowach przerwała połączenie, a ja opuściłem bezwiednie dłoń, w której trzymałem telefon.

To nieporozumienie!

Teraz czekało mnie odkręcenie go przed rodziną, która nie da mi żyć, wiedząc, że mam dziewczynę...

I to rudą!

Zły ruszyłem z miejsca z piskiem opon.

W rękach BOGA (pierwotnie Bóg) - PREMIERA 06.03.2024 r.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz