48

800 97 7
                                    

 Ralph

Pacjent CXI uciekł.

Po słowach, które przekazał mi jeden z pielęgniarzy, musiałem przekazać skalpel towarzyszącemu mi w czasie operacji Thompsonowi i wybiec z sali operacyjnej. Personel pokierował mnie we właściwą stronę. Pędem dotarłem do głównego holu i wtedy dostrzegłem rozszalałego mężczyznę przypierającego do ściany moją Celię. Ten widok zadziałał na mnie jak płachta na byka.

Błyskawicznie rzuciłem się w ich stronę. W chwili, gdy znalazłem się tuż za rozsierdzonym pacjentem, sięgnąłem pod kitel operacyjny i z kieszeni spodni wyciągnąłem strzykawkę automatyczną z lekiem uspakajającym, którą nosiłem w szpitalu przy sobie w razie takich wypadków. Zrobiłem zamach, po czym wbiłem igłę prosto w kark bestii.

Mężczyzna zaryczał boleśnie, puścił dziewczynę i skierował swoją wściekłość na mnie. Na szczęście mnie nie zaskoczył. Był już nieco zamroczony, środek szybko działał, a ja wykorzystałem swoje umiejętności, by powalić go i przygwoździć do ziemi. Wokół mnie szybko powstało zamieszanie.

– Gdzie jest ochrona? Gdzie pilnujący go agenci? – ryknąłem wściekle. – Dlaczego dopuściliście do czegoś takiego? Ten pacjent nie powinien mieć wstępu na zwykły oddział!

Członkowie personelu medycznego opuścili głowy.

– To był moment, profesorze, szykowaliśmy go do kolejnej sesji – wyjaśnił jeden z sanitariuszy. – A on wykorzystał fakt, że nie był spięty pasami. Powalił obsługę, po czym znokautował funkcjonariusza pilnującego sali i uciekł.

Rozpierała mnie taka złość, że mógłbym mu przywalić. Jego słowa świadczyły o rażącej niekompetencji.

– Wciągnę konsekwencje! – zawołałem gniewnie, podnosząc się z ziemi. Pielęgniarze pospiesznie zajęli się przetransportowaniem pacjenta na salę, z której uciekł, a ja mogłem skupić się na tym, na czym zależało mi teraz najbardziej – opiece nad Celią.

Podszedłem do dziewczyny. Opierała się o ścianę, drżąc na całym ciele. Jej oczy wciąż były szeroko otwarte z przerażenia, a oddech chrapliwy. Krew zalewała jej dolną część twarzy.

– Celio? Skarbie...

Już miałem jej dotknąć, gdy nogi ugięły się pod nią i straciła przytomność. Runęłaby na ziemię, ale zdążyłem ją chwycić. Była lekka jak piórko. Pospiesznie zaniosłem ją do pobliskiego gabinetu zabiegowego, zwracając się do zebranych tam członków mojego zespołu:

– Wszyscy, wynocha!

W rękach BOGA (pierwotnie Bóg) - PREMIERA 06.03.2024 r.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz