16

1K 130 17
                                    

Ralph

– Zadzwoń do pana Petersona. Jego operacja miała być za dwa tygodnie, ale zwolniło się miejsce na pojutrze. Niech się szykuje.

– A co jeśli nie będzie mógł? – zapytała Lucy, moja asystentka krocząc obok mnie pospiesznie, by dotrzymać mi kroku i wymachując długopisem, którym zapisywała moje dyspozycje. – To bardzo mało czasu na przygotowanie. Nie wiemy czy ma odpowiednie badania...

– Albo się zgadza albo czeka kolejne pół roku. Mój kalendarz pęka w szwach, poza tym za dwa tygodnie nie mogę.

– O? Dlaczego? Wydawało mi się, że w pana terminarzu, profesorze, jest wtedy dość sporo spraw do załatwienia.

– Wyjeżdżam na kilka dni – warknąłem z niezadowoleniem, bo na samą myśl, że miałbym opuść MÓJ oddział robiło mi się słabo. W dodatku czekało mnie spotkanie z rodziną i tłumaczenie się dlaczego znów przyjechałem sam, i co się stało z moją rudowłosą dziewczyną, dla której mama pewnie już teraz piekła ciasta, a moje siostry sprzątały dom.

– Urlop? – dociekała Lucy.

– Uroczystość rodzinna. Muszę się udać do Pensylwanii – odpowiedziałem i by zamknąć temat przeszedłem do wydawania dalszych poleceń asystentce: – Potwierdź mój udział na posiedzeniu komisji bioetyki w czwartek. W piątek mam zajęcia na Harvardzie, bo zmienili mi plan. Przenieś zabiegi z tego dnia na poniedziałek. Golf z dyrektorem Jonsonem – może być sobota, a lunch z senatorem Sandersem niedziela po południu, gdzieś tak koło czternastej, bo rano prowadzę szkolenie. Standardowo – w Yacht Clubie.

Lucy notowała jeszcze, gdy pchnąłem drzwi salki konferencyjnej, w której jak każdego dnia zgromadził się mój zespół na poranną odprawę. Rozmowy ucichły. Członkowie personelu medycznego zwrócili twarze w moją stronę.

– Witam państwa. Kolejny dzień, kolejne wyzwania – powiedziałem przesuwając wzrokiem po zebranych, gdy nagle dotarło do mnie, że nie wszystkie osoby są mi znajome. Dostrzegłem bowiem kompletnie mi nieznaną kobietę wśród obecnych w pomieszczeniu lekarek i pielęgniarek. Wyglądała... obłędnie.

Jej włosy miały kolor miedzi. Były zebrane w eleganckiego koka na czubku głowy. Twarz nieznajomej zdobił delikatny makijaż, a cera miała brzoskwiniowy kolor podkreślony na policzkach ciemniejszym pudrem. Chyba nosiła szkła kontaktowe, bo jej były tak intensywnie niebieskie, że ta niesamowita barwa nie mogła być raczej dziełem natury. Jędrne usta przywodziły na myśl soczyste maliny. Aż chciałoby się skosztować ich, by sprawdzić czy są słodkie. W uszach obiektu mojego zainteresowania błyszczały maleńkie kolczyki, a różowy uniform, który nosiły wszystkie pracowniczki szpitala i który zawsze kojarzył mi się z bezkształtnym i totalnie aseksualnym workiem, leżał na niej niczym droga kreacja. Kobieta miała bowiem spore piersi i zgrabną talię. Była pierwszą od dawna, która wzbudziła moją ciekawość i przyciągnęła spojrzenie.

– Widzę, że dołączyło dziś do nas kilku rezydentów – stwierdziłem zwracając się do paru studentów, których egzaminowałem kilka dni temu. – A także młoda dama, której nie znam? – Popatrzyłem wymownie na miedzianowłosą piękność.

– Ależ zna mnie pan, profesorze – odparła dziewczyna, a jej przyjemnie brzmiący ton głosu faktycznie wydał mi się znajomy.

– Tak? – Zmrużyłem oczy, by odszukać na dnie pamięci jej oblicze. Nie mogłem sobie jednak przypomnieć gdzie widziałem ją ostatnio. Była zjawiskowa. Takiej urody się nie zapomina!

– Egzaminował mnie pan z innymi. – Wskazała na chłopaków, którzy zaczynali dziś rezydenturę pod okiem podlegających mi profesorów. – Jestem Celia Harris.

Otworzyłem oczy szeroko ze zdumienia.

To była...?

Nie, to niemożliwe. To nie mogła być ona.

Przyjrzałem się dziewczynie jeszcze raz szukając w jej rysach twarzy potwierdzenia tożsamości irytującej dziewuchy, przez którą mój ulubiony garnitur wylądował w pralni. Jedynie kolor włosów był zbliżony, poza tym nie mogłem dostrzec podobieństwa między tą ślicznotką a wulgarną pannicą z uczelni. Stojąca przede mną dziewczyna była skromna i elegancka zarazem. Tamta wyzywająca i zaniedbana. Naprawdę przeszła aż taką metamorfozę? A może już wtedy na Harvardzie była niezwykła, ale skrywała swój urok pod paskudnym ubraniem i make – upem?

W rękach BOGA (pierwotnie Bóg) - PREMIERA 06.03.2024 r.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz