Celia
Siedziałam pod jedną ze ścian z głową ukrytą w ramionach wspartych na kolanach i czekałam, rozpaczliwie pragnąc chwili, gdy komisja skończy swoje obrady i ogłosi listę rezydentów oraz opiekujących się nimi patronów. Na innych uczelniach decydowały punkty z egzaminu na licencję lekarską, jednak tutaj, na Harvardzie, te nie wystarczały. Egzamin ustny miał przesadzić o być albo nie być przyszłego medyka. W moim wypadku nie chodziło wyłącznie o realizację zawodowych ambicji, a o przyrzecznie złożone na grobie siostry. Musiałam dotrzymać danego jej słowa. Byłam jej to winna, a teraz ważyła się moja przyszłość i ledwo wytrzymywałam te nerwy.
W czasie egzaminu opanował mnie spokój. Wiedziałam wszystko. Nawet najbardziej podchwytliwe pytania egzaminatorów nie stanowiły dla mnie problemu. Byłam odpowiednio przygotowana. Dałam z siebie wszystko. Mogłam być z siebie zadowolona, a jednak gdy opuściłam pomieszczenie i otoczyli mnie studenci, którzy czekali na swoją kolej lub już odpowiadali przed komisją, nie byłam w stanie z nimi rozmawiać, bo nagle przytłoczył mnie stres, który odsuwałam od siebie na czas egzaminu.
To było jedno z gorszych doświadczeń w moim życiu, ale w sumie, po tym co przeszłam z Ashley wiedziałam, że bywały bardziej dramatyczne momenty. Jednak spotkanie Wagnera, jego chłód, momentami bezczelność i jawna pogarda, jaką mi okazywał, sprawiły, że odżyły we mnie uczucia i wspomnienia, które zakopałam na dnie serca pod pokładami zdobytej wiedzy. Nauką odsunęłam je od siebie, a teraz wróciły. Wszystko przeżywałam na nowo. Odżyły ból i gorycz, jakie mi wtedy towarzyszyły. Wiele mnie kosztowało, by stanąć z tym człowiekiem twarzą w twarz. Oby się opłacało, bo ileż można znosić pomiatanie i gorycz rozsadzającą duszę?
– Proszę państwa, zapraszam – głos profesora Baytona wyrwał mnie ze świata złych myśli.
Uniosłam głowę. Otaczający mnie ludzie poderwali się z miejsc i ruszyli pospiesznie na salę. Podążyłam ich śladem. Serce miałam w gardle, gdy stojąc na końcu pomieszczenia wysłuchiwałam jak prorektor wyczytuje osoby, które dostały się na tę lukratywną specjalizację oraz przydziela im nazwisko opiekującego się nimi patrona spośród profesorów wykładających na katedrze neurologii i neurochirurgii, którzy teraz dołączyli do Wagnera i Baytona i wraz z nimi gratulowali wybrańcom.
– Panna Celia Harris – padło w końcu upragnione wezwanie.
Na drżących nogach ruszyłam w kierunku prorektora.
Tak, Ashley... Udało się. Dałam radę. Będę neurochirurgiem dla ciebie, pomogę chorym na raka mózgu, ale najpierw... najpierw zdemaskuję potwora, który cię skrzywdził!
Już zaczęłam skakać z radości w duszy, gdy prorektor zgasił moją wesołość wywołaną pomyślnie zdanym egzaminem, mówiąc:
– Gratuluję, panno Harris. Jest pani jedyną w tym roku kobietą przyjętą na specjalizację neurochirurgiczną i pierwszą od pięciu lat, która się na niej znalazła. Opiekunem pani rezydentury będzie profesor Thompson. Witamy na pokładzie...
Reszty nie słyszałam. Zawirowało mi w głowie.
Profesor Thompson? Miał być Wagner!
Nie, nie, nie...
To nie tak miało wyglądać. W aplikacji wyraźnie go wskazałam. Pisałam, że zależy mi wyłącznie na nim i tylko dla niego przenoszę się z Oregonu, tymczasem oni przydzielili mi kogoś innego!
Dlaczego?
Dlaczego nic nie mogło nigdy iść po mojej myśli i los wciąż ciskał mi piasek w oczy?
Ashley, przepraszam...
Naprawię to.
Jakoś.
Chyba...
Kolejne dłonie wybitnych specjalistów ściskały moje. Padały kolejne gratulacje, a ja nie umiałam się z nich cieszyć. Nie byłam w stanie udawać, że to szczyt moich marzeń. Miałam ochotę się rozpłakać. Nie o to mi chodziło. Nie tak miało być!
Gdy stanęłam przed Wagnerem, nie kryłam rozczarowania. Od razu zobaczył moją minę.
– Nie cieszysz się, Celio? Przecież tego chciałaś.
W kąciku jego warg dostrzegłam triumfalny uśmieszek. Doskonale się bawił moim kosztem, nie mając pojęcia z jakimi uczuciami pogrywał.
– Dlaczego? – zapytałam prawie bezgłośnie. – Dlaczego mnie pan odrzucił? Nie zakażało mi na nikim innym. Tylko na panu...
Tym razem profesor uśmiechnął się już szeroko, po czym pochylił się i wyszeptał mi do ucha owiewając moją małżowinę ciepłem swojego oddechu, czym przyprawił mnie o gęsią skórkę:
– Bo jesteś kobietą. To cię dyskwalifikuje w moich oczach i nawet najlepsze stopnie tego nie zmienią.
Po tych słowach wyprostował się i udał, że już na mnie nie patrzy, a ja stałam przed nim zszokowana jeszcze dłuższą chwilę i nie byłam w stanie się ruszyć sparaliżowana jego podłością.
CZYTASZ
W rękach BOGA (pierwotnie Bóg) - PREMIERA 06.03.2024 r.
RomansCzy rezydnetnce neurochirurgii uda się zemścić na swoim patronie za śmierć siostry?