34

1K 111 5
                                    


Celia

Adres... Jaki adres miałam mu podać? Przecież nie ten w szemranej dzielnicy Bostonu. Gdyby zorientował się gdzie mieszkam, natychmiast nabrałby podejrzeń co do mojej wiarygodności. Zobaczy obskurną okolicę i od razu będzie wiedział, że mój pobyt w klubie dla bogaczy był nieprzypadkowy, a stanowił intrygę skierowaną przeciwko niemu. Nie chciałam, by tak się stało, bo nasze spotkanie okazało się tak zajmujące, że z wielką chęcią pragnęłabym je powtórzyć.

Co robić?! Nie znałam miasta aż tak dobrze, by operować konkretnymi ulicami czy miejscami charakterystycznymi dla bostońskiej śmietanki towarzyskiej.

– Postawił mi pan obiad, profesorze. Będzie sprawiedliwej jeśli najpierw pojedziemy do pana – wypaliłam, licząc na jego zgodę.

Tak, to było najlepsze wyjście. Najpierw taksówka odwiezie jego, potem zawiezie mnie do Roxbury. Plan idealny.

– Chcesz najpierw „jechać do mnie"? – zapytał z rozbawieniem, a ja załapałam jak dwuznacznie zabrzmiała ta wywiedź w moich ustach. Dobrze, że w samochodzie panował półmrok, przez co Wagner nie mógł dostrzec moich rumieńców.

– Ja... yyy... nie to miałam na myśli...

– Wiem co miałaś na myśli, Celio – odparł wciąż wesołym tonem, który wprawił mnie w jeszcze większe zażenowanie, zwłaszcza, że mówiąc to mężczyzna chwycił mnie za brodę i zmusił mnie do spojrzenia na siebie.

Nie trzymał mnie mocno, a ja i tak miałam wrażenie jakbym nie mogła się uwolnić, bo on przykleił mnie do swojej dłoni już na zawsze. To wszystko trwało chwilę, a mnie jawiło się jako wieczność. Czas przestał płynąć. W aucie nie było nikogo poza nami. W sumie w ogóle nie było auta. Był tylko profesor Wagner i ja, zniewolona jego wzrokiem i dotykiem. Nie liczyło się dla mnie kim jest i co zrobił. Patrzyłam na niego oczami kobiety zafascynowanej jego urodą i wiedzą. Obiad z nim, choć początkowo myślałem, że będzie koszmarem, okazał się miłym doświadczeniem. Nie podejrzewałam, że połączą nas wspólne pasje – oboje lubiliśmy morze, thrillery medyczne czy muzykę klasyczną – i że będę w stanie rozmawiać z nim na inne tematy niż te związane z praktyką w szpitalu. Zadziwiające! Był dobrym kompanem, ale to jeszcze nie powód, bym chciała spać u niego. Nawet nie przeszło mi to wcześniej przez myśl, a teraz, gdy nagle pojawiła się między nami taka ewentualność, którą sprowokowały moje nieopaczne słowa, dotarło do mnie, że jeśli potrzymałby mnie w objęciach tak, jak wtedy na pomoście, wcale nie miałabym nic przeciwko temu...

– Ale lepiej, byśmy przystopowali. Nie będzie ci ze mną dobrze, bo ja nie jestem dobry – dodał cicho, czym momentalnie zburzył romantyczno – erotyczną atmosferę, która wokół nas narosła.

Ale przecież ja nawet nie sugerowałam...

Nawet nie chciałam...

Ech, kogo ja oszukiwałam. Chciałam.

Czułość, której mi brakowało i cudowny obiad w jego towarzystwie zrobiły swoje. Cholera, przecież plan zakładał uwiedzenie profesora, nie mnie. Ja powinnam pozostać tylko wabikiem, a nasz romans elementem zemsty, umożliwiającym mi dostęp do informacji, których potrzebowałam. Nie przewidywałam wzajemności. Nie mogłam zafascynować się kimś, kto wcześniej jawił mi się jako najgorsze nemezis. On na mnie nie zasługiwał...

Dlaczego zatem w tej chwili zrobiło mi się przykro? Czy to możliwe, że zaczęło mi zależeć? Ale na czym i dlaczego tak szybko, skoro niczego między nami nie było i nie będzie?

To przez samotność. Tak, zdecydowanie to ona mąciła mi w głowie i przez chwilę wydawało mi się, że profesor jest tak samo samotny jak ja...

– O tej porze w Bostonie bywa niebezpiecznie, zwłaszcza dla pięknych, młodych kobiet. Jedziemy do twojego domu. Bez dyskusji – zadecydował stanowczo Wagner, przez co nie zdążyłam odnieść się do jego poprzedniej wypowiedzi, bo zaraz kolejna wprawiła mnie w jeszcze większe osłupienie.

Czy on właśnie nazwał mnie PIĘKNĄ?!

Taksówka ruszyła, a Wagner powtórzył wcześniejsze pytanie:

– Dokąd jedziemy?

Tym razem nie mogłam go zbyć.

– Na Newbury Street – odpowiedziałam, bo przypomniałam sobie dzisiejszy poranek, który spędziłam w tej ekskluzywnej części miasta wraz z moją przyjaciółką. Prócz luksusowych butików i restauracji znajdowały się tam urocze kamienice. Z całą pewnością nie były tanie. Wywnioskowałam, że mogły w nich mieszkać bogate panny z dobrych domów, które miały wejściówkę do bostońskiego Yacht Clubu. Na następne spotkanie z profesorem zrobię dokładniejszy research miasta i przemyślę życiorys, który mu przedstawię, bo ten, który był realny, nie konweniował z obrazem kobiety, która mogłaby zakręcić w głowie komuś tak światowemu i eleganckiemu jak Ralph Wagner.

– Który numer? – dopytał taksówkarz.

Cholera, nie miałam pojęcia, dlatego rzuciłam nazwą butiku, który odwiedziłyśmy z Tiffany.

– Tam mnie wysadźcie – oświadczyłam pewnie, zadowolona z własnej pomysłowości.

– Chcesz wysiąść pod sklepem? – zdumiał się profesor.

– Tak. – A żeby usprawiedliwić swój wybór szybko dodałam: – Mieszkam nieopodal. Z chęcią się jeszcze przejdę.

Profesor patrzył na mnie z ukosa. Czułam jego wzrok wszędzie. Wdzierał się w nim do mojego ciała, penetrował umysł. Zaraz odkryje, że mój wizerunek ściema. Był zbyt inteligentny, by nie wyłapać mojego kłamstwa. Bez dwóch zdań zorientuje się, że kręcę w kwestii swojego statusu majątkowego, co wszystko przekreśli, bo kto by chciał zaczynać relację od kłamstwa...

– Dobrze. Jedźmy zatem na Newbury Street – powiedział w końcu, a ja odetchnęłam.

Zagrożenie minęło. Następnym razem gruntowniej się przygotuję. Oby tylko doszło do tego „następnego razu", skoro on w zasadzie mnie odrzucił...

Posmutniałam na myśl o tym, a żeby nie wzbudzać podejrzeń mężczyzny skierowałam oblicze w stronę okna, by nie ujrzał mojej żałosnej miny. Próbowałam skupić się na mijanych obiektach, ale to nie było łatwe, bo ten najlepszy, zakazany miałam obok siebie. Siedział poważny tuż przy mnie, a moje udo ocierało się o jego.

Szkoda, że to wszystko było iluzją. Snem, który trwał pół dnia, w czasie którego Kopciuszek na moment stał się księżniczką z bajki. Teraz czas było wrócić do swojego prawdziwego życia, co bolało, bo książę był naprawdę intrygujący, a ja wcale nie chciałam się z nim rozstawać.

W rękach BOGA (pierwotnie Bóg) - PREMIERA 06.03.2024 r.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz