Celia (część 2)
Zajęło mi chwilę nim pojęłam przewrotność jego słów, a gdy te do mnie dotarły omal nie spadłam ze swojego krzesła. Dobrze, że w tym momencie podszedł do nas kelner z przystawkami i zaczął rozstawiać je przed nami, bo miałam czas, by ułożyć sobie to w głowie.
On właśnie... nazwał mnie skarbem?
Ja się chyba przesłyszałam!
Zabrakło mi tchu. Musiałam się znów napić, by ukryć zażenowanie.
Jak on to robił? Był podły dla mnie, doprowadzał do granic wytrzymałości, a potem wystarczało kilka słów, bym znów uwierzyła w to, że pomysł Tiffany mógł wypalić.
Żaden mężczyzna nigdy nie prawił mi dotychczas takich komplementów. Nie podejrzewałam, że to takie przyjemne, nawet jeśli były one zapodane w tak pokrętnej formie i to z ust człowieka, którego powinnam szczerze nienawidzić. A może on znów się ze mnie nabijał? Zaraz ponownie rozgromi mnie złośliwością i sprawi, że poczuję się fatalnie, a miłe ciepło w okolicy serca zastąpi lodowata oziębłość.
Przyjrzałam się mężczyźnie ukradkiem, gdy domawiał coś jeszcze u kelnera. Nie wyglądał teraz jak żartowniś. Był poważny, skoncentrowany i znów bardzo, ale to bardzo przystojny. Jakby to, co powiedział przed chwilą, odczyniło urok, a on znów z paskudnej maszkary zmienił się w księcia z bajki. Kilka kosmyków opadło mu na czoło. Zapragnęłam ich dotknąć, przestawić na miejsce, by nie zasłaniały jego pięknej twarzy, a potem przesunąć dłońmi po jego policzkach aż do brody. Intrygował mnie lekki zarost, który nosił. Mógł kłuć lub łaskotać. Byłam ciekawa, która opcja jest tą właściwą i jak to jest, gdy zetknęłaby się z nim moja skóra. Byłoby to przyjemne to czy wręcz przeciwnie? Nie miałam pojęcia, bo przecież nigdy nie dotykałam w ten sposób mężczyzny. Ciekawiło mnie to, ale też przerażało. Dlaczego właśnie on musiał mi się podobać? Był uosobieniem wszystkiego co mnie drażniło w ludziach, tymczasem w tym momencie patrzyłam na niego z podziwem. Musiałam się jakoś otrząsnąć z tego dziwacznego stanu.
Nawet jeśli – w co nadal wątpiłam, choć po ostatnich słowach profesora nieco mniej – faktycznie udałoby mi się go uwieść i jakimś cudem związać ze sobą, nie mogłam podchodzić do tego sentymentalnie. To musiało być mechaniczne. To była zemsta, nie romans. Ona nijak się miała do miłości i pozytywnych uczuć. Nie mogłam zachwycać się wrogiem. To niedopuszczalne! Musiałam się trzymać. To wszystko było fikcją i służyło określonemu celowi. Tylko jak niby miałam zachować zimną krew, gdy ta bez udziału mojej woli, samoczynnie buzowała na widok profesora?
Czułam, że płonę. Ze wstydu, że w pewnym sensie zdradzam siostrę – bo choć nie robiłam nic złego, sam fakt, że podziwiałam urodę Wagnera kłócił się z moim wyobrażeniem o zemście – oraz – co było chyba gorsze – z dziwacznego podniecenia. Zrobił mi dobrze słowami. Niewiarygodne i niedopuszczalne!
Musiałam ochłonąć, bo takie emocje nie współgrały z moimi zamierzeniami, dlatego gdy kelner odszedł, podniosłam się z miejsca i nim profesor zapytał dokąd idę, powiedziałam szybko:
– Muszę do toalety...
A następnie błyskawicznie oddaliłam się od stolika dotykając palących policzków. To nie mogło tak wyglądać! On nie miał prawa tak na mnie wpływać, a ja nie mogłam tak na niego reagować! On był moim wrogiem! Jego podpis był na odmowie terapii Ashley. To on skazał ją na śmierć, choć miał środki, by ją uratować. Bawił się w Boga. Musiał za to zapłacić! Musiał! A ja przyszłam po tę zapłatę i ją od niego uzyskam! Ale najpierw się uspokoję i doprowadzę do ładu, bo działo się ze mną coś bardzo niedobrego, nad czym kompletnie nie panowałam!
Weszłam do przeszklonego holu, w którym mieściły się łazienki. Liczyłam, że nieco otrzeźwieję po przemyciu twarzy zimną wodą, a może nawet spotkam tu Tiffany i wraz z nią ustalę co dalej? Jednak gdzieś na dnie umysłu kiełkowała mi myśl, że przyjaciółka wcale nie rozwiąże mojego problemu, a tylko wpędzi mnie w kolejny. To ona wepchnęła mnie w ramiona profesora, a dziś zostawiła samą na jego pastwę w restauracji. Knuła i intrygowała i wcale nie byłam pewna czy te jej zabiegi odniosą pożądany skutek czy wręcz przeciwny – tylko mi zaszkodzą.
Już miałam pchnąć skrzydło drzwi wiodących do damskiej toalety, gdy nagle kątem oka dostrzegłam jakieś zamieszanie na pomoście nieopodal restauracji. Kilku ludzi biegało po nim i wymachiwało rękoma. Jakaś kobieta upadła na klęczki krzycząc i płacząc. To było podejrzane.
Zignoruj to – powiedziałam sobie w myślach. To pewnie jakieś wygłupy robione na Instargam lub Tik Toka. Kręcą filmik i robią zadymę, by mieć lepszą oglądalność...
Mimo to puściłam klamkę i zamiast do łazienki skierowałam się do wyjścia ewakuacyjnego, by następnie udać się do portu. Może to i wygłupy, ale lepiej sprawdzić czy ktoś nie potrzebuje pomocy, bo ci ludzie wyglądali na prawdziwie wzburzonych, jakby spotkało ich coś naprawdę dramatycznego, a ja nie po to studiowałam medycynę, by przyglądać się biernie cudzemu nieszczęściu.
CZYTASZ
W rękach BOGA (pierwotnie Bóg) - PREMIERA 06.03.2024 r.
RomanceCzy rezydnetnce neurochirurgii uda się zemścić na swoim patronie za śmierć siostry?