3

1.3K 133 14
                                    

Ralph

Kurwa. Cholerne roboty drogowe!

Spóźnienie było czymś nieakceptowalnym dla mnie. Wszystko w moim życiu było wyliczone co do minuty. Uwielbiałem porządek i ład, dlatego byłem mistrzem planowania. W mojej pracy punktualność, dokładność i rzetelność stanowiły podstawę. Że też nie sprawdziłem, że droga ze szpitala na Harvard jest w remoncie. Gdybym to zweryfikował, uniknąłbym półgodzinnego stania w korku. Cóż za strata czasu. Nawet muzyka poważna, którą słuchałem w aucie dla rozluźnienia nie dała mi ukojenia. Wściekły po dwa schody zacząłem wbiegać na piętro akademii, gdzie miał się odbyć prowadzony pod moim nadzorem egzamin. Czekanie na windę za zajęłoby zdecydowanie za dużo czasu.

Byłem już niedaleko sali egzaminacyjnej, gdy z bocznego korytarza wpadła wprost na mnie jakaś dziewczyna. Najwyraźniej spieszyła się jak ja. Moja ulubiona kawa, którą wręczyła mi sekretarka, jak każdego dnia, gdy miałem zajęcia na uczelni, wypadła mi rąk, podobnie do książek i notatek nieznajomej. Byłem wystraczająco zdenerwowany, by ta sytuacja definitywnie wytraciła mnie z równowagi, zwłaszcza, że gorący płyn spadł również na moją ultra drogą marynarkę pozostawiając na niej brązową plamę. Otworzyłem usta, by wyrzucić z siebie gniew, jednak w tym momencie mój wzrok spoczął na dziewczynie, która stała przede mną i zamilkłem.

Była drobna, filigranowa. Miała błyszczący kolczyk w nosie, a jej włosy stanowiły burzę rudych loków. Oczami w kolorze nieba w słoneczny letni dzień patrzyła na mnie hardo, a jej spojrzenie wyrażało złość niemniejszą od mojej. Ta hardość, do której nie przywykłem, bo tu na uniwersytecie wszyscy studenci, podobnie jak i podlegli mi członkowie personelu medycznego w szpitalu, okazywali przede mną lęk lub czołobitność, tak mnie zaskoczyła, że przez dłuższą chwilę nie byłem w stanie wydobyć z siebie głosu. Dziewczyna mnie ubiegła.

– Co się tak gapisz? – syknęła.

Moje oczy zrobiły się okrągłe jak spodki. Kilku siedzących na ławkach niedaleko uczniów, powtarzających materiał, aż wyjrzało ze swoich miejsc, lustrując nas ciekawsko.

– Słu... Słucham? – bąknąłem.

– Nie stój jak słup soli, tylko mi pomóż, do diabła. To twoja wina! – Wskazała na rozwalone po korytarzu materiały. – Wyleciałeś zza załomu, jak torpeda. Następnym razem uważaj, jak chodzisz. Mógłbyś kogoś zmiażdżyć tymi swoimi napompowanymi mięśniami.

– Ty chyba nie wiesz z kim masz do czynienia, dziecko – zwróciłem się do niej lodowatym tonem, bo sposób jej odzywania się do mnie powinien być karany.

– Jasne, że wiem... Z zapatrzonym w siebie kolesiem, który nawalił, nie umie przyznać się do błędu i przeprosić – warknęła kucając, by samodzielnie pozbierać walające się po ziemi przedmioty.

Poczułem się tak, jakby ktoś dał mi w twarz. Już zamierzałem skomentować dosadnie jej bezpośredniość i chamskie zachowanie, gdy spostrzegłem leżącą przy moich eleganckich robionych na miarę butach książkę. Znałem ją doskonale. Schyliłem się po opasły tom.

– Podręcznik profesora Wagnera. Neurochirurgia praktyczna – przeczytałem nazwę. – Nie kojarzę cię z wykładów.

Przyjrzałem się rudowłosej ponownie. Zdecydowanie zapadłaby mi w pamięć. Była bardzo charakterystyczna.

– Bo jeszcze na żadne nie chodziłam. Dopiero walczę o rezydenturę – odparła.

– Przyszłaś na egzamin?

– A co w tym dziwnego? – Popatrzyła na mnie z irytacją. – Wszyscy są tu dziś w tym celu. Ty zapewne też, sądząc po garniaku.

W tym momencie dotarło do mnie, że ona bierze mnie za studenta. Fakt, wyglądałem młodo. Rozbawiło mnie to.

– W takim razie mam dla ciebie radę, złotko. – Wręczyłem jej podręcznik z demonicznym uśmieszkiem na ustach. – Zapomnij o neurochirurgii. Nie nadajesz się. Choć interna także może cię przerosnąć. Roztrzepańcom ciężko być lekarzem. Tu nawet pieniążki rodziców nie pomogą.

Po tych słowach wyprostowałem się i wycierając ubrudzoną marynarkę chusteczką ruszyłem w stronę swojej sali. Odszedłem już kawałek, gdy nagle odwróciłem się i dodałem, napawając się swoją wyższością nad dziewuchą:

– A tak poza tym: wisisz mi kawę. Pralnię ci daruję.

To żart, że takie osoby w ogóle myślały o najtrudniejszej ze specjalizacji. Plebs próbował się dostać w pałacowe progi. Na szczęście u ich bram stałem na straży ja i pilnowałem kto dostąpi zaszczytu wkroczenia do świata neurochirurgii. Dla takich bezczelnych pannic nie było w nim miejsca.

W rękach BOGA (pierwotnie Bóg) - PREMIERA 06.03.2024 r.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz