47 (Bóg już w korekcie autorskiej, czekacie na papier :D ?)

850 90 11
                                    

Wyjdę na moment, może przed budynek i odetchnę świeżym powietrzem – postanowiłam. Zamknęłam archiwum, by nie wszedł do niego ktoś niepowołany, po czym pospiesznie ruszyłam korytarzem w stronę wind. Starłam się być niewidoczna. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, a nade wszystko bałam się, że trafię na NIEGO, a wówczas kompletnie nie będę wiedziała, jak się zachować i co zrobić.

Wszystko tylko nie to...

Przyspieszyłam kroku.

Byłam już w połowie drogi, gdy nagle za moimi plecami rozległy się jakieś wrzaski i nagle potężna siła zmiotła mnie z drogi. Upadłam uderzając się boleśnie w ramię. Zszokowana uniosłam głowę. Do windy pędził ubrany w szpitalny kitel mężczyzna w średnim wieku, Miał zabandażowaną głowę i darł się w niebogłosy:

– Ratunku! Chcą mnie zabić! Ratunku! Nie chcę umierać! Nie chcę być królikiem doświadczalnym! Wolę więzienie od tego miejsca! Zabierzcie mnie stąd! Aresztujcie!

Królikiem doświadczalnym?!

Więzienie lepsze od szpitala?

Te słowa mną wstrząsnęły.

Lek na raka. Gdzieś musieli go testować, do głowy by mi jednak nie przyszło, że robili to w szpitalu miejskim. Tak na widoku. A może wcale nie. Najciemniej było przecież pod latarnią...

Poczułam jak adrenalina uderza mi do głowy i pulsuje w moich żyłach sprawiając, że przestałam odczuwać dyskomfort spowodowany upadkiem.

Ten człowiek... Ten człowiek znał odpowiedzi. Musiałam go poznać! Musiałam z nim porozmawiać!

Podniosłam się gwałtownie i rzuciłam się w jego stronę. Na korytarzu za mną rozległy się nawoływania personelu medycznego. Musiałam się spieszyć.

Dopadłam do mężczyzny pierwsza, gdy drżącymi dłońmi, z których spływała krew po wyrwanych wenflonach, rozpaczliwe wciskał guziki windy, by ją przywołać.

– Proszę pana... Czy oni coś panu wstrzykiwali? Czy dostał pan lek na raka? – zapytałam kładąc uspokajająco dłoń na jego odsłoniętym przedramieniu.

Na jego skórze dostrzegłam tatuaż z numerem wypisanym rzymskimi liczbami wypisanymi czerwonym niczym krew tuszem. Już raz widziałam coś takiego. To zapoczątkowało moją obsesję na punkcie terapii profesora Wagnera, którą ten ukrywał przed światem. A teraz ten znak, jakby potwierdzał wszystko to, co już wiedziałam. Czas poznać prawdę, zagłębić się w nią i odkryć to, co z niewiadomych przyczyn zostało odebrane milionom pacjentów na całym świecie.

– Proszę pana... To ważne. Niech mi pan powie co tu się dzieje? Co oni panu zrobili? Pomogę panu... Pomogę, tylko proszę mi powiedzieć czy oni eksperymentowali na panu z lekiem na nowotwór?

W tym momencie mężczyzna odwrócił się w moją stronę. Jego przekrwione spojrzenie skrzyżowało się z moim. Zobaczyłam w nim nienawiść.

– Jesteś jedną z nich! – ryknął, gdy dostrzegł mój szpitalny ubiór i nim zdążyłam zareagować zdzielił mnie pięścią w twarz z taką mocą, że aż się zatoczyłam, a z mojego nosa popłynęła krew. Chwyciłam się za ranne miejsce, jednak pacjent nie ustępował. Ogarnęła go furia. Rzucił się na mnie niczym dzikie zwierzę, przycisnął do ściany, po czym zaczął dusić. Starłam się coś powiedzieć, ale nie byłam w stanie nawet pisnąć. Potężna siła miażdżyła mi tchawicę. Nie mogłam oddychać, a przed oczami pojawiły mi się mroczki.

W rękach BOGA (pierwotnie Bóg) - PREMIERA 06.03.2024 r.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz