9

1.1K 141 11
                                    


Ralph

Przez moment odniosłem wrażenie, że ona wie.

Ale niby skąd? To niemożliwe.

Byle dziewczynka z Oregonu nie mogła znać najpilniej strzeżonej przeze mnie tajemnicy. Po prostu była zła na to, co spotkało ją i jej siostrę. Nie mogła pogodzić się z nieuchronnym, jak każdy członek najbliższej rodziny ciężko chorej osoby. Los nie był dla niej łaskawy, odebrał jej to, co kochała. Szukała winnych. To naturalne. Podobnie do rozsiewania bajek o cudownym remedium na nieuleczalne choroby i złych ludziach, którzy go posiadali, dzieląc się nim jedynie z wybranymi – najpewniej bogaczami.

Tak, ona zdecydowanie nie miała pojęcia, że poniekąd jest bliska prawdy. Zwyczajnie konfabulowała.

Odetchnąłem z ulgą.

– Lek na glejaka gwiaździstego? – udałem rozbawienie. – Nasza medycyna, choć w swej naiwności wierzymy, że jest zaawansowana, faktycznie znajduje się w powijakach w zakresie chorób mózgu. Jak sobie pani to wyobraża? Ktoś miałby wymyślić lek na choroby, których nie pojmujemy? Lek na nie to wciąż jedynie marzenie.

Dziewczyna nie opuściła wzroku, tylko patrząc na mnie z wyzwaniem odpowiedziała pewnie:

– Wierzę, że wśród współczesnych lekarzy są ludzie wybitni, którzy... mienią się Bogami. Prawdziwi geniusze. I wierzę, że ich geniusz stworzył taki lek już dawno, tylko z niewiadomych mi przyczyn te wybitne jednostki nie chcą go ujawnić ogółowi. Może to kwestia polityczna. Może majątkowa. Tego nie wiem, ale dlatego właśnie chcę zostać neurochirurgiem pod pana pieczą, by to odkryć.

Nie podobało mi się to. Znów odniosłem wrażenie, że to nie blef. Ona mówiła to z taką emfazą i przekonaniem, jakby znała prawdę. Pewne projekty nie mogły ujrzeć światła dziennego. Skąd jednak ktoś tak nieznaczący, jak to rudowłose dziecko miałby o nich wiedzieć?

– Żeby dokonać wiekopomnego odkrycia i znaleźć upragniony przez ludzkość lek na raka, trzeba mieć wiedzę – odpowiedziałem markując wyluzowanie. – I to nadzwyczajną. Trzeba być, jak słusznie to pani ujęła, geniuszem, albo faktycznie, samym Bogiem. Odkrywcą. Prawdziwym cudotwórcą, a nie tylko biernym klepaczem formułek z książek. Jest nim pani? Bo kujoństwo czy kupione oceny to jeszcze nie wszystko, co się liczy w pracy neurochirurga. Na sali operacyjnej jest tylko pani z zespołem i mózg pacjenta, który – choć nauczyliśmy się nazywać jego poszczególne części i mniej więcej wiemy za co odpowiadają – wciąż pozostaje niepojęty i przytłacza swoją potęgą nawet najlepszych z lekarzy. Umiałby sobie pani z nim poradzić? Jeśli chce pani zostać moją stażystką, na pewno same oceny nie przekonają mnie do tego, by panią przyjąć, bo nadal śmiem twierdzić, że mogą być one nieadekwatne do pani faktycznego stanu wiedzy. Tym bardziej nie przekonają mnie także bujdy o cudownych lekach na śmiertelne choroby, bo świadczą one wyłącznie o mitomanii i marzycielstwie, nie o umiejętnościach.

Miałem wrażenie, że w tej chwili w pomieszczeniu znajdowaliśmy się tylko my. Ja i rudowłosa dziewczyna, która odbijała podawane przeze mnie piłki niczym gwiazda Wimbledonu. No proszę. Była inteligentna, zadziorna i pewna siebie. Takie cechy robiły na mnie wrażenie i takich cech poszukiwałem u swoich podopiecznych. Gdyby jeszcze nie była dziewuchą...

Płeć miała dla mnie ogromne znaczenie. Niestety Celia Harris była kobietą. To dyskredytowało ją w moich oczach, mimo faktu, że jej zadziorność zaczynała mi się podobać, a teorie spiskowe, które prezentowała intrygować. Byłem jej ciekawy. Chciałem dowiedzieć się skąd wzięła pomysł na tajne leki, którymi ich twórcy nie dzielą się z obywatelami, ale ze względu na to kim była musiało to pozostać jedynie w sferze moich pragnień. Jutro już o niej zapomnę. Jutro nawet nie będę jej pamiętał...

– Niech mi pan da szansę. Wówczas pokażę panu co potrafię – stwierdziła hardo.

– Dobrze. Niech zaprezentuje nam pani swoją wiedzę, która zadecyduje o pani dalszej praktyce – odpowiedziałem patrząc na nią z góry. – Sprawdzimy czy nie jest kupiona, jak u pani poprzedników.

No. Teraz ci pokażę dziewczynko, że nie wierzę w twój geniusz, który objawił się rzekomo w trakcie lub po chorobie twojej siostry.

– Guzy mózgu. Skoro już o nich pani napomknęła, z chęcią skupię się na tym zagadnieniu. Porozmawiajmy o ich odmianach, rodzajach, sposobach leczenia, rokowaniach. To chyba pani konik, czyż nie? – zapytałem nie kryjąc złośliwości.

W rękach BOGA (pierwotnie Bóg) - PREMIERA 06.03.2024 r.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz