25

1K 131 15
                                    

Celia

– Co tu robimy? Miałyśmy iść na kawę – zwróciłam się do Tiffany, gdy ta zatrzymała swój różowy kabriolet pod jednym z luksusowych butików przy Newbury Street – jak się od niej dowiedziałam, najbardziej eleganckiej ulicy w mieście.

– I pójdziemy. Cierpliwości – odparła opuszczając samochód.

– Planujesz zakupy? –Podążyłam jej śladem w stronę ogromnej witryny, na której ustawiono manekiny ubrane w markowe sukienki i zaopatrzone w ultra drogie dodatki.

Poczułam zawód. Chciałam omówić z nią moją sytuację. Planowałam także wyjaśnić jej, że nie zamierzam brać dłużej udziału w jej planie i że jestem wdzięczna za jej pomoc, ale od tej pory działam sama, tymczasem ona swoją nagłą potrzebą shoppingu przedłużała w czasie moją gehennę. Przez ostatnie dni chodziłam jak struta, a dzisiejsza rozmowa z Tiffany stresowała mnie dodatkowo. Nie chciałam być niemiła i nie chciałam jej stracić, ale musiałam wyraźnie zakreślić granicę jej działań, bo ona najwyraźniej jej nie dostrzegała.

– Owszem – odparła entuzjastycznie. – Musimy dziś pięknie wyglądać.

– My? – zdumiałam się, ale ona nie słuchała, tylko zdążyła już przekroczyć próg ekskluzywnego sklepu.

– Potrzebujemy sukienek wizytowych, szpilek i biżuterii – zwróciła się władczym tonem do jednej z ekspedientek witających ją czołobitnie.

– Oczywiście, panno Crowe – odpowiedziała kobieta. – Zaraz coś paniom zaproponujemy. Wczoraj dotarły do nas nowe ubrania z Paryża. W idealnym momencie nas panie odwiedziły.

– Ubrania z Paryża? Sukienki wizytowe? Tiffany, co ty knujesz, do diabła? – syknęłam do ucha przyjaciółki, podczas gdy kobieta wraz z kilkoma innymi asystentkami prowadziła nas w głąb sklepu.

– Cierpliwości, jeszcze dziś poznasz odpowiedzi – oznajmiła z tajemniczym uśmieszkiem na ustach, po czym zniknęła za kotarą swojej przymierzalni.

Godzinę później jechałyśmy w stronę nabrzeża, a ja wciąż nie wierzyłam, że mam na sobie wartą majątek niebieską sukienkę opatrzoną metką zagranicznego domu mody oraz szpilki z czerwoną podeszwą, w których poruszałam się niezgrabnie, jakbym chodziła na szczudłach.

– Tiff, zdajesz sobie sprawę, że nie mam pieniędzy na takie zbytki? – skomentowałam dotykając delikatnego niczym mgiełka materiału mojej kreacji. Nigdy nie miałam na sobie czegoś równie miłego w dotyku i pięknego zarazem. Nawet do głowy mi nie przyszło, że w kiedykolwiek wystąpię w takiej sukience i będę się w niej czuć tak kobieco, zmysłowo i... ładnie?!

Przecież ja nie byłam ładna!

– Daj spokój. To jakieś gorsze.

– „Grosze", które powinnam ci oddać – zaprotestowałam.

– Niczego nie jesteś mi winna – odparła dziewczyna niefrasobliwie.

– Źle się z tym czuję... Nie mam ci jak się odwdzięczyć...

– Wystarczy, że dorwiesz Wagnera – odpowiedziała. – Wydobędziesz recepturę leku na raka, a ten zadufany w sobie bubek przestanie być pępkiem świata. Strącisz go z tronu Boga i to będzie najlepsza zapłata. Pomożemy wielu biednym ludziom. Pomyśl, uczynisz z nas bohaterki. Ta kasa to inwestycja w przyszłość. W nasz triumf...

Jej zapalczywe słowa wydały mi się dziwne. Trochę oderwane od rzeczywistości, ale czy mój pomysł zemsty na profesorze także takim nie był? Zaraz też przypomniałam sobie, co Tiffany mówiła na początku naszej znajomości o powinności lekarza i śmierci mamy na raka. Ona podobnie do mnie miała w tym interes. Tego musiałam się trzymać. Pomagała mi nie bezinteresownie. Nie mogłam jej zawieść, tak jak nie mogłam zawieść Ashley.

W rękach BOGA (pierwotnie Bóg) - PREMIERA 06.03.2024 r.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz