3

437 35 20
                                    

Siedziałam na lotnisku z telefonem w ręku, mój wzrok rozlewał się na tłum który zmierzał w nieznanych kierunkach. I jedna myśl, dzwonić czy nie. Widząc wpadające sobie w ramiona pary, stęsknione i spragnione bliskości, czułam że jeśli nie zadzwonię to być może stracę szansę na coś tylko pytanie jeszcze na co ?

- Faustynka, nareszcie! Jesteś na lotnisku ? Jak się czujesz ? - wpadł w ogień pytań.

- Bartek, bo ja chciałam cię na wstępie przeprosić za ten telefon w czasie imprezy. Nie powinien mieć miejsca, zresztą wszystko co powiedziałam to nieprawda. - każde słowo przychodziło jej z trudem, poczucie winy oraz stres mąciły w głowie.

- Mhmm, czyli nie możesz na mnie zawsze liczyć i nie kochasz mnie ?

- To znaczy to prawda, ale nie myśl sobie że chcę być z tobą w związku czy coś. Przecież jesteśmy przyjaciółmi. - sama nie wiedziała czy chce oszukać samą siebie czy Bartka.

- Nie no jasna sprawa Faustyś, już się nie zamartwiaj tym. Daj znać jak będziesz w Krakowie, podjadę po ciebie na lotnisko.

- Coś ty, wezmę ubera. Grasz koncert, musicie dojechać do Warszawy a do tego należy się wyspać. Mną się nie przejmuj. - w głębi duszy jednak czekała na to spotkanie, mówiąc to miała na myśli, aby jak najszybciej znaleźć się w jego ramionach.

- To widzimy się na lotnisku! Trzymaj się Faustynka, czekamy na ciebie!

Stwierdziłam, że pozwolę mojemu życiu toczyć się jego własnym rytmem. Zamiast zamartwiać się co dla mnie szykuje, chcę cieszyć się jak dziecko z powrotu do domu. Wpaść w Bartka ramiona, spotkać się z Genziakami, szybko się przepakować i ruszyć do Kielc na spotkanie z moim siostrzeńcem. Jakie życie jest prostsze, gdy nie zaprzątasz swojej głowy zbędnymi rzeczami, przewidywaniami. Siedząc na wybranym miejscu przy oknie w samolocie wiedziałam, że wracam tam gdzie jest moja przyszłość i w końcu przestałam się jej bać.

Jak na złość moje auto odmówiło posłuszeństwa, przeklinałem je jak tylko się da. Całe szczęście, że mam przyjaciół którzy zawsze mi pomogą obojętnie o której godzinie bym nie dzwonił. Pierwszy na myśl przyszedł mi Przemek, jego szaleństwo ma swoje plusy. Potrafi znaleźć czas i sprawić, że godzina magicznie się rozszerza.

- Przemo, słuchaj mam do ciebie prośbę. Nie działa mi Tesla, jakbyś mógł spojrzeć i przy okazji zrobić dla mnie pewną rzecz byłbym wdzięczny.

- Jasne, będę do 15 minut. Tylko weź coś do picia, nie zdążę wjechać do sklepu.

- Załatwione.

Zaczęła wracać nadzieja na pomyślność moich planów. Szybko skoczyłem do domu po napój, dwa psiknięcia moich ulubionych perfum wylądowały na mojej szyi i ruszyłem biegiem przed dom. Gdy schodziłem po schodach akurat podjechał Przemek, świetne zgranie.

- No no, ale się wypachniłeś. - zwrócił uwagę przyjacielowi Przemek, witając się.

- A tam, jak na co dzień. Słuchaj możesz rzucić na nią okiem ?

Długo nie musiał czekać na odpowiedź, przyjaciel tylko spojrzał i już wiedział co jest nie tak.

- Ty, dobrze się czujesz ? Przecież ona jest rozładowana to jak ma działać.

W tym momencie chciałem zapaść się pod ziemię. Tak się przejąłem, aby moje plany się powiodły, że zgubiłem po drodze racjonalne myślenie.

- Matko, sory. Nie myślę dzisiaj.

- No widzę, co tam jeszcze mogę dla ciebie zrobić ? A i przed tym podłącz ją do ładowania, jutro do Warszawy musimy jechać.

- No tak, słuchaj mniejsza z samochodem. Podwieziesz mnie do kwiaciarni ?

- Pewnie, ale po co ?

- Fausti wraca i chcę jej zrobić niespodziankę po tak długim locie.

Przyjaciel spojrzał się wymownie, jakby chciał zawstydzić Bartka.

- Zachowaj to dla siebie, jedziemy! - postawił sprawę jasno.

Drzwi BMW się zamknęły, z piskiem opon ruszyli w stronę miasta. Piasek spod kół poraniłby oczy nie jednego. Przemek całą drogę próbował dogryzać Bartkowi, ten natomiast założył pokerową twarz i nie dał się sprowokować. Wybrał przepiękny bukiet różowych róż, jedna przebijała urodą drugą. Szczęście jakie mu przy tym towarzyszyło emanowało na ludzi za oknem cudu motoryzacji. Otwierając drzwi do domu wiedział, że zostanie on opanowany przez intensywny zapach prezentu. Złapał za jedyny wazon jaki zakupił do domu a spragnione kwiaty dostały ukojenie. Dzień zakończył przy piwie zero, które umiliło oglądanie podcastu z Mortalciem, który w końcu ma czas obejrzeć. Okruszki chipsów, spadały na jego spodnie. Strzepnął je prosto pod sprzątającego iRobota Roombę.

Z głębokiego snu wyrwał mnie dzwonek telefonu, to była Kasia która powiadomiła mnie, że wylądowały. Obiecała, że zatrzyma Fausti na lotnisku aż nie przyjadę. Zdaję sobie sprawę, iż Faustynka jest niecierpliwa, więc szybko się przebrałem i ruszyłem w stronę lotniska. Znalezienie miejsce graniczy z cudem, masakra jakaś. Kątem oka zauważyłem, Fausti kłócącą się z Kasią. Miała już dość czasu spędzonego na lotnisku, chciała jak najszybciej znaleźć się w domu.

- Cóż za spotkanie. - stanął za blondynką a bukiet umieścił w jej rękach.

- Faktycznie, kto by się spodziewał. - odwróciła się w stronę bruneta, złapała za rękę, spojrzała głęboko w oczy i wyszeptała "Dziękuję".

Z całych sił przytulił przyjaciółkę, trwała w chwili wsłuchując się w bicie jego serca.

Dzieeeń dobry! 🤍

Ktoś w końcu wrócił na krakowską ziemię.

Przytulam! 🤍

Ostatni razOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz