-Justin! Kurwa wyłaś to nie śmieszne!- cisza
-No Justin!-cisza
-Nie zejdę do piwnicy zapalić światło!-cisza
-Boże! Kochanie gdzie jesteś?- cisza
-Kocham cie!-cisza
-Dam ci się pocałować jak wyjdziesz!-cisza
-Justin! Obiecuje! Dam się pocałować!-cisza
-Kurwa! Obiecuje! Słowo harcerza!-cisza
-Ana, pom..ocy.- ktoś szepnął. Kurwa, to nie może być prawda. Jak mu się coś stało. Boże. Nawet tak nie myślę.
-Gdzie jesteś? Daj jakiś znak! Na górze?
-T..ak
-Jeżeli to jakiś żart to cie zabije!
-Bo!-krzyknął.
-AAA!!! Ty... Chory pojebie! Nie dam się pocałować!-krzyknęłam i uderzyłam go w ramię.
-Obiecałaś, kochanie.
-Jep się Bieber!
-Dobra sam sobie wezmę!
-O nie! Nie złapiesz mnie!
Zaczęłam uciekać po całym domu mam ułatwione zadanie, bo Justin nie zna mojego domu. Ale w końcu mnie znalazł. Usiadł na moim brzuchu i oczekiwał, że dam mu się pocałować. Nie ma tak łatwo.
-Kochanie obietnica.-przypomniał mi.
-Nie ma żadnej. Wiesz, że ja nie lubię jak ktoś mnie starszy! Skopać ci tyłek?!-zapytałam już taka wkurzona-i kurwa złaś ze mnie grubasie!
-Nie.
-Proszę.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Juss proszę cię. Złaś tą tłustą seksowna dupą z mojego brzucha!
-Nie.
-Justin?
-Hmm?
-Spierdalaj.
-Nie.
-Justin do chuja! Dobra. Chodź tu.-powiedziałam do chłopaka i go pocałowałam. W sumie nie robiłam tego pierwszy raz i wiedziałam jak się całuję, ale ten pocałunek był niezwykły. Niepowtarzalny.
Czułam motylki w brzuchu, co oznacza, że ja się w nim zakochuje. NIE TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA. Przecież tu chodzi tylko o zakład. O nic więcej. Do cholery, ale jak nie będziemy się całować to co? Justin się nie zakocha. I będzie wtedy klapa.
Justin przejechał po mojej dolnej wardze prosząc o dostęp, który mu dałam. Pocałunek przemienił się w bardziej namiętny i ostry.
Oderwaliśmy się od siebie, gdy ani ja ani on nie mieliśmy powietrza. Spojrzałam mu w jego czekoladowe oczy i widziałam tam pożądanie.
-Justin-szepłam.
-Hmm?
-Spójrz na swoje krocze.
-Cholera. Gdzie łazienka?
-Pierwsze piętro, pierwsze drzwi od lewej. Chcesz coś do jedzenia?
-Po proszę. Zaraz wracam.
Justin znikł na górze, a ja wzięłam telefon i zadzwoniłam po pizze. Z kuchni wzięłam jeszcze cole, piwa dla nas. W między czasie przyjechała pizza, a Justina jeszcze nie było. Mijały kolejne minuty, a go nie ma. Dziwne. Musze sprawdzić co z nim jest. Weszłam powoli do góry, drzwi od łazienki były otwarte. Nie było go tam. Cholera. Poszłam dalej. Zajrzałam do każdego pokoju. Nigdzie go nie było. Zaczynam się już bać, a co jeżeli teraz mu się coś na serio stanie? Albo nie wiem. Zaczynam się co raz bardziej bać. Zajebie go na miejscu. Zeszłam na dół. To co tam zobaczyłam to się przeraziłam...
CZYTASZ
Massenge → justin bieber ✔
Fanfiction"Rodzice twojej przyjaciółki uciekli, bo zbliża się jej biologiczny ojciec. Biologiczna matka zmarła jak miała zaledwie 3 latka. Jej ojciec, mój szef oddał ją do jej 'niby' rodziców, żeby się wychowała. On miał wrócić po nią, gdy skoczyła paręnaście...