Zapraszam na kolejną część! :*
Czarny Pan uśmiechnął się wrednie do dziewczyny, po czym wyjął różdżkę. Lily poczuła, że jakieś niewidoczne liny opasały ją od stóp do głów. Nawet nie zamierzała się bronić, przecież on jest od niej o stokroć silniejszy. Zna więcej zaklęć, a to wystarczy, aby móc się go bać.
Evans z hukiem runęła na podłogę i syknęła głośno. Voldemort wydał z siebie dziwny odgłos. Dźwięk ten bardziej przypominał szuranie paznokciami o tablice, niżeli śmiech, ale chyba o to chodziło. Rudowłosa, ze strachem wymalowanym na twarzy, przyglądała się mu. Wszystko widziała jak w zwolnionym filmie; każdy jego ruch, każdą zmarszczkę na czole, kiedy głęboko się nad czymś zastanawiał, a nawet ten niebezpieczny błysk w oku. Całe jego zachowanie nie wróżyło niczego dobrego, jednak wiedziała to doskonale.
Tom Riddle z zadziwiającą delikatnością, usiadł na fotelu obłożonym czarną skórą. Mimo to jego wzrok cały czas spoczywał w rudej osobie leżącej na drewnianej podłodze. Widząc, że dziewczyna krzywi się z powodu niewygodnej pozycji, ten specjalnie poprawił sobie poduszkę. Uśmiechnął się drwiąco i syknął coś niezrozumiałego. Po chwili wokół Lily zaczął pełzać wielki, zielony wąż. Dziewczyna wzdrygnęła się i zaczęła przypatrywać się gadowi ze strachem.
- Boisz się Nagini? – spytał, a w jego głosie można by dosłyszeć kpinę. Lily warknęła pod nosem, mimo to nie zamierzała się odezwać. Jednak taka była prawda, bo kiedy tylko wąż ukrył się pod stopami swojego pana, Evans odsapnęła z ulgą.
Voldemort, kiedy tylko to usłyszał, prychnął głośno. Lily już miała zamiar mu coś odpowiedzieć, gdy ponownie usłyszała ciche pyknięcie teleportacji. Miała zamiar odwrócić się w tamtym kierunku, jednak liny ją powstrzymały. Całkowicie zapomniała, że jest nimi obwiązana, co było dość dziwne, ponieważ one strasznie wrzynały jej się w zaczerwienioną już, skórę. Nawet ubrania nie dawały żadnego ukojenia.
- Jestem już gotów. – Usłyszała za sobą zimny głos przybysza. Od razu rozpoznała, że to jest mężczyzna. Zamknęła oczy, aby lepiej słyszeć, o czym rozmawiają. Niestety, nawet gdyby chciała, to i tak by nic nie zrozumiała, ponieważ mówili w jakimś innym języku. Prawdopodobnie goblideuckim, chociaż zaklęcie niezrozumienia także brała pod uwagę. W tym momencie nie pozostawało jej nic innego oprócz czekania.
- Droga, Lily, skoro już jesteśmy wszyscy w komplecie – powiedział w końcu Czarny Pan i zaczął wpatrywać się w dziewczynę z oczekiwaniem oraz z dziwną satysfakcją. – To mogę zacząć opowiadać swoją historię. - Na chwilę zamilkł, jednak tylko na parę sekund. Chrząknął wreszcie nieznacznie, wziął głęboki wdech i zaczął:
(wspomnienie Toma Riddle)
Wakacje dłużyły się niemiłosiernie. Pomimo tak pięknej pogody każdy pragnął, żeby rok szkolny się już zaczął. Jednakże tylko po to, aby spotkać się z przyjaciółmi, bo raczej zdobywanie wiedzy nie było ulubionym zajęciem nastolatków. Podobne myśli miały dzieci ze sierocińca pod numerem czternastym na Roadstreet. W końcu lato się kiedyś skończy, a one i tak będą zmuszone się uczyć.
Budynek był rozdzielony na trzy części: główną, na której znajdowały się sypialnie dzieci, stołówka i pokoje rozrywkowe; w skład prawej części wchodził szpital, a wraz z nim inne gabinety, takie jak stomatolog na przykład; w lewej zaś było wiele pomieszczeń, bardzo podobnych do klas szkolnych, w których nauczano.
A Tom to wszystko widział przez jedno z okien budynku.
Przez ulicę właśnie przejeżdżał mercedes. Jechał wolno, jakby ludzie w nim siedzący, szukali jakiegoś numeru. Zatrzymali się na podjeździe przed sierocińcem. Z samochodu wysiadła starsza pani i dziewczynka, która miała około trzynaście lat. Rudowłosa patrzyła na swoją matkę z przerażeniem i bólem wymalowanym na twarzy.
CZYTASZ
Fortuna kołem się toczy || HP, Huncwoci ✔
FanfictionMożna by się spodziewać, że bycie nastolatkiem należy do najprostszych czynności świata. Co za banialuki! Dorastanie w Hogwarcie to prawdziwy koszmar, szczególnie gdy poza jego murami wznosi się cień wojny, a ty nie wiesz, jak odróżnić przyjaciela o...