22. Na co dzień mówienie prawdy jest albo zbędne, albo szkodliwe

410 42 0
                                    

Właśnie zadzwonił dzwonek na lekcję, obwieszczając uczniom, że nadszedł czas, aby zmierzyć się z kolejną godziną lekcji. Dla jednych było to utrapieniem, dla innych satysfakcjonującym zajęciem, ponieważ z ochotą chcieli nabywać wiedzy, chcąc osiągnąć w życiu jak najwięcej. Tym bardziej, że teraz zło zaczynało się rozprzestrzeniać, a tylko dzięki nauce mogli się obronić i zaatakować zarazem. Szkoda tylko, że tak niewielu o tym myślało...

Profesor McGonagall właśnie weszła do klasy, przez co szóstoroczni Krukoni i Gryfoni natychmiast zamilkli, jednak nie poprzestali rzucać sobie spojrzeń. Oczywiście Minerwa była przyzwyczajona do takiego zachowania jej podopiecznych, ale pozwalała chociaż na to, przynajmniej w klasie było cicho.

I całkowicie nic nie zapowiadało, że dzisiejsza lekcja tak się potoczy, ponieważ gdyby o tym wiedziała, pominęłaby parę ważnych kwestii, które powinien zrobić nauczyciel. Chociażby dla dobra uczniów.

Wzdychając, usiadła na swoim krześle za biurkiem, przez co teraz miała doskonały widok na całą klasę, która z ciekawością albo znużeniem obserwowała jej każdy ruch. Pamiętała jeszcze, kiedy była dość niedoświadczona na stanowisku pedagoga i czując na sobie wzroki innych ludzi, rumieniła się ze wstydu i zażenowania, czasami myląc się czy przejęzyczając. Na szczęście ten okres szybko minął, po prostu musiała się do tego przyzwyczaić, a trzeba było przyznać, że to nie było łatwe i wymagało naprawdę sporo czasu, cierpliwości i zaciekłości. Właściwie to mogła wybrać sobie jakiś inny zawód związany z transmutacją – za bardzo kochała ten przedmiot, żeby z niego zrezygnować czy go porzucić – ale żal jej było opuszczać murów zamku. Dlatego właśnie tutaj została, z miłości i oddania.

Chrząknęła głośno, gdy do jej uszu dobiegły jakieś głośniejsze szmery, które raptownie zamilkły. Minerwa uśmiechnęła się ledwo zauważalnie pod nosem; musiała przyznać, że uwielbiała mieć kontrolę nad wszystkim, co robi. To stanowczo bardzo łechtało jej samoocenę.

- Dobrze, uwaga – zaczęła profesor, po czym popatrzyła na wszystkich, marszcząc brwi. – W ciągu poprzedniego tygodnia ćwiczyliśmy zaklęcie, które transmutowało papugę w kolorową firankę i odwrotnie. Był to dość trudny urok i nie jestem pewna, czy wszyscy dobrze opanowali i tą sztukę, dlatego - tutaj machnęła różdżką, przez co na pryczy na środku sali pojawił się owy ptak – każdy mi teraz to udowodni – zakończyła, patrząc w stronę swoich podopiecznych, a widząc ich miny, dodała: - W ramach sprawdzianu, oczywiście.

Klasa jęknęła głośno i równocześnie, wykluczając w tym parę osób, którzy z szerokimi uśmiechami wpatrywali się w nauczycielkę, która zaczęła ich po kolei wywoływać.

- Panno Meadows – zarządziła McGonagall, sprawiając, że na twarzy domniemanej pojawiło się przerażenie.

- Dlaczego zawsze ja? – szepnęła Dorcas, a Lily, z którą siedziała w ławce, cicho zachichotała, wzruszając ramionami i przy okazji wypychając przyjaciółkę z ławki na środek. Brunetka niepewnie podniosła różdżkę, po czym mówiąc cicho formułkę zaklęcia, sprawiła, że papuga zamieniła się w materiał, jednak z małymi niedociągnięciami, ponieważ ów firanka wydawała z siebie dziwne dźwięki. Mimo to Dor uśmiechnęła się szeroko.

- Zadowalający – odrzekła profesor, zaznaczając coś na pergaminie przed sobą. – Wright, twoja kolej...

Z czasem lekcja wydawała się coraz bardziej zabawniejsza, ponieważ firanki zazwyczaj miały śmieszne dodatki typu: dziób, ogon, pióra, a nawet pojawiła się taka, która posiadała głowę i nogi ptaka, a tułów materiału, jeżeli można było tak powiedzieć. Istne szaleństwo, pomyślała znudzona profesor, po czym stawiając „Okropny", popatrzyła na listę osób, które jej jeszcze zostały.

Fortuna kołem się toczy || HP, Huncwoci ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz