28. Po co nosić maskę, gdy nie ma się już twarzy?

424 34 2
                                    

Ku wielkiej radości uczniów, nareszcie nadeszła sobota, a wraz z nią błogie lenistwo. Niemal każdy, kto miał jakiekolwiek szkolne zaległości, zostawiał je na jutro. Dzisiaj głowę zajmowały bardziej obiecujące myśli, które dotyczyły spotkania sam na sam z ukochaną, najzwyklejszej rozmowy z przyjacielem, odprężającego i samotnego kontaktu z naturą, ćwiczeń do zbliżającego się wielkimi krokami meczu quidditcha czy chwili odetchnienia z zajmującą książką w rękach.

James i Syriusz wybrali trochę inny sposób relaksu, ponieważ spali. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby na zegarach nie wybiła już dwunasta w południe. Siedzieli wczoraj do późna, wspominając stare i dobre czasy, co jakiś czas zapijając wspomnienia mugolskim alkoholem. Do tej pory nie potrafili sobie przypomnieć, kto załatwił im aż tak mocne diabły, po których niemiłosiernie paliło gardło.

Na szczęście wystarczyło tylko krótkie i dość łatwe zaklęcie powstrzymujące kaca, by czuć się... trochę lepiej.

- Już nigdy więcej nie wezmę tego mugolskiego szajsu do ust – poskarżył się Łapa, przymykając oczy, bo zaglądające przez okno jarzące słońce mimo wszystko nie dawało spokoju.

- Ja też.

- A przynajmniej do następnego weekendu.

James wyszczerzył się, z ukosa patrząc na przyjaciela. Chłopcy nie mieli jeszcze siedemnastu lat, a więc pili bezprawnie. Tym bardziej na terenie szkoły, co było absolutnie zabronione i groziło albo powiadomieniem rodziców i srogim szlabanem, albo zawieszeniem w prawach ucznia. Nie chcieli jednak dać sobie z tym spokoju. Ba! Czasami wręcz zakładali się o to, kto więcej wypije i będzie przy tym bardziej trzeźwy.

- To co? Wpadamy dzisiaj do Hogsmeade? – zaczął Potter, ubierając czystą koszulkę, a swoje kroki zwracając w stronę łazienki. Przemył wodą zaspaną twarz, szybko wyczyścił zęby i jeszcze mocniej rozczochrał włosy. – Kończy mi się zapas łajnobomb.

- Czyżbyś myślał o jakimś nowym dowcipie?

- Nie – uśmiechnął się Rogacz – ale łajnobomb nigdy za wiele.

- I tak wiem, że szykujesz coś specjalnego – mówiąc to, Syriusz wywrócił oczami i narzucił na siebie sweter. – To chodźmy teraz na obiad, a z powrotem wybierzmy się tam obrazem na trzecim piętrze. Co ty na to? Chyba że masz zamiar wykorzystać jakieś inne przejście, chociaż szczerze mówiąc, nie będzie mi się chciało przechodzić cały zamek wzdłuż i wszerz.

Rogacz w odpowiedzi wzruszył ramionami, zapatrzywszy się w niebo za oknem.

Black westchnął z rezygnacją. Wczorajszej nocy Syriusz specjalnie zaprawił Jamesa, by wydobyć od niego co poniektóre informacje. Wiadomym przecież było, że na trzeźwo Rogacz nie puściłby pary z ust, a dzięki tej niewinnej sztuczce Łapa przynajmniej wiedział, na czym stoi jego przyjaciel i w jaki sposób próbować mu pomóc. Musiał przyznać, że w trakcie rozmowy momentami był trochę zły za obsesję i upartość Jamesa, bo bez względu o czym by nie dyskutowali, temat zawsze wracał na Evans. Czasami Black zastanawiał się, czy w którymś momencie rzekoma miłość do Lily nie przerodziła się w psychiczną chorobę.

Te chaotyczne rozmyślania przerwało wtargnięcie Petera do dormitorium. Widząc Jamesa i Syriusza, rzucił im pogardliwe spojrzenie. Stał w drzwiach jeszcze parę sekund, by bez słowa podejść do kufra, wyciągnąć z niego bliżej nieokreśloną rzecz i z równie dumną postawą skierować się do wyjścia.

- Glizdek, czy coś...

Rogacz zamilkł, kiedy w odpowiedzi usłyszał głośne trzaśnięcie drzwiami. Ze zdziwieniem zarejestrował, że od jakiegoś czasu kompletnie nie rozmawiał z przyjacielem. Zrobiło mu się żal Petera, ale przede wszystkim czuł wstyd. Jak mógł być aż tak zajęty sobą, żeby nie zwrócić uwagi na otaczających go przyjaciół? Wbrew wszystkiemu Peter nie zachowywał się normalnie. Właściwie to przez moment James w jego brązowych oczach dostrzegł całkowicie inną osobę traktującą ludzi niczym robaki. Albo starającą się traktować.

Fortuna kołem się toczy || HP, Huncwoci ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz