37. Najpierw pies nie lubi kota, a dopiero potem szuka argumentów

307 29 19
                                    


~ autor nieznany

Minął tydzień od pierwszej w historii Hogwartu ceremonii powtórnego przydziału, który wbrew pozorom przebiegł spokojnie. W przeciągu tych paru dni lekcje zostały odwołane, by każdy uczeń mógł przyzwyczaić się do obecnej sytuacji i do pogodzenia się ze śmiercią koleżanki. Lily zastanawiała się parokrotnie, czy profesor Dumbledore napomknie coś o złapaniu mordercy, ale raczej się na to nie zanosiło. Możliwe, że nie chciał niepokoić uczniów kolejnymi przykrymi informacjami, które znajdowały się na porządku dziennym i które tak szczegółowo przedstawiał im Prorok Codzienny. Każde śniadanie rozpoczynało się od pytania: „kto umarł?" i od wymienienia przynajmniej paru nazwisk. Lily doskonale widziała, jak przyjaciele zamierali, dopóki ktoś nie odpowiedział. W końcu martwili się o swoich najbliższych. Sama zresztą z niepewnością zagryzała wargę i modliła się w duchu, by na liście nie znalazł się ktoś, kogo mogłaby znać.

Dzisiejsza poczta również przyniosła wiele przykrości i strachu. Na szczęście lista zmarłych była krótka, a wymienione nazwiska nic Lily nie mówiły. Uśmiechnęła się więc pod nosem, przysłuchując jednocześnie świergotaniu Dorcas. Z ożywieniem opowiadała coś Syriuszowi, który naprawdę próbował jej słuchać. Panna Evans doskonale jednak widziała, jak chłopak co jakiś czas rzucał nieprzychylne spojrzenia w stronę brata. Regulus, jak zwykle milczący, siedział na końcu stołu przy pierwszorocznych i w spokoju jadł śniadanie. Gdyby nie historia z Dorcas sprzed roku, bardzo by mu współczuła. Przez wybór Tiary Przydziału Black został kompletnym wyrzutkiem, nie przynależąc już ani do Slytherinu, ani do Gryffindoru. Podobno z nikim nie rozmawiał, a w przerwach między porami jadalnymi gdzieś się chował. Lily parę dni temu rozmawiała o Regulusie z Jamesem, o tym, jak się im razem mieszkało. O dziwo, Jim nie miał zbyt wiele do powiedzenia poza tym, że postanowili nie wchodzić sobie w drogę.

Lily rozejrzała się po Wielkiej Sali, a po chwili skrzyżowała spojrzenie z Patrickiem. Natychmiast odwróciła głowę. Nie miała najmniejszej ochoty rozmawiać ze swoim chłopakiem, który coraz częściej prawił jej wyrzuty. Głównie o zadawanie się z Jamesem Potterem, o którego był cholernie zazdrosny. Jakby na zawołanie, Lily popatrzyła na przyjaciela. Uśmiechał się, rozmawiając z Anne, ale uśmiech ten nie docierał do oczu. James wydawał się przygnębiony i czymś zamyślony. Co ciekawe, chyba naprawdę postanowił dać jej spokój. Skończyły się głupie gadki i próby wzięcia Evans na randkę. James przestał też rozprawiać całej szkole o uczuciach w stosunku do niej, z czego właściwie Lily powinna się cieszyć. Tym bardziej że słyszała rozmowę Pottera z Łapą, w której mówił coś o jakiejś brunetce z Hufflepuffu.

Pytanie brzmiało: dlaczego ten fakt tak bardzo się Lily nie podobał?

Nagle poczuła niespodziewany ruch w kieszeni mundurka. Zrobiła zdziwioną minę, kiedy po włożeniu do niej ręki, wyjęła malutką karteczkę.

„Ludzie, którzy chcą dokończyć pewne sprawy, uciekają z Azkabanu".

Po przeczytaniu tej krótkiej notki Lily bezwiednie zadrżała. Wyczuwając groźbę, ze zdenerwowania zacisnęła usta w wąską linię.

– Lily? Wszystko okej? – zapytał Remus i tym samym sprowadził na nią zdziwione spojrzenia pozostałych. – Zbladłaś i się trzęsiesz. Dobrze się czujesz?

Lily natychmiast zmięła karteczkę w dłoni i schowała ją z powrotem do kieszeni. Wzięła uspokajający, głęboki oddech i wymuszenie uśmiechnęła się do Lupina.

– Jasne. Po prostu zrobiło się trochę chłodno.

– Skoro tak – odparł, wzruszając ramionami, i wrócił do jedzenia.

Fortuna kołem się toczy || HP, Huncwoci ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz