21. List, papier. Zostawiamy tylko niepotrzebne ślady

428 36 2
                                    

Pomimo tego, że dziesiąty listopada zapowiadał się dość słonecznie, jeżeli w ogóle można było tak powiedzieć, patrząc na porę roku panującą w Anglii, nad głównym cmentarzem Londynu pojawiły się ciemne, ponure chmury, które w jakiś sposób odzwierciedlały emocje ludzi tam będących. Na ich twarzach malowała się rozpacz i tęsknota, która pogłębiała się z czasem patrzenia na dwie, dość duże, marmurowe trumny.

Z czyjegoś gardła nagle wyrwał się głośny szloch, który po chwili raptownie ucichł, ponieważ osoba ta po prostu zemdlała z nadmiaru negatywnych emocji i nerwów, które w wręcz palący sposób nad nią zdominowały. Petunię, starszą córkę Karen i Marka, wydarzenia z dnia dzisiejszego po prostu przerosły i tylko dzięki takiemu zwrotu akcji, jej ciało mogło choć chwilę odpocząć; w ramionach swojego chłopaka, który na szczęście złapał ją, gdy upadała.

Białe, jednakowe trumny zaczęto zasypywać ziemią, tym razem już na zawsze, i po raz ostatni, żegnając się z tak wspaniałymi ludźmi; przykładowym małżeństwem i zarazem kochającymi rodzicami.

A Lily, młodsza córka, nawet nie raczyła przyjść na tak ważną uroczystość. Po prostu zapomniała...

*

Syriusz wyszedł z łazienki, nie mogąc powstrzymać szerokiego ziewnięcia. To nie był dobry pomysł, żeby kłaść się spać tak późno, tym bardziej, że dzisiaj był wtorek, co oznaczało kolejne męki szkolne. Aż wzdrygnął się na samą myśl.

- Rogacz, wstawaj! – krzyknął donośnie po chwili namysłu, rzucając przy okazji poduszką w przyjaciela, który natychmiast aż zerwał się z łóżka. Nieprzytomnym wzrokiem patrzył wprost na Łapę, który wyszczerzył bezceremonialnie swoje białe ząbki. Kiedy jednak świadomość do niego powróciła, warknął pod nosem. Zawsze tak było, odkąd pamiętał! Jakby nie dałoby się obudzić go w mniej nieprzyjemny sposób...

- Jim! – Do jego uszu dobiegło głośne nawoływanie dziewczyny, która uważała się za jego siostrę. Westchnął tylko, opadając ponownie na poduszkę. Po chwili do dormitorium wparowała Lily, która miała dość śmieszną minę. – Wstałeś już? – spytała, rozglądając się po pomieszczeniu.

- Cześć, Ruda! – powiedział panicz Black, uśmiechając się, kiedy tylko rudowłosa rzuciła w jego stronę radosne spojrzenie.

- Dzień dobry, Łapciu – odrzekła, po czym zaczęła lustrować wzrokiem jego wpół roznegliżowane ciało. W końcu bożyszcz Hogwartu miał na sobie tylko spodnie. Lilka pokiwała głową z uznaniem i zamruczała cicho, przez co wywołała cichy śmiech u swojego przyjaciela. Potter tylko jęknął, przez co przez pokój przeszła jeszcze większa salwa śmiechu. – Wstawaj, James! Muszę ci kogoś przedstawić! Wstawaj – mówiła, podchodząc do czarnowłosego i szarpiąc go za ramię.

- Lily, jest dopiero... - zaciął się lekko, podnosząc głowę ku górze, a później całkowicie wstając na nogi. Przeciągnął się niczym rasowy kot, po czym ziewnął.

- Siódma trzydzieści – wszedł mu w słowo Syriusz, zakładając na siebie koszulę. – To ja spadam, dzieci, tatuś ma coś do załatwienia – dodał, sprawiając, że tamci tylko prychnęli. Zaśmiał się pod nosem, opuszczając dormitorium i w wyśmienitym humorze skierował się w stronę schodów prowadzących do Pokoju Wspólnego.

- Mam jeszcze pół godziny! – jęknął Potter, kiedy rudowłosa zaczęła go popychać w stronę łazienki.

- Chciałeś powiedzieć „tylko" – odpowiedziała z uśmiechem, a kiedy już wepchała Jamesa do środka, zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. – Jim, streszczaj się, poczekam tutaj na ciebie.

Fortuna kołem się toczy || HP, Huncwoci ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz