33. Pod pełnią księżyca bezsennie szukamy swojej tożsamości

475 40 7
                                    

- Remus!

- Już idę, mamo! – odkrzyknął, po czym zamknął książkę od transmutacji. Od powrotu z wycieczki z Lissie, jej ojcem i Harrym minął ponad tydzień, a dziewczyna ani razu się nie odezwała. Wszystkie jego sowy z przeproszeniami i zapewnieniami, że wszystko w porządku i wyjechał ze względu na chorą mamę, najwidoczniej do niej nie docierały. Najchętniej z powrotem by się tam teleportował, ale mama mu odradzała. Mówiła, żeby Remus dał jej trochę czas i porozmawiał na spokojnie dopiero w Hogwarcie.

Mimo wszystko Remus nie mógł przestać myśleć o ich ostatnim spotkaniu. Wielokrotnie zastanawiał się, czy aby wreszcie nie wyznać jej prawdy, ale chyba za bardzo bał się utraty Lissie. Bo z pewnością by odeszła, gdyby dowiedziała się o co miesięcznej przypadłości Lupina. Nie chciał więcej o tym myśleć, nie wspominając już o układaniu scenariuszy czekającej ich rozmowy, ponieważ każdy kolejny zakładał, że Lissie jakimś cudem mogłaby nie odejść, a Remus nie należał do osób lubujących się w mydleniu sobie oczu. Nienawidził robić sobie niepotrzebnej nadziei.

- Remus!

- Idę, idę.

Westchnął, po czym wstał. Każdy ruch, kiedy szedł w stronę kuchni, powodował lekko wyczuwalny ból, który z czasem się pogłębiał. Wskazywał on na niebawem nadchodzącą przemianę. Mogłoby się wydawać, że Lupin powinien się wreszcie przyzwyczaić do swojej wilkołaczej dolegliwości, ale to nieprawda. Człowiek nie jest istotą odporną na ból i za każdym razem Remus od początku przeżywał wszystkie katusze. Jedynym plusem był fakt, że wiedział, co go czekało. Chociaż czy to właściwie była pozytywna informacja? Czasami życie w niewiedzy wydawało się o wiele prostsze, bo zawsze mogło zdarzyć się coś mile zaskakującego, na przykład zemdlenie z bólu - chociaż sprawdzenie się akurat tego scenariusza graniczyło z cudem.

Gdy tylko Remus pojawił się w kuchni, napotkał smutne i współczujące spojrzenie matki. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie do syna, podeszła i pocałowała w policzek.

- Wszystko będzie dobrze, Remusie.

- Wiem, mamo. Już parę razy to przechodziłem – zażartował niewesoło, a pani Lupin zgromiła go wzrokiem.

- Chodziło mi o Lissie. Pogodzicie się.

- To pewne, że się pogodzimy – westchnął chłopak. – A potem Liss dziwnym zbiegiem okoliczności będzie musiała gdzieś wyjechać, zerwie więc ze mną, ale nie martw się, mamo, na pewno zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi.

Remus nawet nie zdawał sobie sprawy z przemawiającej przez niego goryczy. Słowa wyrwały mu się tak nagle, że nawet nie zdążył ich do końca przemyśleć.

- Och!

Eva była kompletnie zaskoczona wybuchem Remusa. Zazwyczaj chłopak zachowywał się nadzwyczaj spokojnie, czym czasami doprowadzał ją do szewskiej pasji. Eva należała do osób, które wolały wyrzucić z siebie emocje, nawet te najbardziej ciemne, byle później móc w pełni się odprężyć.

- Przepraszam – rzucił niemal od razu Lupin, na co kobieta machnęła ręką.

- Jeżeli ta dziewczyna tak postąpi, wiedz, że nie była cię warta, a to najlepsza decyzja, jaką mogła podjąć. Dzięki temu żadne fałszywe babsko nie będzie kręciło się wokół mojego synka.

- Mamo!

Eva zachichotała pod nosem, po czym otworzyła drzwi do piwnicy.

- Poradzę sobie, nie musisz ze mną tam wchodzić, wiesz?

- Oczywiście, że sobie poradzisz. Po prostu ja muszę tam z tobą wejść.

Remus wywrócił oczami, ale bez słowa zszedł za mamą do piwnicy wprost do wyciszonego i wzmocnionego zaklęciami pokoju. Na samym początku zaraz po wybudowaniu stało tam łóżko, ale po przemianie pozostały z niego jedynie strzępki. Dlatego postanowili nie wstawiać tam żadnych mebli. Było tam jednak ciepło i wydawało się dość przytulnie, na ile pozwoliły okoliczności. Na ścianach widniało paręnaście zadrapań po pazurach, ale nie rzucały się aż tak w oczy. Zresztą poza Remusem, Evą i czasami mężem Evy, Davidem, nikt się tutaj nie zapuszczał.

Fortuna kołem się toczy || HP, Huncwoci ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz