Tydzień przed końcem szkoły miał odbyć się ostatni w tym sezonie mecz quidditcha. Krukoni grali przeciwko Gryfonom o pierwsze miejsce w tabeli. James i Syriusz, którzy byli w drużynie, chodzili więc nerwowo od rana, nie mogąc przestać myśleć o wygranej. Dorcas z politowaniem patrzyła na przyjaciół niemrawo siedzących przy stole w Wielkiej Sali. Nałożyła im na talerze naleśniki z bekonem, ale ani jeden ani drugi niczego nie ruszył.
- Czym wy się tak przejmujecie? – spytała, wolno przeżuwając tost. – Przecież to nie jest wasz pierwszy mecz.
- Ona nie wie, co mówi, Rogacz.
- Nie, kompletnie nie ma pojęcia.
Chłopaki pokręcili głowami, za to brwi Dor podjechały do góry. Nadal nic nie rozumiała.
Łapa odchrząknął, ale to James zaczął tłumaczyć:
- Dopiero w tym roku zostałem kapitanem, prawda? Powiedz mi, Dora, jakby to wyglądało, gdyby podczas mojej pierwszej warty nasza drużyna przegrała albo, jeszcze gorzej, zdobyła drugie miejsce? Straciłbym cały szacunek w oczach wszystkich i musiałbym zrezygnować z pozycji szukającego. Stałbym się nikim.
- Dobra, dobra – przerwała mu – rozumiem, Jim, to dla ciebie wielki dzień i tak dalej, i tak dalej. Ale co ty masz z tym wspólnego? – zwróciła się do Syriusza.
- Rogacz jest moim najlepszym kumplem.
- I co z tego?
- I muszę go wspierać w każdej sytuacji – odparł Łapa takim tonem, jakby musiał tłumaczyć najjaśniejszą rzecz na świecie. – Kobiety, co z wami jest nie tak? Siostrzany kodeks nie przewiduje podobnych sytuacji?
Dorcas, która aktualnie popijała kawę, parsknęła głośno w filiżankę.
- Siostrzany kodeks?
- No tak – przytaknął powoli Syriusz. – Nasz, braterski, obejmuje prawie wszystkie możliwe przypadki. Czarno na białym zostało napisane, jak brat powinien zachowywać się w stosunku do brata. Co mu wolno, a co jest kategorycznie zabronione. Chociaż więcej jest zakazów, nie, Rogaty? – zwrócił się do kumpla, który machinalnie pokiwał głową. – Naprawdę nie macie żadnego kodeksu?
Dorcas zaprzeczyła.
- To jak wy żyjecie?
- Dobra, wstawaj, Łapo – James klepnął przyjaciela w plecy – czas na nas. Za pół godziny mamy mecz, a trzeba jeszcze powtórzyć parę zwodów. Drużyna, na boisko! I nie marudzić! McKinnon kończ wreszcie jeść, bo cię miotła nie utrzyma!
Marlena, jak i reszta drużyny Gryfonów, popatrzyła na kapitana spod przymrużonych powiek. Odrzuciła łyżkę, którą jadła owsiankę, wstała od stołu i wściekła skierowała się do wyjścia.
- Do zobaczenia, Dora – James zwrócił się tym razem do przyjaciółki i powędrował za jeszcze ospałą drużyną. Syriusz również pognał za przyjacielem, rzucając ostatni uśmiech Meadows. Dziewczyna pokręciła głową i w spokoju dojadła śniadanie. Parę minut później poszła do wieży Gryffindoru z zamiarem obudzenia Anne i Lily. Z początku miała zajść po Lissie, ale wychodząc z Wielkiej Sali, zauważyła Krukonkę siedzącą przy stole Ravencalwu razem z Remusem. Kiedy dotarła do dormitorium, napotkała tylko śpiącą Wisborn, którą obudziła, niedelikatnie krzycząc do ucha.
Lily za to miarowym krokiem podążała w kierunku biblioteki. Musiała oddać książkę, której wczoraj potrzebowała do odrobienia pracy domowej z eliksirów. Poza tym umówiła się tutaj z Patrickiem, ponieważ ustalili, że dzisiejszy mecz spędzą razem w loży Krukonów. Evans z początku nie była przychylna temu pomysłowi, ale Smith przekonał ją naprawdę namiętnym całusem, w trakcie którego zapomniała, jak się nazywa.
CZYTASZ
Fortuna kołem się toczy || HP, Huncwoci ✔
FanfictionMożna by się spodziewać, że bycie nastolatkiem należy do najprostszych czynności świata. Co za banialuki! Dorastanie w Hogwarcie to prawdziwy koszmar, szczególnie gdy poza jego murami wznosi się cień wojny, a ty nie wiesz, jak odróżnić przyjaciela o...