~ Francoise Sagan
Trochę to trwało, ale jestem z nowym rozdziałem. Zaskoczeni? :)
Lily po raz kolejny westchnęła zrezygnowana.
W pokoju wspólnym panowało istne szaleństwo. Uczniowie śpiewali, tańczyli, krzyczeli i ogólnie ekscytowali się wygranym meczem ze Ślizgonami, co zapewniło im pierwsze miejsce w rankingu. Gryfoni zdobyli Puchar Quidditcha, z czego również była dumna, lecz bez przesady. Widząc, jak drużyna została podrzucana i ściskana, pomyślała, że to zdecydowanie za dużo.
Niedługo zbliżały się egzaminy i to na nich uczniowie powinni skupić uwagę. A nie na jakichś bzdurnych meczach.
– Jakby Jim pytał – zwróciła się do Łapy – będę na błoniach.
– Co? Czemu? Zostań z nami i świętuj!
– Muszę się pouczyć.
Syriusz wybałuszył oczy.
– Daj spokój, Lilka! Choć raz zrób coś normalnego. Poza tym nauka nie nieśmiałek, nie schowa się.
– Po prostu przekaż to Jimowi.
– Okej, okej. Jakbyś zmieniła zdanie, wiesz, gdzie jesteśmy. McKinnon! – wydarł się, by bez dalszych słów wyminąć Evans i podbiec do Marleny. Musiał przecież omówić ostatnie minuty, które przesądziły o wygranej.
James stał niemal na środku pokoju, a wokół niego utworzyło się kółeczko. Gratulowali mu, piszczeli i rozmawiali, dlatego Lily nie chciała przeszkadzać. Chyłkiem przeszła do dormitorium po książki oraz notatki, a później bezpośrednio skierowała się na błonia.
Jak na połowę marca, na zewnątrz robiło się już całkiem ciepło, więc grzechem byłoby nieskorzystanie z pięknej pogody. Uśmiechnęła się na widok słońca wyłaniającego się zza chmur. Idealna pora na naukę run i symboli numerycznych. Pod wielkim dębem przy jeziorze wyczarowała koc, na którym wygodnie się rozsiadła.
Pół godziny później, albo nawet jeszcze dłużej, ktoś zaszedł Lily od tyłu i chrząknął głośno. Przekręciła głowę, ale widząc Patricka, jej brwi powędrowały pod linię włosów. Spodziewała się raczej Jamesa.
– Cześć. Przeszkadzam?
– Cześć. Jasne, że nie. Siadaj – zaproponowała, robiąc miejsce obok.
Chłopak bez wahania klapnął na koc, a później uśmiechnął się szeroko.
– Dawno nie rozmawialiśmy, co?
– Faktycznie. Trochę czasu minęło.
– Próbowałem parę razy zagadać – wyznał niespodziewanie – ale najpierw tchórzyłem, a później podchodził do ciebie Potter, więc wolałem nie ryzykować. W ogóle kto by się spodziewał, że naprawdę się z nim zwiążesz? Rzucił na ciebie zaklęcie? Dał ci podejrzany eliksir do wypicia?
Lily zachichotała pod nosem.
– Nic mi o tym niewiadomo. Gdyby ktokolwiek powiedział mi jeszcze rok temu, że będę się spotykać z Jamesem, chyba dostałby Jęzlepem za rozpowiadanie takich bredni.
– Mhm. A potem Aviforsem za denerwowanie Lily Evans.
– Ej, nie jestem aż tak wredna! – parsknęła i lekko szturchnęła Patricka w ramię. – No, może Tarantallegrą, ale nic więcej!
Roześmiali się wspólnie. Lily nawet przeszło przez myśl, że czuła się jak wtedy, gdy dopiero zaczęli się spotykać. Też było tak śmiesznie i bezproblemowo. Poza tym Patrick należał do wąskiej grupy osób potrafiących ją rozbawić.
CZYTASZ
Fortuna kołem się toczy || HP, Huncwoci ✔
FanfictionMożna by się spodziewać, że bycie nastolatkiem należy do najprostszych czynności świata. Co za banialuki! Dorastanie w Hogwarcie to prawdziwy koszmar, szczególnie gdy poza jego murami wznosi się cień wojny, a ty nie wiesz, jak odróżnić przyjaciela o...