Dokładnie dzień przed wyjazdem, dziewczyny zaczęły się pakować. Dobrze wiedziały, że przez ich wczorajsze roztargnienie, będą musiały wszystko teraz nadrobić. Przecież już dawno mogły chociaż przygotować sobie ciuchy na wyjazd, ale te jednak wolały zostawić wszystko na ostatnią chwilę.
W ich dormitorium panował istny chaos. Fatałaszki były porozrzucane po całym pokoju, a inne mniej ważne, ale potrzebne rzeczy, umieszczone zostały w kupce koło okna. Dzięki temu przyjaciółki jako tako mogły się poruszać po sypialni.
- Dorcas, gdzie moja szczoteczka do zębów?! – krzyknęła Lily ze zrezygnowaniem. Miała już po dziurki w nosie tego rozgardiaszu, poza tym była strasznie głodna. W końcu od siódmej jest na nogach i cały czas się pakuje. Nawet nie miała czasu zejść do Wielkiej Sali na śniadanie, ani na obiad, który właśnie w tym momencie, trwał.
Meadows wychyliła głowę z łazienki, aby lepiej było ją słyszeć. Już brała głębszy oddech, aby coś odrzec, jednak się lekko zachwiała, przez co z rąk, uformowanych w koszyczek, powypadały jej wszystkie przybory toaletowe. Przeklęła cicho, jednak wyraźnie, dzięki czemu po pokoju przeszedł cichy chichot jednej z dziewczyn, która leżała wygodnie na łóżku Lilki i obserwowała ich poczynania.
- Nie mam pojęcia! Przecież to twoja szczoteczka! – zaperzyła się szatynka i z powrotem weszła do środka łazienki.
- Ann – tym razem Lily zwróciła się do blondynki. – Nie widziałaś mojej szczoteczki? – pytała dalej, jednak kiedy nie otrzymała odpowiedzi szybko dopowiedziała. – No wiesz, taka kolorowa z... - przerwała zirytowana, gdy zauważyła, że od strony Anne nie ma w ogóle odzewu. Otóż Wisborn w zawrotnym tempie rzuciła się pod łóżko, prawdopodobnie dlatego, że czegoś szukała, i co chwila wyrzucała stamtąd jakieś niezidentyfikowane przedmioty.
- Liss, a może ty widziałaś Szczotusię? – zapytała Evans kolejną osobę. Spojrzała na nią pytająco, kiedy dosłyszała, że ta śmieje się pod nosem. Już miała powiedzieć coś zgryźliwego, gdy przyuważyła, że rudowłosa ma w swojej ręce szczoteczkę do zębów, jej szczoteczkę! Szybkim krokiem podeszła do dziewczyny i zwinnym ruchem zrzuciła ją z łóżka, przy okazji łapiąc swoją zdobycz. – Szczotusia? Nic ci nie jest? Czy ten potwór ci coś zrobił? – spytała szczoteczkę do zębów i pogłaskała ją lekko.
- To bolało – zaperzyła się Roshid, jednak na twarzy miała wymalowany szeroki uśmiech. Jeszcze nigdy w życiu nie słyszała, aby ktoś rozmawiał z przyborem do mycia zębów. Ale po Lilce można spodziewać się wszystkiego.
- Bo miało – zaśmiała się perliście zielonooka i usiadła koło niej na posłaniu.
- Znalazłam! – Usłyszała krzyk blondynki, która z impetem wyskoczyła spod łóżka z butem w dłoni. – Jeszcze tylko jeden – rzekła do siebie głośno i ponownie zanurkowała pod łóżko, tylko że tym razem nie tym należącym do niej, lecz Dorcas.
Rudowłose kobiety zaśmiały się dźwięcznie, aby po chwili równocześnie opaść na poduszki.
- Jak to możliwe, że siedzisz teraz z nami, a nie pakujesz się? – zdziwiona Lily podniosła się na łokciach i spojrzała na dziewczynę leżącą obok. Po chwili swój wzrok przeniosła na współlokatorki, biegające od szafy do walizki, od łazienki do okna, od łóżka do drzwi, aby zaśmiać się pod nosem. Nie wiedziała, że wygląda to aż tak komicznie.
- Ja już się dawno spakowałam, a dokładnie to tydzień temu. – Lissie parsknęła śmiechem, widząc minę przyjaciółki. Sama także podążyła za wzrokiem panny Evans, a kiedy dowiedziała się, że ta obserwuje poczynania reszty dziewczyn, zamyśliła się na chwilę. W tym momencie wiele by dała, aby zostać Gryfonką, która mieszka z nimi w jednym pokoju. One jako pierwsze uznały ją za przyjaciółkę, chciały z nią rozmawiać, dowcipkować. Jeszcze nigdy nie znała takiego uczucia od strony nieznajomych ludzi, bo rodzina to co innego.
CZYTASZ
Fortuna kołem się toczy || HP, Huncwoci ✔
FanfictionMożna by się spodziewać, że bycie nastolatkiem należy do najprostszych czynności świata. Co za banialuki! Dorastanie w Hogwarcie to prawdziwy koszmar, szczególnie gdy poza jego murami wznosi się cień wojny, a ty nie wiesz, jak odróżnić przyjaciela o...